Na tle dyskusji na temat „Kobieta a religia” w ramach Dni Ateizmu, kiedy to rozmawiano o tym, czy Alice Schwartzer jest feministką, która idąc w ślady Kościoła chce cenzurować nagość w niemieckich gazetach, albo o tłumieniu seksualności przez religię, problemy w świecie islamu, które przedstawiała Maryam Namazie, wyglądają zdecydowanie poważniej.
W krajach, w których islamizm – islam polityczny – ma wpływy, kobieca seksualność i ciało są kryminalizowane, a do mizoginii się zachęca lub wręcz jest narzucana przez samo państwo. „Według prawa szariatu oświadczenie kobiety ma wartość połowy oświadczenia mężczyzny i nie może ona podróżować bez zgody opiekuna – mówiła polskim ateistom Namazie. – Do niektórych obszarów nauki dostęp kobiet jest ograniczony, a dziewczęta od okresu pokwitania mogą zostać ‘wydane za mąż’. Zasłanianie się jest obowiązkowe, a policja obyczajowa i wojsko mogą zatrzymywać kobiety do kontroli. Te, które łamią te prawa, mogą zostać skazane na więzienie, chłostę aż po kamienowanie.”
Co mogą zatem zrobić w tej sprawie kobiety? Zdaniem aktywistki, jedną z możliwości są nagie protesty. Dlaczego? Czy po to, żeby wzbudzić niezdrową sensację? „Obsesja politycznego islamu na punkcie kobiecego ciała, nacisk na zakrywanie kobiet i ukrywanie ich przed oglądaniem w przestrzeni publicznej oznacza, że nagość jest ważną formą społecznego oporu”, tłumaczy Namazie. „Naga kobieta jest antytezą idealizowanej w islamie kobiety zakrytej i uległej”.
Co jednak z zarzutem, że nagie protesty to woda na młyn seksistów i dalsze uprzedmiotowienie ciała kobiety? „To mylenie nagości z obscenicznością, wulgarnością i pornografią” – odbija piłeczkę irańska działaczka. Ten sposób myślenia jest jej zdaniem podobny do myślenia islamistów. Ciało kobiety jest postrzegane jedynie jako obiekt męskich zmysłów. W tej sytuacji islamiści proponują swoje rządy jako rozwiązanie problemu poniżenia kobiet, obecnego na Zachodzie. To punkt widzenia niesprawiedliwy także wobec mężczyzn, którzy postrzegani są jako gwałciciele, niezdolni do kontrolowania własnych popędów.
Dlaczego więc w Europie islamizm zdobywa kolejne przyczółki, a lewicowi politycy nie potrafią się temu przeciwstawić? Winna jest polityka tożsamości, dzielenie społeczeństwa na tzw. wspólnoty, których nie wolno krytykować, kiedy się nie jest ich członkiem. W opinii Namazie, kiedy mówi się o tych wspólnotach, ma się na myśli radykalnych imamów czy wsteczne organizacje islamistyczne. „Nie muszę być muzułmanką lub byłą muzułmanką, żeby mówić o islamie”, stwierdza. I proponuje otwartą dyskusję zamiast zamykania się w społecznościach, gdzie tylko geje mogą mówić o prawach gejów, a kobiety o prawach kobiet. Ta polityka tożsamości zniszczyła uniwersalizm i międzynarodową ludzką solidarność. Za to Namazie – określająca siebie jako komunistkę, krytykuje lewicę, która „używa żałosnych wytłumaczeń, żeby sprzymierzać się z islamistami i chronić ich kosztem życia i praw ludzi”. „To postkolonialna lewica, która wspiera rządzące elity w tzw. koloniach”, podsumowuje.
Czy zatem można krytykować islam nie narażając się na oskarżenia o islamofobię? „Krytyka islamu czy islamizmu to nie rasizm. Rasizmem jest mówienie, że różni ludzie mają różne prawa, w zależności od tego skąd pochodzą”, kwituje Maryam Namazie.
A na koniec przestrzega przed skrajną prawicą, która wykorzystuję krytykę islamu do dyskryminacji muzułmanów. „Islamizm to także ruch skrajnie prawicowy”, uważa Namazie. „Tak więc musimy przeciwstawić się skrajnej prawicy i islamizmowi na rzecz uniwersalnych wartości i świeckości”.
Jan Wójcik, obserwuj autora na Twitterze @jasziek