Wiadomość

Kryzys graniczny – dwugłos Euroislamu

Sytuacja na granicy Polski z Białorusią jest dla naszego kraju bezprecedesowa. To doświadczenie absolutnie nowe zarówno dla czynników oficjalnych, jak i dla opinii publicznej. Wśród pojawiających się w mediach komentarzy i analiz nie znajdziemy idealnego rozwiązania problemu – ponieważ takie nie istnieje. Poniższe teksty Grzegorza Lindenberga i Piotra Ślusarczyka też takiego ideału nie próbują kreować. Przedstawiamy je jako swego rodzaju przegląd różnych możliwości spojrzenia na tę kwestię.

* * *

Co robić na granicy – propozycja kompromisowa

Na sytuację na granicy polsko-białoruskiej można patrzeć z dwóch punktów widzenia: politycznego i humanitarnego. Dwie strony sporu na ten temat mają zupełnie inne perspektywy i z tych odmiennych perspektyw wypływają całkowicie odmienne zalecenia do działania. Spróbuję przedstawić stanowisko, uwzględniające oba punkty widzenia.

Z perspektywy politycznej widać wyraźnie, że kryzys z imigrantami na granicach Litwy i Polski jest tworem Łukaszenki. Nie siedzę w jego głowie więc nie wiem, jakie miał i ma motywacje; wydaje się, że po pierwsze chciał się zemścić na Unii za sankcje nakładane po sfałszowanych wyborach i porwaniu samolotu z opozycjonistą. Po drugie, na co pewnie namówił go Putin, wywoływanie kryzysu w Unii Europejskiej działa na korzyść Rosji, a parę punktów zarobionych u jedynego sojusznika może Łukaszence pomóc utrzymać się u władzy. Po trzecie, imigranci są źródłem żywej gotówki i to niebagatelnej, bo parę tysięcy dolarów, jakie płacą za „wycieczki” na Białoruś, przemnożone przez tysiące osób daje miliony dolarów, które wkrótce mogą się zamienić w setki milionów, z których część wpłynie pewnie na konta samego Łukaszenki i jego współpracowników.

Motywacja druga (zapunktować u Putina) i trzecia (kraj i ludzie się bogacą) może spowodować, że Białoruś będzie starała się utrzymać kryzys graniczny maksymalnie długo, sprowadzając do kraju i przepychając przez granice rosnące liczby migrantów. Żeby Łukaszenka zatrzymał ich napływ potrzebne byłyby ze strony UE hojne oferty finansowe i polityczne, których Unia na pewno nie złoży.

Możemy więc oczekiwać, że w najbliższych miesiącach, a może latach, Białoruś będzie aktywnie działać na rzecz tworzenia nowego szlaku przerzutowego nielegalnych imigrantów do Unii Europejskiej. Sprowadzić może na Białoruś dowolną ich liczbę, bo będzie w stanie zaoferować ceny konkurencyjne wobec cen przemytników ludzi w Afryce i Azji.

Litwa i Polska mają zatem najpewniej do czynienia nie z chwilowym wyskokiem złośliwego dyktatora, który chce się odgryźć za upokorzenia i wystarczy, że przeczekają parę miesięcy, aż dyktatorowi się znudzi. Mają do czynienia z długoterminowym zagrożeniem napływu dziesiątek albo setek tysięcy nielegalnych imigrantów, których nikt w Europie nie chce.

Patrząc z perspektywy politycznej, mamy do czynienia z konfliktem między dwoma państwami, z których jedno stara się zaszkodzić drugiemu. Taką perspektywę przyjmuje jedna strona sporu w Polsce, która mówi „musimy zrobić wszystko, żeby takiego kanału przerzutowego imigrantów do Polski i przez Polskę nie udało się Białorusi stworzyć”. W „zrobieniu wszystkiego” mieści się akceptacja stanu wyjątkowego, zakazu pobytu mediów przy granicy i wypychania przemocą tych migrantów, którym udało się przedostać na terytorium Polski.

