Berliński szczyt w sprawie uchodźców, w środę 10 maja, nie zajął się jednak problemem ograniczania masowej imigracji, a jedynie kwestią lepszego nią zarządzania.
Nastroje antyimigracyjne rosną w niemieckim społeczeństwie, gdzie jeszcze kilka lat temu dominowała „Willkommenskultur” w stosunku do imigrantów i uchodźców. Jak wynika z sondażu instytutu badania opinii Allensbach 59% Niemców uważa, że ich kraj osiągnął już limit możliwości; dla wschodnich landów ten wskaźnik wynosi 69% badanych. Tylko 39% uważa, że obecne praw azylowe jest dobre.
Te nastroje to nie tylko niepokoje społeczeństwa. Coraz więcej włodarzy miast i szefów krajów związkowych przyznaje, że miejsca w ośrodkach są przepełnione, a dla odmiany finanse są puste. W ubiegłym roku napływ imigrantów i uchodźców drogami przemytniczymi został zwiększony poprzez przyjazd uchodźców z Ukrainy. Staje się to także tematem politycznym, opozycyjna koalicja CDU/CSU krytykuje rząd i organizuje oddzielne spotkania z włodarzami promując zaostrzenie polityki migracyjnej. Chociaż to CDU powinna być kojarzona, poprzez kanclerz Merkel, z napływem masowej imigracji, to przewodniczący jej obecnie Friedrich Merz był krytykiem ówczesnej polityki.
Rządząca koalicja „świateł sygnalizacyjnych” stara znaleźć rozwiązanie problemu zwołując „szczyt uchodźczy” wraz z szefami poszczególnych landów. Zdaniem redaktora naczelnego niemieckiego wydania „Neue Zürcher Zeitung” Marca Felixa Serrao na szczycie nie zabrakło ważnych stwierdzeń i wielkich słów, nie jest on jednak „punktem zwrotnym”, na który czeka niemieckie społeczeństwo.
Powodem nie jest bynajmniej wola polityczna czy głębokie różnice ideologiczne nie do przeskoczenia. Ograniczanie migracji popierają CDU, CSU i mniejszościowy partner w koalicji FDP, ale też rozsądne fragmenty SPD i Zielonych. Wielu polityków akceptuje konieczność wzmacniania granic zewnętrznych i przyspieszonych procedur. Problemem jest jednak to, zdaniem Serrao, że niemieccy politycy nie dyskutują o istocie problemu, ponieważ są bardzo przywiązani do żywionych przez siebie iluzji.
Po pierwsze, problematyczne dla decydentów jest jasne przyznanie, że jedna grupa imigrantów – ci wykształceni, z kwalifikacjami do pracy, migrujący legalnie – jest bardzo potrzebna niemieckiej gospodarce, a inne grupy, które są pozbawione tych cech i często migrują nielegalnie, są dla budżetu obciążeniem. Głoszone przez lata przez zwolenników migracji i otwartych granic hasło „Żaden człowiek nie jest nielegalny” zrobiło spustoszenie w zdolności do rozróżniania.