Nowy zamach w Norwegii i stare, od lat powtarzane wnioski

Jan Wójcik

W przypadku zamachów w Norwegii, muzułmanie mieli prawo poczuć się, że media stereotypowo potraktowały ich religię przypisując na początku, niejako automatycznie, zamachy terrorystom islamskim. Z tego powodu należą się im przeprosiny. Jednocześnie, z naszego punktu widzenia, istotne są przesłanki, które prowadziły do islamskich tropów; fakt, że zawsze jako główne zagrożenie wskazywaliśmy ideologię a nie narzędzie, którym się posługuje; oraz to, że podkreślaliśmy zagrożenie dla demokracji z obydwu stron.

Poszlaki, które wskazywały na terroryzm motywowany islamem

Tropem, którym podążyły media i analitycy terroryzmu w piątek 22.07 było zaangażowanie Norwegii w wojnę w Afganistanie i Libii, pogróżki ze strony dyktatora Muamara Kadafiego, rozpoczęcie procesu o terroryzm wobec radykalnego islamskiego mułły Krekara zaangażowanego w akcje terroryzmu na terenie Iraku oraz wcześniejszej pogróżki pod adresem rządu norweskiego, gdyby ten spróbował wydalić go do Iraku, co doprowadziłoby do orzeczenia wobec niego kary śmierci. Rok wcześniej służby antyterrorystyczne pochwyciły muzułmanów różnych narodowości, którzy prowadzili działania przygotowujące do zamachu terrorystycznego na terenie Norwegii. Wreszcie w samym dniu pojawiły się pogłoski, że islamskie ugrupowanie terrorystyczne Pomocnicy Globalnego Dżihadu przyznało się do odpowiedzialności za atak. Jeszcze dzisiaj w TVN24, dr Tomasz Aleksandrowicz z Collegium Civitas bronił racjonalności tych przypuszczeń, opartych o dekadę doświadczeń. Jednocześnie ze strony prawicowych ekstremistów Norwegia wcześniej nie doświadczała żadnej przemocy i nie było podstaw do stawiania podobnych hipotez.

W tej mierze na korzyść zachodnich mediów, analityków a także odbiorców przemawia to, że w momencie kiedy stopniowo coraz bardzie stawało się jasne (co nasz portal odnotował wcześniej niż profesjonalna TVN24), kto jest sprawcą zamachu, szerokich kręgów społeczeństwa nie ogarniają spiskowe teorie, które wbrew faktom winą obarczałyby islamskich zamachowców. Natomiast jak podają, opublikowane przez PEW Global Research na dzień przed tragicznym piątkiem, wyniki badania opinii społecznej wśród muzułmanów, w samej Turcji, blisko 10 lat po zamachach z 11 września, tylko 9% ankietowanych uważa, że dokonane zostały przez muzułmańskich terrorystów.

Ideologia a narzędzie

Osobną kwestią jest, że od lat podkreślamy, iż to nie terroryzm jest największym zagrożeniem dla świata, a ideologia, której bywa narzędziem. Terroryzm jest tylko sposobem postępowania i choć straszliwy w skutkach, nie prowadzi do zasadniczych zmian, chyba że pośrednio do ograniczania wolności obywatelskich. Niemniej jednak tymi sprawami zajmują się wyspecjalizowane organy państwa. Natomiast pozostają ciągle organizacje islamistyczne, które nawet działając poprzez instytucje nie są niczym innym, niż jak określa to Bassam Tibi organizacjami promującymi ideologię totalitarną. Także z jednej strony nikt nie zarzuca im terroryzmu, ale z drugiej strony w kwestiach politycznych, mówienie, że nie jest się terrorystą nie jest argumentem obrony. Tak samo nie jest to argumentem do ataku, że istnieją też terroryści skrajnie prawicowi, bo tych jak i ich ideologię potępiamy.

Wybór między dżumą a cholerą

Od lat zauważa się wzrost działań ugrupowań skrajnie prawicowych. Norwegia tylko pokazała, że i tu może dojść do podobnych ekstremistycznych działań jak w przypadku zamachowców czerpiących źródło w islamistycznej ideologii. W Europie zaczyna pojawiać się układ zagrożeń jaki miał miejsce po zakończeniu I wojny światowej. Wówczas demokracja była zagrożona przez  skrajnie prawicowe organizacje nazistowskie (pomijam tu ich etatystyczne poglądy na gospodarkę) z jednej strony, a z drugiej przez komunistyczny totalitaryzm. Dzisiaj aktywność skrajnej prawicy i jej zwiększone poparcie w społeczeństwie czerpie z obecności islamistów wykorzystujących do swoich celów, kojarzoną z lewicą, ideologię multi-kulti. Opierając się więc na nie tak dawnym doświadczeniu, należy mieć na uwadze, że wzmacnianie żadnej ze stron nie jest rozwiązaniem problemu i dopóki udział obydwu grup w społeczeństwie nie zostanie skutecznie ograniczony, dopóty nie może być mowy o braku zagrożenia dla demokracji i wolności. To, że obydwie strony są wobec siebie wrogie nie jest żadnym pocieszeniem dla społeczeństwa.

Dokąd pójdziemy Polsko?

Stąd na polskim gruncie niepokojąca dla nas staje się obojętność mediów czy organów państwa na podnoszone przez nas ostrzeżenia. Z jednej strony media nie reagowały na informacje dostarczane przez nas o rozprzestrzenianiu się ideologii fundamentalizmu islamskiego wśród polskich muzułmanów. Z drugiej strony, co jest naszym świeżym doświadczeniem, pomimo informowania rzecznika Komendy Głównej Policji na temat rozważań snutych w internecie i trafiających do naszych skrzynek mailowych na temat zbezczeszczenia budowanego meczetu, nie doczekaliśmy się odpowiedzi, jak postępować w przypadkach otrzymywania takich informacji. Pozostaje zatem pytanie nie czy, ale kiedy i z której strony w Polsce powtórzą się tragiczne scenariusze?

Jan Wójcik
Stowarzyszenie Europa Przyszłości

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Austria: promocja salafizmu na wiedeńskiej uczelni

Islamski radykalizm we Francji ma się dobrze

Wojna Izraela z Hamasem: błędy, groźby i antyizraelskie nastroje