Komentarz

Jak działa sojusz „postępowców” i zwolenników kalifatu

Protesty w Berlinie przeciwko Izraelowi w trakcie konfliktu z Gazą (zdj. Montecruz Foto, Flickr, CC BY-SA 2.0)

Jak dotąd, powiedziałbym, że moje życie, pomimo wielu wspaniałych rzeczy, w tym trojga niezależnych dzieci i cudownej żony, jest porażką. Jestem historykiem ponad 2000 lat historii Zachodu, wykształconym w czasach, kiedy można było jeszcze rozpoznać rzeczywistość – czyli mówić, że Zachód jest wyjątkowy, zwłaszcza jeśli idzie o prawa człowieka i wolność. 

Mam wielki szacunek dla humanizmu, który inspiruje najlepszych ludzi na Zachodzie i który bez Zachodu zmarniałby w chłodzie. I patrzę na nowe pokolenie, które dosłownie go odrzuca, w imię tych wartości, które czynią go tak wyjątkowym.

Moją specjalnością jest apokaliptyczny millenializm, czyli ruchy, których członkowie są przekonani, iż są o krok od zainicjowania złotego wieku szczęścia i pokoju na ziemi. W ciągu ostatnich 20 lat byłem świadkiem globalnego starcia między jednym z najbardziej bezwzględnych, imperialnych ruchów, dążących do globalnej dominacji, a cywilizacją zachodnią, która stworzyła i nadal przewodniczy nowej globalnej społeczności.

„Przebudzeni” mieszkańcy Zachodu uniemożliwili dyskusję o zwolennikach kalifatu, których polityka zawłaszczenia władzy i ludobójcze pragnienia są bardzo bliskie Hitlerowi

W moim odczuciu Zachód jest najbardziej udanym nośnikiem demotycznego millenializmu – egalitarnej kultury godności, która ceni produktywną pracę – a nasze instytucje są ogrodami rzadkich kwiatów postępu, które giną w zimnych porywach wiatru niesionego przez grupy rozbijające społeczeństwo.

A wśród rzadkich kwiatów w tych ogrodach, które nazywamy uniwersytetami, mamy postępujący millenializm, którego samokrytycyzm, będący siłą napędową każdego systematycznie rozwijającego się społeczeństwa, obraca się przeciwko tym instytucjom. To my (tzn. obywatele cywilizacji, w której dorastaliśmy, stworzonej przez „białych suprematystów”) jesteśmy wrogiem, a nie oni, średniowieczni święci wojownicy. To jest mariaż przedmodernistycznego sadyzmu i postmodernistycznego masochizmu.

W procesie rozhuśtania tej apokaliptycznej logiki „przebudzeni” mieszkańcy Zachodu dosłownie uniemożliwili dyskusję o prawdziwym wrogu, o zwolennikach kalifatu, których polityka zawłaszczenia władzy i ludobójcze pragnienia są w rzeczywistości bardzo bliskie Hitlerowi, którego otwarcie podziwiają i którego „święte” zadanie… chcą „dokończyć”.

Ale spróbuj to powiedzieć, a usłyszysz miażdżące okrzyki o islamofobii. Z tego powodu przez lata i dekady nikt nie chciał nawet wspomnieć o tym przerażającym wymiarze arabsko-muzułmańskiej nienawiści do Izraela, a co więcej, postępowcy całym sercem poparli sprawę jednego z najgorszych (i najlepiej udokumentowanych) promotorów tego arabsko-muzułmańskiego neonazizmu, Palestyńczyków.

W latach 90. ubiegłego wieku ostrzegałem przed możliwą falą antysemityzmu po 2000 roku. (Myślałem, że nadejdzie ze strony chrześcijańskiej prawicy, a nie ze strony postępowej lewicy). Byłem długo ignorowany, a potem wyśmiewany, kiedy ujawniło się to z całą mocą w 2002 roku.

Docierałem do moich wniosków przez długi czas, ale przez ostatnie 20 lat ostrzegałem przed katastrofalnym, autodestrukcyjnym zachowaniem zachodnich elit, zwłaszcza profesorów PoMo-PoCo (Post Modernizm, Post-Contemporary) z ich dogmatycznymi, postkolonialnymi narracjami, oraz zabójczych dziennikarzy, którzy przekazują palestyńską propagandę wojenną jako wiadomości i starannie milczą o nazistowskiej, ludobójczej ideologii palestyńskich władców.

To, co widziałem w XXI wieku, to przepowiedziane przez Huntingtona w 1995 r. „zderzenie cywilizacji”, tak dobitnie potwierdzone zarówno atakami na Izrael, jak i na USA w latach 2000/2001. To zderzenie cywilizacji zostało zinternalizowane w wojnie między lewicą a prawicą na Zachodzie, w której zło prawicy w oczach lewicy usprawiedliwia jej sojusz ze zwolennikami kalifatu; sojusz, który przekonał również plemienną prawicę, że lewica ich zdradziła.

W tym miejscu muszę stanąć po stronie „nędzników”. Mają rację, że ich rzekomi liderzy i specjaliści od informacji sprzedawali im wszystko w pakiecie. I bez względu na to, jak surowo oceniali postępowy pakiet, ci konserwatywni Amerykanie, podejrzliwi wobec kawiarnianych liberałów, nieufni wobec mediów, członkowie klas produkcyjnych, są o wiele bliżsi głównym wartościom podzielanym przez „przebudzonych” niż sojusz postępowców ze zwolennikami kalifatu i rewolucjoniści w rodzaju Black Lives Matter.

Z każdym dniem coraz bardziej wydaje się, że Zachód nie może zapanować nad katastrofalnymi ustępstwami, jakie w ciągu ostatnich dwóch dekad poczynili jego „przebudzeni” millenialsi… w imię postępowych wartości.

– przede wszystkim „fake news” o Izraelu, przekazywane zgodnie, długotrwale i na masową skalę; a teraz, w czasach pandemii, gdy potrzebujemy rzetelnej profesjonalnej elity informacyjnej, utknęliśmy w straszliwym kryzysie (upolitycznieniu) całej profesji informacyjnej.

– narzucenie politycznie poprawnego dogmatu krytycznej teorii, od którego odstępstwo pociąga za sobą utratę pracy, reputacji, eliminacji z forów, mrożący chłód w dyskusji i pojawienie się całego pokolenia badaczy z mizernymi kwalifikacjami i gotowością do myślenia w ramach paradygmatu „przebudzonych”. Dzisiejszy kampus nie jest już tak elektryzującym miejscem otwartych sporów jak był, gdy tam dotarliśmy.

– plemienność polityki, powodująca, że jedna strona postrzega drugą jako żałośnie plemienną, podczas gdy druga postrzegana jest jako żałośnie uniwersalistyczna i zdradziecka. To ponownie wzmacnia przekazywanie fałszywych wiadomości, zniekształcanych, aby popchnąć „naszą” sprawę.

Oszałamiające zwycięstwo Trumpa nasiliło wrzaskliwość do poziomu ogłuszającej kakofonii, a śmierć Floyda sprawiła, że paradygmat „przebudzenia” dominuje jak katechizm. Teraz z dalekiego Izraela patrzyłem jak na zwolnionym filmie na wybory w 2020 roku, w pełni świadomy ich znaczenia dla globalnej społeczności. Obserwuję w Internecie jak bliscy, bardzo inteligentni ludzie angażują się w wojnę przeciw współobywatelom.

Na obecnym etapie to wszystko wciągało, ewoluowało i rozpowszechniło się tak bardzo, że trudno powiedzieć, gdzie jest droga do rozsądku. Kiedy studiowałem apokaliptyczne ruchy w czasach średniowiecza, natknąłem się na określenie saniores mentis na ludzi zachowujących w szaleństwie zdrowe zmysły i opierających się apokaliptycznemu obłędowi swoich czasów. W tamtym czasie utożsamiałem się z demotycznymi millenialistami, a nie z rozsądnymi głosami w Kościele, ale teraz mam poczucie, jak ważne są wszystkie zdrowe umysły, które mogą nas prowadzić, ale w ostatnich amerykańskich wyborach nie było nikogo takiego w zasięgu wzroku.

I w zasadzie nie udało mi się moich wniosków skutecznie przekazać. Czuję się jak Kasandra.

Przyjaciel pisze, że “to nie jest wyłącznie ‘ich wina’ [to znaczy ‘postępowców’, którzy pomagają naszej cywilizacji popełnić samobójstwo], nadal nie zdołaliśmy tego we właściwy sposób przedstawić”. Z pewnością mnie się to nie udało i moja kolejna książka, pod wstępnym tytułem  The West Confounded: Witless Antisemitism in the New Millennium, („Zachód zagubiony: Bezmyślny antysemityzm w nowym tysiącleciu”) będzie dowodem, że od dziesięciu lat próbuje to powiedzieć i ponoszę porażkę.

Jestem wdzięczny za to, co w życiu dostałem, za ludzi, których spotkałem, za tych, z którymi pracowałem, których kochałem, dzieci, żonę, moich rodziców, rodzinę, przyjaciół i kolegów, za to, że miałem tak wiele możliwości, tych, z których skorzystałem i tych, które odrzuciłem. Mam tylko żal, że nie zdołałem przekazać mojego zrozumienia innym, w czasach, w których tak ważna jest jasność widzenia tego, co się wokół nas dzieje.

Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski

Źródło: listyznaszegosadu

Tytuł: red. Euroislamu

Tytuł oryginalny: 50-yearAnniversary of the Class of ’71 Statement

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Richards Allen Landes

Amerykański historyk, wykładowca na Boston University, dyrektor bostońskiego Center for Millennial Studies. Autor szeregu książek o średniowieczu i ruchach apokaliptycznych. Obserwator konfliktu na Bliskim Wschodzie (to on ukuł pojęcie „Pallywood” na wyprodukowane ze statystami filmy mające być „dowodami” przeciwko Izraelowi). Jest również autorem dwuczęściowej druzgoczącej analizy  tzw. „Raportu Goldstone’a”.