Zamieszczamy artykuł Daniela Pipesa, napisany w roku 2000. „Najprymitywniejsi z nich [islamistów] po prostu chcą zabijać ludzi Zachodu” – napisał Pipes w niecały rok przed zamachem z 11 września…
***
Nie można zbytnio podkreślać różnicy między islamem – jako takim – a jego wersją fundamentalistyczną. Islam jest religią, którą wyznaje około miliarda ludzi i wiarą, która szybko rozrasta się – szczególnie w Afryce, ale także na całym świecie. W samych Stanach Zjednoczonych, na przykład, muzułmanie chwalą się nawróceniem na islam miliona ludzi (a jeszcze więcej jest muzułmańskich imigrantów).
Wyznawcy islamu uważają swoją religię za niezwykle atrakcyjną, gdyż posiada ona zupełnie wyjątkową wewnętrzną siłę. Jak uważa jeden z przywódców religijnych Islamskiej Republiki Iranu: „Każdy człowiek Zachodu, który rzeczywiście rozumie islam, będzie zazdrościł życia, jakie prowadzą muzułmanie”. Nie wstydząc się bynajmniej tego, że islam jest historycznie ostatnią z wielkich religii monoteistycznych Bliskiego Wschodu, muzułmanie wierzą, że ich religia poprawia wcześniejsze. W ich mniemaniu, judaizm i chrześcijaństwo są tylko niedoskonałymi wersjami islamu, który jest ostatecznym i doskonałym dziełem Bożym.
Taką, pełną wewnętrznego przekonania postawę muzułmanów, ukształtowały wybitne osiągnięcia islamu w ciągu pierwszych sześciu lub więcej stuleci jego istnienia. Kultura islamu była wówczas najbardziej zaawansowana, a muzułmanie cieszyli się najlepszym zdrowiem, żyli najdłużej, mieli najwyższy poziom wykształcenia, wspierali przodujące osiągnięcia nauki i techniki, a ich armie były przeważnie zwycięskie. Sukces islamu był widoczny od samego początku: w 622 roku n.e. Prorok Mahomet uciekał z Mekki jako uchodźca, aby osiem lat później powrócić do tego miasta jako władca. Już w roku 715 muzułmańscy zdobywcy stworzyli imperium, które rozciągało się od Hiszpanii na Zachodzie do Indii na Wschodzie. Być muzułmaninem znaczyło należeć do zwycięskiej cywilizacji. Nie bez przyczyny, muzułmanie doszli do wniosku, że istnieje współzależność między ich wiarą a doczesnym życiowym powodzeniem. Uważali, że są faworyzowani przez Boga, zarówno w sferze duchowej jak i w sprawach tego świata.
A jednak stało się inaczej. W czasach współczesnych zabrakło muzułmanom zwycięstw na polach bitew i powodzenia materialnego. Już w trzynastym stuleciu, kurczenie się islamu i postępy chrześcijaństwa stały się łatwo dostrzegalne. Lecz przez dalsze pięćset lat muzułmanie nadal byli niepomni nadzwyczajnych osiągnięć, które miały miejsce na północ od nich. Ibn Chaldun, słynny muzułmański intelektualista, pisał około roku 1400 o Europie: „Słyszę, że duży postęp osiągnięto w kraju Rum [Rzym?], lecz Bóg tylko wie, co tam się dzieje!”.
Celowa niewiedza spowodowała, że muzułmanie stali się nieodporni, gdy już dalej nie mogli ignorować tego, co się dokoła nich dzieje. Być może najbardziej dramatyczne ostrzeżenie nastąpiło w czerwcu 1798 roku, kiedy Napoleon Bonaparte wylądował w Egipcie – wówczas centrum świata muzułmańskiego – i podbił ten kraj z zadziwiającą łatwością. Kolejne inwazje miały miejsce w następnym stuleciu i później i niebawem większość muzułmanów znalazła się pod rządami Europejczyków. W miarę jak potęga i wpływy świata muzułmańskiego kurczyły się, wśród muzułmanów szerzyło się poczucie niezrozumienia własnej sytuacji. Co się wydarzyło złego? Czemu Bóg – jak się wydaje – ich opuścił?
