Jan Wójcik
Czy to, że prawie jedna trzecia muzułmanów we Francji uważa szariat za ważniejszy od praw państwa jest niepokojące?
Tak wydaje się prezentować rezultat badania francuskiej agencji Ifop dla francuskiego think-tanku Institut Montaigne. Z drugiej strony moglibyśmy się cieszyć, że – jak wynika z tego samego badania – dwie trzecie tego nie chce. Jak jednak zrozumieć to, że jednocześnie 2/3 muzułmanów deklaruje, że życzy sobie, żeby dziewczynki mogły nosić w szkołach chusty, co jest wymogiem szariackim sprzecznym z aktualnym prawem świeckiej republiki? Czy te wyniki nie są ze sobą sprzeczne?
Jak zatem autorzy wyciągnęli te optymistyczne wnioski? Badania takie powinny być jednak okraszone słowem komentarza. Wygląda na to bowiem, że prawie 1/3 już teraz neguje prawo francuskie. Natomiast 2/3 (pewno te zbiory się pokrywają) chce zmiany tego prawa tak, żeby dostosowało się do szariatu. Na zasadzie Allahowi świeczkę i Republice ogarek.
Nie jest to jednak żaden dowód na akceptację rozdziału religii i państwa przez większość muzułmanów, jak wskazywać mogłyby nagłówki w światowej prasie. Na przykład „Reuters” napisał: „Mniej niż 30% francuskich muzułmanów odrzuca świeckie prawo”, a „Voice of America” cieszy się, że „Muzułmanie są zintegrowani, ale mniejszość w opozycji do świeckiej Francji”.
W przekonaniu wielu muzułmanów, głoszonym też w Polsce, wyznawcy islamu stawiają sobie wymóg dostosowywania się do praw państwa, które udziela im gościny i w którym są mniejszością. Dla części jednak, tej bardziej skrajnej, jest to nie do przyjęcia i to oni, tych prawie 30%, chcą szariatu tu i teraz. Z kolei część bardziej, nazwijmy to, umiarkowana, życie pod prawem szariatu zgadza się odłożyć na później. Akceptacja praw świeckiego państwa jest tak czy inaczej tymczasowa, dopóki pozostają w gościnie albo do czasu, kiedy staną się gospodarzami.