O ile niedopuszczenie mediów do strefy objętej stanem wyjątkowym jest przypuszczalnie nielegalne i w systemie demokratycznym jest niedopuszczalne z wyjątkiem sytuacji naprawdę wyjątkowych, to wypychanie, czyli pushback, zostało uznane za zgodne z prawem przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w lutym 2020 roku. Trybunał rozpatrywał sprawę dwóch imigrantów, którzy wraz z setkami innych sforsowali ogrodzenia wokół Melilli, hiszpańskiej enklawy w Afryce, a których policja hiszpańska natychmiast odesłała do Maroka bez przyjęcia wniosków azylowych. Trybunał orzekł, że natychmiastowe odesłanie imigrantów nie narusza Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ponieważ „postawili się oni w sytuacji bezprawnej, starając się wkroczyć do Hiszpanii w niedozwolonym miejscu jako część wielkiej grupy, wykorzystując do tego wielkość grupy i stosując przemoc. Zdecydowali zatem, że nie skorzystają z dostępnych sposobów legalnego dostania się do Hiszpanii”.

Druga strona sporu w Polsce patrzy z perspektywy wyłącznie humanitarnej. Ta strona uważa, że niezależnie od tego, co sobie wymyślił i realizuje Łukaszenka, to narzędziem jego działania są ludzie, którzy narażają się na śmierć przekraczając granicę i narażani są na śmierć przez działania Straży Granicznej, odstawiającej złapanych bez jedzenia, picia i medykamentów na granicę, gdzie powrót uniemożliwiają im Białorusini. Że nie są to zagrożenia wymyślone pokazują kolejne śmiertelne ofiary, znajdywane na terenie Polski – a ile ich jest naprawdę nie wiadomo, bo mediów tam nie ma. Nie wiadomo też, ile osób umiera zmuszonych do powrotu na stronę białoruską.

Postulat tej strony jest prosty: trzeba ratować ludzkie życie za wszelką cenę. Straż Graniczna nie powinna nikogo odstawiać na granicę, lecz osoby zatrzymane winna umieszczać w ośrodkach dla imigrantów, gdzie będą mogli złożyć wnioski azylowe. Dzięki temu uniknie się kolejnych śmierci i nie będzie narażać na cierpienie nie tylko dorosłych, ale i dzieci.

Między tymi punktami widzenia nie ma miejsc stycznych. Jeśli za wszelką cenę trzeba ratować ludzkie życie i nie odsyłać nikogo, komu udało się sforsować granicę, to zgadzamy się na to, że ceną jest coraz szerszy strumień nielegalnych imigrantów. Jeśli zaś za wszelką cenę chcemy uniemożliwić tworzenie nowego kanału przerzutowego imigrantów, to ceną będą powtarzające się śmierci, również tych osób, które odepchnięto do granicy.

* * *

Obie perspektywy są słuszne. Z jednej strony tworzony jest nowy kanał przerzutowy; z drugiej – zdrowie i życie ludzkie, w tym dzieci, jest realnie zagrożone. Problem polega na tym, że każda z tych perspektyw jest uważana za jej zwolenników za jedyną słuszną, a druga za mało znaczącą albo wręcz szkodliwą. Rozwiązaniem jest odejście od stanowiska „wszystko albo nic”, które przyjmują zwolennicy obu tych stanowisk.

Tworzenie kanału przerzutowego, który ma skutkować dziesiątkami albo setkami tysięcy imigrantów w Polsce, uważam za realne niebezpieczeństwo. Chętnych do przekraczania granicy nie powstrzymają jednak pojedyncze śmierci, a nawet nie powstrzymają ich dziesiątki zmarłych. Przez Morze Śródziemne imigranci płyną nieustannie, pomimo setek i tysięcy osób, które tej podróży nie przetrwały. Nie jest to czynnik odstraszający, bo znacznie więcej imigrantów podróż przeżywa, a większości, która się znajdzie w Europie, udaje się tam pozostać legalnie lub nielegalnie. Dlatego z punktu widzenia imigrantów warto podejmować ryzyko, bo szansa, że się uda, jest znacznie większa niż możliwość, że się w podróży zginie. Jedyne, co skutecznie powstrzymuje imigrację – jak pokazał przykład Australii – to ograniczenie szans nielegalnego przedostania się do kraju do zera.

