Rząd holenderski planował zatrzymać import radykalnych imamów, którzy nie mówią po holendersku, przywożą ze sobą radykalne ideologie. Chciał zastąpić ich imamami wykształconymi w Holandii. Niestety „holenderscy” imamowie nie mogą znaleźć pracy w lokalnych meczetach.
Nie mają one pieniędzy i nie ufają „depresyjnym imamom” (od położenia Holandii poniżej poziomu morza – przyp. redakcji).
Szkoły takie jak InHolland, Uniwersytet Virje w Amsterdamie, czy Uniwerytet w Leiden przygotowały szkolenia dla imamów, którzy mieliby posługiwać się językiem holenderskim, a w meczetach zbliżać społeczność muzułmańską z Holendrami.
Teraz okazało się, że biedne meczety nie stać na drogich, wykształconych imamów. Co więcej – starsze pokolenie odwiedzające meczety, które jest głównym finansującym ich działalności, nie chce mówiących po holendersku imamów. Powątpiewa się w ich religijną wiedzę. Znajomości arabskiego i Koranu nie nauczysz się tego w ciągu czterech, pięciu lat – mówi imam z Amsterdamu Yassin Elforkani.
Inni krytykują, że nim zacznie się szkolić rodzimych muzułmanów, należy stworzyć rodzimą islamską teologię, tak by nowi imamowie nie musieli opierać się na źródłach sprzed trzynastu stuleci.
Profesor Maurits Berger z Uniwersytetu w Leiden jest tego świadomy. Mówi, że obecnie szkolą imamów, którzy są islamskimi autorytetami, mocno zakorzenionymi w holenderskiej rzeczywistości. Wtedy w przyszłości nie będzie trzeba sprowadzać „Tariqów Ramadanów”.
JW na podst. islamineurope.blogspot.com