Francuzi zakazują antyizraelskich demonstracji. Niemcy oficjalnie mówią o wzbierającej fali antysemityzmu. Niemieccy Żydzi obawiają się o własne życie. Przed synagogami płoną flagi z gwiazdą Dawida. Najbardziej agresywni protestanci trafiają do aresztu.
Francuski minister spraw wewnętrznych wydał zakazał demonstracji planowanych w Paryżu. Miały one dotyczyć konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Gérald Darmanin obawia się powtórki z 2014 roku, kiedy to na podobnych protestach doszło do masowych naruszeń porządku publicznego. Siedem lat temu tysiące ludzi demonstrowało przeciwko izraelskiej ofensywie wojskowej w Strefie Gazy. Antyizraelskie wystąpienia doprowadziły do ataków na synagogę oraz żydowskie sklepy.
W obawie przed antysemickimi ekscesami minister spraw wewnętrznych polecił prefektowi paryskiej policji wydać zakaz demonstracji skierowanych przeciwko Izraelowi. Oficjalnie decyzję tę uzasadnił względami bezpieczeństwa. Jednocześnie rząd zwrócił się do władz lokalnych o zachowanie szczególnej czujności w związku z napiętą sytuacją na Bliskim Wschodzie.
Do antysemickich wstąpień doszło w szeregu miast niemieckich miast. W Gelsenkirchen, Bonn, Münster, Düsseldorf, Nordhausen oraz Ulm zaatakowano synagogi i żydowskie miejsca pamięci. „Sytuacja jest bardzo napięta” – oceniła Marina Czerniwski z organizacji Ofek, która zajmuje się pomocą dla ofiar antysemickiej przemocy i dyskryminacji.
Działaczka przyznała podczas dyskusji panelowej na Ekumenicznym Kongresie Kościelnym we Frankfurcie, że Żydzi w Niemczech spotykają się ze „ślepą nienawiścią”, co musi budzić „wielki niepokój”. „Antysemityzm to nie tylko postawa, to przemoc” – stwierdziła Czerniwski.
Problem antysemityzmu dostrzegają także niemieccy politycy. Rzecznik rządu Steffen Seibert oświadczył, że ataki na żydowskie instytucje spotkają się ze zdecydowaną reakcją sił porządkowych. Jak powiedział, ci, którzy są winni antysemickich ekscesów „nie krytykują państwa czy rządu, lecz pokazują nienawiść wobec religii i tych, którzy do niej należą”.