Aby tak się stało, należałoby robić trzy rzeczy:

  1. budować jak najskuteczniejsze zapory (płot, mur) na granicy z Białorusią; być może potrzebny będzie płot w rodzaju tego, jaki stawia Grecja na granicy z Turcją;
  2. maksymalnie przyspieszyć procedury azylowe, aby ostateczne decyzje, już po odwołaniach sądowych, zapadały nie po dwóch latach tylko po kilku miesiącach;
  3. skutecznie deportować tych, którzy nie dostali prawa pobytu. Do tego potrzebne jest zgodne działanie Unii Europejskiej, która powinna wymusić zawarcie umów ze wszystkimi krajami, z których pochodzą imigranci. Problemem będą imigranci z Afganistanu, którzy nie dostaną zgody na pozostanie w Europie. Tu nie mam pomysłu, co z nimi robić.

Z drugiej strony powstrzymywanie imigrantów przed znalezieniem się w Polsce i traktowanie tych, którzy tutaj się znaleźli, powinno odbywać się w sposób maksymalnie humanitarny, aby nie narażać na niebezpieczeństwo ich życia. Według mnie oznacza to dwa konkretne działania:

  1. kobiety i dzieci, które znajdą się na terytorium Polski, przewożone są do ośrodków dla imigrantów, gdzie mogą składać wnioski azylowe;
  2. wszyscy mężczyźni – być może z jakimiś nielicznymi wyjątkami – są odstawiani na granicę, ale z zapewnieniem im jedzenia, picia, ochrony przez zimnem i opieki medycznej.

Niebezpieczeństwem przyjęcia takiego rozwiązania może być masowy napływ na Białoruś kobiet i dzieci, które będzie ściągał Łukaszenka. Jeśli Polsce nie uda się do tego czasu postawić na granicy ogrodzenia, przez które znacznie trudniej się przedostać niż obecnie, to być może wówczas trzeba będzie te zasady zmienić, na przykład wprowadzając natychmiastowe odsyłanie kobiet i dzieci do krajów ich pochodzenia (albo zamieszkania) bez rozpatrywania wniosków.

Nie można jednak taką hipotetyczną sytuacją usprawiedliwiać niehumanitarnego traktowania tych, którzy już obecnie znaleźli się w Polsce. Róbmy to, co możliwe w tej chwili, przygotowując się na pogorszenie sytuacji.

P.S. Sprawa powrotu mediów w rejon nadgraniczny jest według mnie poza dyskusją. Przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie mam do polskich mediów, groźniejsze dla demokracji jest ograniczenie możliwości kontrolowania przez nich instytucji państwowych (Straży Granicznej) niż ewentualne publikowanie przez media emocjonalnych i jednostronnych relacji.

Grzegorz Lindenberg

 

* * *

 

Klucz do rozwiązania kryzysu leży w Mińsku

 

Cały cywilizowany świat powinien zrobić wszystko, żeby ukarać Łukaszenkę. Używanie imigrantów jako broni w wojnie hybrydowej nie powinno się nigdy powtórzyć. Europa ze swojej strony powinna wypracować mechanizmy, godzące bezpieczeństwo państwa z humanitarnym podejściem do imigrantów.