Urazy współczesnego islamu wynikają właśnie z ostrego i nieubłaganego kontrastu pomiędzy średniowiecznym sukcesem a późniejszymi cierpieniami. Mówiąc wprost: muzułmanie przeżyli bardzo ciężki okres wyjaśniania sobie nawzajem, co się stało złego. A upływ czasu nie ułatwił wcale ich zadania, gdyż te same niesprzyjające okoliczności w gruncie rzeczy nadal istnieją. Pod każdym względem, muzułmanie znaleźli się na dole tabeli – niezależnie od tego, czy miarą ich niepowodzenia jest siła militarna, stabilność polityczna, rozwój gospodarczy, korupcja, prawa człowieka, stan zdrowotny, długość życia czy wykształcenie. Anwar Ibrahim, były wicepremier Malezji odbywający teraz karę więzienia, szacuje w książce pt. „Azjatycki Renesans” (1997 r.), że choć muzułmanie stanowią piątą część całej ludności świata, to aż ponad połowa z nich żyje w nędzy. Świat islamu ogarnia dziś szerzące się poczucie osłabienia i uszczuplenia jego stanu posiadania. I jak wyraził to niedawno imam meczetu w Jerozolimie: „Przedtem byliśmy panami świata, teraz nie jesteśmy nawet panami naszych meczetów”.
Szukając wyjaśnień dla swych kłopotów, muzułmanie obmyślili trzy polityczne odpowiedzi na współczesne wyzwania: świeckość, reformizm i islamizm. Pierwsza z nich głosi, że muzułmanie mogą zyskać postęp tylko przez naśladowanie Zachodu. To prawda – przyznają zwolennicy świeckości – że islam jest wartościowym i szanowanym dziedzictwem, lecz jego wymiar publiczny trzeba odłożyć na bok. A szczególnie trzeba zrezygnować ze świętego prawa muzułmańskiego (Szariatu) – stanowiącego o takich sprawach jak system sądownictwa, sposób wypowiadania wojny przez państwa muzułmańskie oraz o naturze stosunków społecznych między mężczyznami a kobietami. Te części prawa muzułmańskiego powinny być odrzucone w całości. Wiodącym państwem świeckim [w świecie muzułmańskim] jest Turcja, gdzie – w latach 1923 do 1938 – Kemal Attaturk na nowo ukształtował i zmodernizował społeczeństwo – w ogromnej większości muzułmańskie. Generalnie jednak, świeckość jest wśród muzułmanów zjawiskiem rzadkim, a nawet w Turcji jest osaczona.
Reformizm, zajmujący grząskie pole środkowe, oferuje popularniejszą odpowiedź na wyzwania współczesności. Kiedy zwolennicy świeckości nawołują wprost do uczenia się od Zachodu, reformiści czerpią z dorobku Zachodu selektywnie. Reformista mówi: „Popatrzcie, Islam jest w zasadzie zgodny z zachodnim sposobem życia. To my zgubiliśmy ślad naszych własnych osiągnięć, które Zachód wykorzystał. Teraz powinniśmy do tych osiągnięć powrócić, przyswajając je od Zachodu”. Aby dojść do takiego wniosku, reformiści odczytują na nowo święte pisma islamu, w świetle osiągnięć Zachodu. Oto przykład: Koran pozwala mężczyźnie posiadać do czterech żon – pod warunkiem, że traktuje je równoprawnie. Tradycyjnie i zupełnie logicznie, muzułmanie rozumieli ten werset Koranu jako zezwolenie na branie sobie czterech żon. Ale ponieważ na Zachodzie mężczyzna może mieć tylko jedną żonę, reformiści dokonali kuglarskiej sztuczki i zinterpretowali odpowiedni werset na nowo: Koran, jak twierdzą, wymaga by mężczyzna traktował swoje żony równoprawnie, ale to jest przecież niemożliwe, gdy ma ich więcej niż jedną. A więc – wyciągają wniosek reformiści – Koran zakazuje mieć więcej jak jedną tylk żonę.
