Dziesięć tysięcy imigrantów na greckiej wyspie Lesbos, których obóz Moria został podpalony w ubiegłym tygodniu, śpi na polach, w kościołach, na przystankach i w prowizorycznych schronieniach.
Obóz podpalili najprawdopodobniej sami imigranci, mając nadzieję na przeniesienie ich na ląd stały i wysłanie do innych krajów Europy.
Warunki pobytu w Morii były fatalne, przebywało w nim około 12 tysięcy imigrantów, głównie z Afganistanu, podczas gdy obóz przygotowany był na cztery razy mniejszą liczbę osób. Władze greckie miały prawdopodobnie nadzieję, że złe warunki i brak możliwości przeniesienia na ląd stały będą odstraszać kolejnych imigrantów.
Następnego dnia po podpaleniu obozu odbyła się demonstracja imigrantów, żądających wysłania ich do innych krajów Europy; doszło do starć z policją.
Władze greckie zbudowały prowizoryczny obóz na 3 tysiące osób, ale zaledwie około 300 zdecydowało się tam zamieszkać. W ciągu tygodni gotowy ma być stały obóz dla wszystkich bezdomnych imigrantów, ale nie wiadomo, czy będą chcieli tam zamieszkać. Władze odmawiają jednak przeniesienia ich na ląd stały.
Sytuację pogarsza epidemia koronawirusa – przed pożarem był zdiagnozowany u 35 osób i obóz został zamknięty. Władze i mieszkańcy wysypy obawiają się, że wraz z imigrantami epidemia rozniesie się po całej wyspie.