 

Od kilku tygodni obserwujemy wyreżyserowany element wojny hybrydowej Białorusi przeciwko Polsce. Aleksander Łukaszenka po sfałszowanych wyborach, kompromitacji międzynarodowej związanej z igrzyskami olimpijskimi oraz terrorystycznym akcie, jakim było porwanie samolotu z opozycjonistą na pokładzie, postanowił wziąć odwet na Polsce i UE, a przy okazji, z błogosławieństwem Putina, przeprowadzić akcję destabilizacji wschodniej granicy Wspólnoty.

 

Zaczęło się od akcji wymierzonych przeciwko Litwie, niedługo potem przyszedł czas na Polskę. Sytuacja, do jakiej doszło u naszego sąsiada, wyraźnie pokazuje, że nieszczelna granica prowadzi do chaosu i rodzi szereg napięć wewnątrz kraju; za jego miarę można uznać powstanie obywatelskich oddziałów, chroniących mieszkańców Litwy przez imigracją. Od litewskiego przykładu nie można abstrahować. Pokazuje on bowiem z jednej strony intencje Łukaszenki, a z drugiej skutki niedostatecznej ochrony granicy. Polska była w tej nieco lepszej sytuacji, że miała trochę czasu, by przygotować się na białoruskie prowokacje.

 

Jedną z metod działania reżimu w Mińsku jest wywołanie moralnej presji w polskim społeczeństwie, tak, żeby polski rząd ugiął się i wpuścił na swoje terytorium tych, których tożsamości, intencji i pochodzenia nie jest w stanie sprawdzić.

 

Ostatnie doświadczenia masowej migracji pokazują, że przez nieszczelne granice przechodzą również ci, którzy stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. Jest duże prawdopodobieństwo, że Białoruś i Rosja mogłaby wykorzystać chaos, by przerzucić na nasze terytorium własnych agentów, terrorystów oraz pospolitych przestępców, których żadnej państwo nie chce mieć u siebie.

 

Polityka Łukaszenki jest w swej naturze perwersyjna – bazuje ona na cynicznym wykorzystaniu ludzkich odruchów humanitarnych, posługuje się w tym celu obrazami chwytającymi za serce, takimi jak głodne dzieci czy cierpiące kobiety. Mało tego, jest ona obliczona na ustawienie Straży Granicznej czy Wojska Polskiego w pozycji oprawców.

Tymczasem moralną odpowiedzialność za kryzys ponosi ten, kto go wywołał, czyli Aleksander Łukaszenka. To Mińsk powinien być adresatem wszelkich pretensji, roszczeń i wyrazów oburzenia. Przekonują mnie słowa białoruskiego opozycjonisty, który proponuje postawienie prezydenta Białorusi przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Wszystkie ofiary na polskiej granicy to w istocie ofiary białoruskiego reżimu.

 

Jednocześnie trzeba powiedzieć, że Mińsk znalazł w Polsce tych, którzy wpisują się w jego narrację. Myślę o aktywistach i politykach, którzy w tym kontekście posługują się hasłem: „żaden człowiek nie jest nielegalny”. Jest ono w istocie manipulacją, ponieważ zaciera granicę między „legalnością” istnienia człowieka jako jednostki, a nielegalnym pobytem danego człowieka na terenie danego kraju. Kryje się za nim utopijna, skrajna i niebezpieczna chęć uczynienia wszystkich granic granicami otwartymi dla imigrantów. Państwo natomiast ze swej natury ma charakter terytorialny i powinno mieć prawo decydować, kogo wpuszcza na swoje terytorium.

 

Prawdą jest, że nawet nagłaśniane przypadki śmierci nielegalnych imigrantów nie powstrzymują migracji. Zawsze bowiem znajdą się, ci którzy chcą takie ryzyko podjąć. Pokazuje to przykład imigrantów płynących przez Morze Śródziemne. Mimo tego, że utonięcia zdarzają się regularnie, to przemytnicy cały czas znajdują tych, którzy chcą im płacić za zorganizowanie przerzutu.

