20 emerytowanych generałów i około 1000 osób służących w wojsku podpisało się pod listem ostrzegającym, że Francja zmierza do wojny domowej z powodu religijnego ekstremizmu.
Głównym powodem według sygnatariuszy listu są ”fanatyczni stronnicy” tworzący podziały w społecznościach, a przede wszystkim islamiści przejmujący całe części kraju. Jako zagrożenie wymieniana jest „dezintegracja, która wraz z islamizmem i podmiejskimi hordami prowadzi do oderwania wielu fragmentów naszego narodu, by przekształcić je w terytoria sprzeczne z naszą konstytucją”. Podkreślają jednak, że każda część Francji jest domem dla Francuzów, bez względu na wiarę lub brak wiary.
Uważają także, że „pewien rodzaj antyrasizmu” w rzeczywistości dzieli społeczności i działa w kierunku wojny rasowej, atakując pomniki i inne istotne dla francuskiej historii miejsca. „Dzisiaj niektórzy mówią o rasizmie, rdzenności i teoriach dekolonizacyjnych, ale poprzez te terminy ci pełni nienawiści i fanatyzmu stronnicy chcą wywołania rasowej wojny”, twierdzą sygnatariusze.
Generałowie skrytykowali także rząd za używanie policji do brutalnej pacyfikacji demonstracji ”żółtych kamizelek”.
„Nie ma już czasu na prokrastynację, w przeciwnym razie jutro wojna domowa da koniec rosnącemu chaosowi i śmierciom – za które będziecie odpowiedzialni”, ostrzegają członkowie sił zbrojnych. „Godzina jest poważna, a Francja jest w niebezpieczeństwie”, twierdzą.
List spotkał się z ostrym potępieniem rządu, a minister ds. wojskowości Florence Parly zapowiedziała ukaranie służących w wojsku sygnatariuszy. Związane jest to z tym, że ustawa zakazuje aktywnym i rezerwowym członkom sił zbrojnych wypowiadania opinii dotyczących polityki i religii. Mieliśmy wcześniej do czynienia z przypadkiem usunięcia z sił zbrojnych nawet generała Legii Cudzoziemskiej za udział w antyimigranckich protestach w Calais.
Dodatkowy niepokój polityków tworzy data publikowania listu. Został on przekazany opinii publicznej w 60 rocznicę puczu generałów przeciwko prezydentowi Francji Charles’owi de Gaulle’owi. Wtedy generałowie próbowali przeszkodzić w uzyskaniu niepodległości przez Algierię.
By jednak nadać właściwą perspektywę listowi, należy zauważyć, że został podpisany przez dwudziestu z kilku tysięcy emerytowanych i rezerwowych generałów francuskich. Z drugiej strony list został napisany 21 kwietnia, a głośno o nim zaczęło być wkrótce po zamachu nożownika z Tunezji, w którym zginęła funkcjonariuszka policji.
Socjalistyczna senator Hélène Conway-Mouret uważa całą sprawę za „burzę w szklance wody”, twierdzi, że „żaden przewrót nie jest obecnie planowany”, a cała sprawa zbyt rozdmuchana.
Zdaniem Witolda Repetowicza, eksperta ds. bliskowschodnich, do puczu „w perspektywie najbliższych lat nie dojdzie, ale pokazuje to krytyczne tendencje”. Zwraca on również uwagę na rosnące napięcia pomiędzy Francją a Turcją, która jest głównym sponsorem islamizmu, powodując wewnętrzne konflikty w samej Francji. „Jest to przy tym problem spójności całej Unii Europejskiej, więc również Polski, mimo że bezpośrednio nas ten problem nie dotyka”, uważa Repetowicz.
Pisaliśmy:
〉 O tym, że we Francji kończy się cierpliwość: „Francuzi mają dość”
〉 O terroryście, który uniknie kary, bo upalił się ziołem.