Reformiści zastosowali ten rodzaj rozumowania w sposób rozszerzający. Do osiągnięć nauki, na przykład, muzułmanie nie powinni mieć zastrzeżeń, bo nauka jest faktycznie muzułmańska. Przywołują przy tym przykład słowa algebra, które wywodzi się od arabskiego al-jabr. Algebra to esencja matematyki, a matematyka to esencja wszystkich nauk: cała współczesna nauka i technologia pochodzi więc od odkryć matematycznych dokonanych przez muzułmanów. Nie ma już żadnego powodu by opierać się zachodniej nauce; to raczej sprawa odzyskania tego, co Zachód wcześniej wziął (lub ukradł) muzułmanom. Dziedzina po dziedzinie, z różnym stopniem wiarygodności, muzułmańscy reformiści przyswajają sobie sposób życia Zachodu, pod pozorem czerpania z własnego dorobku. Celem reformistów jest więc imitowanie Zachodu, bez przyznawania się do tego – jak bardzo Zachód naśladują. Chociaż muzułmański reformizm jest intelektualnie bankrutem, funkcjonuje nieźle jako strategia polityczna.
Odpowiedź ideologiczna
Trzecią odpowiedzią na współczesne rozterki muzułmanów jest islamizm – wiodący temat tego eseju. Islamizm ma trzy główne cechy wyróżniające: wierność wobec świętego prawa (szariatu), odrzucenie wpływów Zachodu oraz przeistoczenie wiary w ideologię.
Islamizm utrzymuje, że muzułmanie są w tyle za Zachodem, ponieważ nie są dobrymi muzułmanami. Stąd wniosek, że można odzyskać utraconą w przeszłości chwałę jedynie przez powrót na drogę tradycji, a można to osiągnąć tylko poprzez życie w pełni podporządkowane prawu Szariatu. Jeśli muzułmanie uczynią to, wówczas znów znajdą się na szczycie świata, tak jak tysiąc lat temu. Ale jest to droga trudna, ponieważ święte prawo zawiera szeroki zakres przepisów, dotykających praktycznie każdego aspektu życia, a wiele nakazów i zakazów jest sprzeczne z praktykami nowoczesności. (Prawo Szariatu w pewnym sensie przypomina prawo żydowskie, ale nic odpowiadającego mu nie występuje w chrześcijaństwie).Tak więc, zabrania ono uprawiania lichwy lub pobierania jakichkolwiek odsetek od kapitału, co oznacza głębokie i uwsteczniające implikacje dla życia gospodarczego. Prawo Szariatu nawołuje do obcinania rąk złodziejom, co kłóci się z każdym współczesnym odczuciem sprawiedliwości. Także sprzeczne z dzisiejszą obyczajowością są nakazy zakrywania ciała i twarzy kobiet i te, odnoszące się do rozdzielenia płci. Islamizm nie tylko, że nawołuje do przestrzegania tych przepisów prawa, lecz żąda by przestrzegano je bardziej surowo niż kiedykolwiek przedtem. Przed rokiem 1800, interpretatorzy prawa Szariatu nieco to prawo złagodzili. Na przykład, wypracowali metodę, dzięki której można było obejść zakaz uprawiania lichwy. Fundamentaliści odrzucają takie modyfikacje, miast tego żądając by muzułmanie wypełniali prawo szariatu dokładnie i w całości.
Czyniąc starania w celu budowy drogi życia na czystym fundamencie praw Szariatu, islamiści usiłują odrzucić wszelkie aspekty wpływów Zachodu: obyczaje, filozofię, instytucje polityczne i wartości. Lecz mimo tych wysiłków, dalej przyswajają sobie z Zachodu bardzo wiele, na nieskończenie liczne sposoby. Bo przecież potrzebują nowoczesnej technologii, szczególnie jej zastosowań militarnych i medycznych. Z drugiej strony, sami skłaniają się do nowoczesnego życia i przez to głębiej tkwią w zachodnich sposobach życia niźli by sobie tego życzyli, lub bardziej niż zdają sobie z tego sprawę. Stąd, kiedy Ajatollah Chomeini – bardziej przywiązany do tradycji niż większość islamistów – usiłował zorganizować rząd na czystych zasadach szyickiego islamu, skończyło się to na powstaniu republiki, opartej na konstytucji i na reprezentowaniu narodu przez parlament, który z kolei jest wybierany w wyborach powszechnych. I każde z tych rozwiązań pochodzi od Zachodu. Innym przykładem zachodnich wpływów jest sprawa piątku, który w islamie nie jest dniem odpoczynku lecz dniem wspólnych modlitw – a teraz stał się muzułmańskim odpowiednikiem szabasu. Podobnie, prawa islamu nie odnoszą się do wszystkich ludzi mieszkających na danym obszarze geograficznym, lecz wyłącznie do muzułmanów. Jednakże islamiści rozumieją je jako związane z terytorium i odnoszące się do wszystkich (jak przekonał się o tym dość dawno temu pewien włoski ksiądz, mieszkający w Sudanie, kiedy skazano go na biczowanie za posiadanie alkoholu). Islamizm zapożycza więc od Zachodu w niewidzialny sposób, równocześnie zaprzeczając, że to robi.
Ale chyba najważniejsze są zapożyczenia z zachodnich ideologii. Słowo „islamizm” jest pojęciem użytecznym i dokładnym, gdyż oznacza jeden z „izmów”, porównywalnych do innych ideologii XX wieku. Faktycznie islamizm reprezentuje islamską wersję radykalnych utopijnych koncepcji naszych czasów, naśladując marksizm-leninizm i faszyzm. Do religii islamu islamizm wtłacza szeroki zakres politycznych i ekonomicznych idei Zachodu. Jak określił to jeden z islamistów, członek Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie: „Nie jesteśmy ani socjalistami, ani kapitalistami, lecz muzułmanami”. Tradycyjny muzułmanin powiedział by inaczej: „Nie jesteśmy ani żydami, ani chrześcijanami, lecz muzułmanami”.
Islamiści postrzegają swe przywiązanie do islamu głównie jako formę politycznej przynależności, czego jako zazwyczaj pobożni muzułmanie nie powinni robić. Wielu islamistów robi wrażenie, że w ogóle nie są pobożni. Na przykład główny organizator zamachu bombowego, w 1993 roku, na nowojorskie Światowe Centrum Handlu – Ramzi Jusef, gdy mieszkał na Filipinach miał dziewczynę i „wałęsał się po manilskich barach, kabaretach ze striptisem i klubach karaoke, flirtując z kobietami”. Z tych i innych odniesień do swobodnego życia, jego biograf Simon Reeve wyciąga wniosek, że „mało jest na to dowodów, że można by opisać Jusefa jako bojownika za wiarę”. Agent FBI, który prowadził śledztwo przeciwko Jusefowi, podsumował go tak: „Chował się [Jusef] za zasłoną islamu”.
Na skalę o wiele większą, Ajatollah Chomeini napomknął o nieistotności wiary dla islamistów w swym liście, skierowanym do Michaiła Gorbaczowa na początku 1989 roku, kiedy Związek Sowiecki chylił się ku upadkowi. Przywódca Iranu zaofiarował [Rosjanom] swój system rządów jako wzór do naśladowania: „Otwarcie oświadczam, że Islamska Republika Iranu jako największa i najpotężniejsza baza całego świata islamskiego, może łatwo wam pomóc zastąpić próżnię ideologiczną waszego systemu”. Chomeini wydawał się tu sugerować, że Sowieci powinni zwrócić się ku islamskiej ideologii – ich nawrócenie się na islam wcale nie wydawało mu się istotne.
W przeciwieństwie do swej reputacji, islamizm nie jest cofnięciem się ku przeszłości – jako współczesna ideologia nie oferuje środków prowadzących do powrotu do dawnego sposobu życia, ale sposób na żeglowanie między ławicami modernizacji. Z kilkoma wyjątkami (jak Talibowie w Afganistanie), islamiści są przeważnie mieszkańcami miast, starającymi się dostosować do współczesnych sposobów zurbanizowanego życia – a nie ludźmi ze wsi. Dlatego, na przykład, wyzwania, na które są narażone kobiety wykonujące różne zawody, są stałym punktem w islamistycznych dyskusjach. Co, na przykład, ma zrobić kobieta muzułmańska, zmuszona do podróżowania do pracy w zatłoczonym pociągu, aby uchronić się od męskich zaczepek? Islamiści mają gotową odpowiedź: powinna się odpowiednio okryć, zarówno ciało jak i twarz, i swoim islamskim ubiorem sygnalizować, że nie warto do niej podchodzić. Szerzej, islamiści oferują współczesnym ludziom alternatywną i wymagającą włączenia się drogę życia, która odrzuca cały kompleks popularnej kultury, konsumeryzm i indywidualizm na rzecz totalitaryzmu opartego na wierze.
Odstępstwa od tradycji
Chociaż islamizm jest często postrzegany jako forma tradycyjnego islamu, faktycznie jest on czymś zupełnie innym. Tradycyjny islam dąży do nauczenia ludzi jak żyć zgodnie z wolą Bożą, podczas gdy islamizm aspiruje do stworzenia nowego porządku. Pierwszy jest pewien swych racji, drugi – głęboko obronny. Pierwszy odwołuje się do jednostki ludzkiej, drugi do społeczeństwa. Tradycyjny jest wiarą osobową, ten drugi – ideologią polityczną.
Rozróżnienie między nimi staje się najostrzejsze, kiedy porównać zachowania dwóch grup przywódców. Tradycjonaliści przechodzą statyczny i bardzo długi okres nauki, podczas której przyswajają sobie ogromny zakres informacji i wchłaniają islamskie prawdy, tak samo jak czynili to ich przodkowie kilka wieków wcześniej. Ich wiara odzwierciedla więcej niż jedno tysiąclecie debat, toczonych wśród ludzi nauki, prawników i teologów. Przywódcy islamistów, na odwrót, wydają się lepiej wykształceni w naukach współczesnych niż w islamie. We wczesnym okresie dorosłości stykają się z problemami, do których ich nowoczesne wykształcenie ich nie przygotowało, i wówczas zwracają się ku islamowi, Czyniąc to, ignorują cały korpus islamskiego kształcenia i interpretują Koran jak im się podoba. Będąc samoukami, odrzucają tradycję i stosują własne (nowoczesne) wyczucie wobec starożytnych tekstów, co prowadzi do powstania osobliwej, „protestanckiej” wersji islamu.
Współczesny świat naraża na frustracje i piętnuje tradycyjne osobowości, ludzi, którzy wykształcili się na starożytnych tekstach, nie znają języków europejskich, nie spędzili czasu na Zachodzie ani też nie poznali jego tajemnic. Na przykład, tradycjonaliści rzadko wiedzą jako posługiwać się radiem, telewizją i Internetem dla szerzenia swego religijnego posłania. Islamiści – przeciwnie: ich liderzy zazwyczaj znają języki zachodnie, często przebywali za granicą i wydają się dobrze obeznani z techniką – Internet ma setki islamistycznych serwisów. Francois Burgat i William Dowell odnotowują ten kontrast w książce pt. „Ruch islamistyczny w Afryce Północnej” (1993):
Członek wiejskiej starszyzny, który jest blisko religijnej hierarchii i mało wie o kulturze Zachodu (z której, a priori, odrzuca kulturę techniczną), nie może się równać z młodym studentem nauk ścisłych, który jest o wiele bardziej przygotowany do krytykowania zachodnich wartości, które poznał i które potrafi sobie przyswoić w odpowiednich proporcjach. Tradycjonalista odrzuca telewizję, bojąc się niszczącego wpływu modernizmu, który ona niesie; islamista nawołuje do pomnożenia liczby odbiorników TV…gdy będzie już
sprawował kontrolę nad nadawanymi programami.
Najważniejszym z naszego punktu widzenia jest to, że tradycjonaliści boją się Zachodu, podczas gdy islamiści palą się do tego, by rzucić mu wyzwanie. Nieżyjący już wielki mufti Arabii Saudyjskiej – ‘Abd al.-‘Aziz Bin-Baz – był przykładem drżącej ze strachu starej gwardii. Latem 1995 roku, ostrzegał on saudyjską młodzież by nie wyjeżdżała na wakacje na Zachód, ponieważ „podróż do kraju niewiernych niesie w sobie śmiertelną truciznę a wrogowie islamu mają wiele sposobów by odciągnąć muzułmanów od ich religii, zasiać wątpliwości co do ich wiary i rozpowszechnić wśród nich rozwiązłość”. Namawiał młodych aby spędzali wakacje w „bezpiecznych” letnich ośrodkach wypoczynkowych własnego kraju.
Islamiści nie są całkowicie wolni od strachu przed tymi sposobami i pokusami [Zachodu], ale mają ambicję powstrzymać Zachód, o czym nie wstydzą się głośno mówić, aby cały świat ich słyszał. Najprymitywniejsi z nich po prostu chcą zabijać ludzi Zachodu. W godnym odnotowania oświadczeniu, Tunezyjczyk skazany za podkładanie bomb we Francji w latach 1985 – 1986 i za zabicie trzynastu osób, powiedział sędziemu prowadzącemu sprawę: „Nie wyrzekam się mojej walki z Zachodem, który zamordował Proroka Mahometa…My, muzułmanie, powinniśmy zabić każdego z was [ludzi Zachodu], wybić was do ostatniego”. Inni planują rozprzestrzenić islam na Europę i Amerykę, używając do tego celu przemocy, jeśli będzie potrzeba. Mieszkający w Amsterdamie imam zadeklarował w tureckiej telewizji: „Musicie zabijać tych, którzy przeciwstawiają się islamowi, porządkowi islamu, Allaha i jego Proroka; wieszajcie lub szlachtujcie ich, po związaniu rąk i nóg na krzyż…jak nakazuje Szariat”. Algierskie ugrupowanie terrorystyczne, GIA, wydało w roku 1995 [drukowany] komunikat, ukazujący wysadzoną w powietrze Wieżę Eifla i pełny pogróżek:
„Z całą naszą siłą będziemy prowadzić działania dżihadu i ataki militarne – czas już przenieść je do samego serca Francji i do jej największych miast….Przysięgamy, że [Francuzi] już nigdy nie będą spać spokojnie i wypoczywać, a islam wejdzie do Francji, czy tego chcą, czy nie”.
Bardziej umiarkowani islamiści planują użycie niesiłowych metod by przekształcić kraje, które ich goszczą, w państwa islamskie. Dla nich kluczem jest nawracanie. Pewien wybitny Amerykański myśliciel – muzułmanin – Isma’il R. Al-Faruki – ubrał te sentymenty w formę raczej poetycką: „Nic nie będzie większego niż ten młody, prężny i bogaty kontynent [Ameryki Północnej], odwracający się od przeszłego zła i maszerujący naprzód po flagą Allahu Akbar [Bóg jest wielki]”.
Ten kontrast nie tylko implikuje, że islamizm zagraża Zachodowi w sposób w jaki tradycyjna wiara tego nie czyni, lecz także sugeruje, że tradycyjni muzułmanie, którzy często są ofiarami islamizmu, wyrażają potępienie dla tej ideologii. Tak jak uczynił to Nagib Mahfuz, egipski laureat literackiej Nagrody Nobla, komentując cios nożem w szyję, zadany mu przez islamistę:” Modlę się do Boga by policja odniosła zwycięstwo nad terroryzmem i oczyściła Egipt od tego zła, w obronie ludzi, wolności i islamu”. Tudżan Fajsal, kobieta – członek Parlamentu Jordanii – nazwała islamizm „jednym z największych zagrożeń dla naszego społeczeństwa” i porównała tę ideologię do „raka”, który „powinien być chirurgicznie usunięty”. Cevik Bir, jeden z kluczowych polityków, który uniemożliwił powstanie islamistycznego rządu w Turcji w roku 1997, powiedział bez ogródek: „Fundamentalizm muzułmański pozostaje wrogiem publicznym numer jeden”. Jeśli muzułmanie tak czują, podobnie mogą odczuwać nie-muzułmanie. Być przeciwnym islamizmowi w żadnym przypadku nie oznacza być przeciwnikiem islamu.