 

Jednocześnie nie można zapominać o tym, że falę imigracji napędzaną przez organizacje pozarządowe oraz przemytników ludzi udało się zmniejszyć Mateo Salviniemu, który wydał zakaz przyjmowania do włoskich pżertów statków z nielegalnymi imigrantami. Pokazuje to istotną zależność – jeśli jakiś kanał nielegalnej imigracji istnieje, to będzie on używany i w ten sposób będzie przyczyniał się do ludzkich tragedii. Jeśli otworzy się dziś furtkę na terenie Puszczy Białowieskiej, to w jej bagnach będą ginąć kolejni ludzie.

 

Najbardziej humanitarnym rozwiązaniem całego kryzysu byłoby sprawne działanie procedur deportacyjnych. Teoretycznie powinno to wyglądać w sposób następujący: do Polski trafiają migranci, poddawani są kontroli i jeśli nie spełniają warunków udzielenia im ochrony międzynarodowej, to odsyła się ich do miejsca pochodzenia. W praktyce jednak jest to bardzo trudne, ponieważ państwa, z których ludzie ci pochodzą, nie mają zamiaru współpracować w tej sprawie z Polską czy Europą. Imigranci robią co w ich mocy, żeby zostać w Europie (np. odmawiają poddania się testom na covid). Skutek jest taki, że znakomita większość nielegalnych imigrantów zostaje, zachęcając swoim przykładem kolejnych.

 

Sprawą wstrząsającą i bolesną pozostaje cierpienie kobiet i dzieci przy polskiej granicy. Dzieci bez opieki czy kobiety z dziećmi powinny być bezwzględnie chronione. Postulat ten wydaje się szczególnie istotny w przypadku kobiet afgańskich. Jednak, żeby było to możliwe potrzebna jest zmiana w prawie imigracyjnym. Dziś odsyłanie mężczyzn a wpuszczanie jedynie kobiet może zostać uznane za przejaw dyskryminacji.

 

Obecny stan prawny oraz klimat polityczny, na który składa się wykorzystywanie imigrantów do prowadzenia konfliktów międzynarodowych, czy radykalizm zwolenników „otwartych” granic, sprawiają, że rządy w Warszawie czy Wilnie stają przed wyborem tragicznym: albo bezpieczeństwo własnych obywateli, albo kryzys humanitarny. Choć trzeba jednocześnie pamiętać o tym, że jeśli nie stworzy się skutecznych rozwiązań na poziomie politycznym, to kryzysy takie, jaki właśnie obserwujemy, będą się powtarzać.

Tymczasem już od 2014 roku było jasne, że ruchy imigracyjne będą się nasilać.

 

Od kilku lat specjaliści z zakresu bezpieczeństwa rozważali scenariusz ataku hybrydowego Rosji z wykorzystaniem migrantów. Było więc dość dużo czasu, żeby opracować takie rozwiązania prawne i praktyczne, by ograniczyć cierpienie nielegalnych przybyszów. Dziś te działania powinny iść w kierunku nakładania sankcji karnych na rządy i organizacje angażujące się w proceder nielegalnej imigracji, wprowadzenie legalnego prymatu ochrony kobiet i dzieci oraz ścisłego oddzielania uchodźców potrzebujących pomocy od nielegalnych imigrantów ekonomicznych. Jednocześnie ani presja medialna, ani presja emocjonalna nie tworzą dobrego środowiska dla wypracowania długofalowych i dobrych rozwiązań.

 

Co można więc zrobić teraz? Wywierać wszelkimi sposobami nacisk na Mińsk, żeby zakończył ten upiorny proceder, który kosztuje ludzkie życie i zdrowie. Nie ulegać szantażowi moralnemu, a jednocześnie wprowadzić takie rozwiązania na poziomie unijnym, które pozwolą zminimalizować ryzyko wystąpienia kolejnych kryzysów i sprawią, że postulaty, wyrażone między innymi przez Grzegorza Lindenberga, będą mogły zostać w pełni realizowane.

 

Piotr Ślusarczyk

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign