Przekonywanie społeczeństw o nieuchronności zjawisk migracyjnych jest przede wszystkim na rękę aktywistom promującym otwarte granice.
Wraz z ogłoszeniem przez polski rząd budowy kolejnej, tym razem tymczasowej, zapory na granicy polsko-rosyjskiej z obwodem kaliningradzkim, w sieci pojawiły się głosy części opozycji potępiające te środki jako niehumanitarne, kosztowne i nieskuteczne. Na marginesie zauważyć należy, że tylko margines polityków i działaczy opozycyjnych zabrał głos. Milczało kierownictwo partii, milczeli aktywni w trakcie awantur na polsko-białoruskiej granicy posłowie Sterczewski i Szczerba.
Najbardziej bezsensowność podjętych środków krytykuje europoseł Janina Ochojska jako dowód przedstawiając artykuł oko.press „Migracje będą, czy tego chcemy, czy nie. Europa nie odwróci globalnych trendów restrykcjami”. Tekst oznaczony jako prywatna opinia Macieja Grześkowiaka, choć podparty autorytetem zawodowym prawnika z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, poraża bezradnością i brakiem rzetelnej analizy.
Grześkowiak pisze, że mury, barykady, zawracanie na morzu, pushbacki, zaostrzanie prawa azylowego i imigracyjnego oraz ostrzejsze traktowanie instrumentalizacji imigracji nic nie dadzą. Rośnie imigracja przymusowa, rośnie nielegalna imigracja dobrowolna, dochodzi do tego (kreowane przez aktywistów od lat) „uchodźstwo klimatyczne”. Nie wspomina już o legalnych migracjach, takich jak łączenie rodzin, co według Frontexu stanowi prawie 1/3 ruchu migracyjnego do Europy. I tego nie powstrzymamy, jak przekonują Grześkowiaka osoby decydujące się na taki krok, ponieważ warunki w krajach pochodzenia są gorsze niż podejmowane ryzyko.
„Nie bronić, nie bronić, wyjść i się poddać” chciałoby się powtórzyć za Kazikiem z piosenki „Oblężenie”. Może więc aktywiści proimigracyjni są jak prorocy w tej historii oblężenia Jerozolimy, namawiając nas do pokory wobec sytuacji, na które nic nie poradzimy? A może są tylko fałszywymi prorokami?
Utopijna wizja otwartych granic skończy się ich coraz większym zamykaniem, zaostrzaniem procedur i niestety tym, o czym pisał profesor Wolniewicz, czyli zatapianiem łodzi.
Po pierwsze, o co aż prosi się w takim artykule, nie padają żadne alternatywne rozwiązania lub jakiś obraz sytuacji społeczeństwa europejskiego po efekcie masowej migracji. To ma być po prostu nowa normalność Europy. To stanowczo zbyt mało wobec niepokojów społecznych, jakie generują masowa imigracja i nieskuteczna integracja. Podobne głosy nie są nowe i padały już z poziomu wyższych stanowisk, jak choćby z ust komisarza UE ds imigracji Dimitrisa Avramopoulosa. Wtedy tak samo bez konkretów, jedynie jako nakaz akceptacji zjawiska.