Republika Cypru doświadcza ostatnio, w przeliczeniu na jednego obywatela, największej imigracji w Europie. To mocno drenuje zasoby tego małego kraju.
Cypr jest poddany presji migracyjnej i ogromnej liczby wniosków, które w krótkim okresie doprowadziły do wzrostu populacji obcokrajowców w kraju do 5%. Proceder ten napełnia kieszenie przemytnikom, ale korzysta z tego także biznes edukacyjny, zwłaszcza w okupowanej przez Turcję północnej części kraju.
W uznawanej tylko przez Turcję Tureckiej Republice Cypru Północnego, TRCP, kwitnie biznes prywatnych uczelni wyższych. Jak sarkastycznie pisze portal Infomigrants, w każdej wiosce jest uniwersytet. Może to przesada, ale licząca 326 tysięcy mieszkańców separatystyczna republika liczy około 108 tysięcy studentów, na 50 uczelniach, z czego połowa to studenci, którzy w ubiegłym roku przybyli na Cypr z zagranicy.
Wśród najliczniejszych zagranicznych studentów są Nigeryjczycy, których jest na Cyprze 17 400, a za nimi obywatele Demokratycznej Republiki Kongo i Pakistanu, jak wynika z danych przedstawionych przez ministerstwo edukacji TRCP.
Ta struktura, nieprzypadkowo, powtarza się na południu wyspy. Do września w Republice Cypru złożono 16 700 aplikacji o azyl. Najczęściej robili to Nigeryjczycy, potem obywatele Konga, a następnie Pakistanu.
I jest to zapewne skutek dwóch czynników. Po pierwsze tego, że TRCP przekształciła się w lukratywny biznes oferowania skrótu do Europy; po drugie, że przez długi czas linia demarkacyjna między północą a południem wyspy nie była objęta taką samą ochroną, jak zewnętrzne granice UE, bo formalnie tą granicą nie była.