Islamizm w praktyce
Podobnie jak zwolennicy innych radykalnych ideologii, islamiści spoglądają na państwo jako na główny nośnik w promocji swego programu. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę niepraktyczną naturę ich planów, dźwignie państwa mają zasadnicze znaczenie dla wprowadzenia w życie ich zamiarów. W tym celu, islamiści często przewodzą partiom opozycji politycznej (w Egipcie, Turcji, Arabii Saudyjskiej) lub zdobyli już znaczącą władzę (w Libanie, Pakistanie, w Malezji). Ich taktyki są często mordercze. W Algierii islamistyczne powstanie pochłonęło, od roku 1992, prawie 70,000 śmiertelnych ofiar.
Kiedy islamiści przejmą władzę, jak w Iranie, Sudanie i Afganistanie, prowadzi to zawsze do katastrofy. Natychmiast zaczyna się zapaść gospodarcza. Iran, gdzie przez dwie dekady poziom życia bez przerwy spadał, jest najbardziej jaskrawym przykładem. Prawa człowieka są łamane, jak dowodzi tego w oczywisty sposób powrót do pańszczyźnianego niewolnictwa w Sudanie. Represjonowanie kobiet staje się absolutnym wymogiem. Te praktyki najdramatyczniej ujawniły się w Afganistanie, gdzie kobiety wyłączono ze szkół i z pracy zawodowej.
Państwo islamistyczne jest, prawie z definicji, państwem rozbójniczym, nie uznającym żadnych innych reguł, poza stosowaniem środków przymusu i rządów siły. Jest bezwzględną instytucją, powodującą cierpienia i niedolę w kraju i za granicą. Gdy islamiści są u władzy, szerzą się konflikty, społeczeństwo jest zmilitaryzowane, rosną arsenały a terroryzm staje się instrumentem polityki państwa. To nie przypadek, że Iran prowadził najdłuższą konwencjonalną wojnę XX wieku (1980 – 1988, przeciwko Irakowi) i że zarówno Sudan jak i Afganistan przez dziesięciolecia są w stanie wojny domowej, której końca nie widać. Islamiści represjonują umiarkowanych muzułmanów, a nie-muzułmanów traktują jak ludzi gorszego gatunku. Zwolennicy lubią postrzegać islamizm jako siłę dążącą do demokracji, ale pomijają przy tym kluczową sprawę, że – jak dowodzi Martin Kramer: „Islamiści skłaniają się ku pozycjom mniej wojującym, gdy są wyłączeni ze sprawowania władzy…Słabość czyni ich umiarkowanymi”. Władza – daje wynik odwrotny.
Islamizm stale rośnie w siłę i trwa to już ponad ćwierć wieku. Jego liczne sukcesy nie powinny jednak być rozumiane jako dowody na to, że ma szerokie poparcie. Rozsądna ocena mówi o tym, że 10 procent muzułmanów podąża drogą islamizmu. Ale ich siła jest pochodną wpływów bez reszty oddanej sprawie, zdolnej i dobrze zorganizowanej mniejszości. Dość podobnie jak kadry partii komunistycznej, islamiści wypełniają brak liczebności aktywnością i przekonaniem.
Islamiści noszą w sobie głęboki antagonizm wobec nie-muzułmanów w ogóle, a wobec żydów i chrześcijan – w szczególności. Gardzą Zachodem zarówno z powodu jego ogromnych wpływów kulturowych, jak i z powodu tego, że Zachód jest dla nich tradycyjnym przeciwnikiem – starym chrześcijańskim rywalem w nowym przebraniu. Niektórzy z islamistów nauczyli się powściągać swe [radykalne] poglądy, by nie bulwersować nimi zachodnich słuchaczy, ale ta maskarada jest cienka i nie powinna nikogo zwodzić.
http://pl.danielpipes.org/1235/islam-i-islamizm-wiara-i-ideologia
Daniel Pipes