Montargis, 15 000 mieszkańców, 108 mil na południe od Paryża, odmówiło obchodzenia Święta Narodowego Francji, Dnia Bastylii – żadnych fajerwerków, żadnych ulicznych imprez.
Zamiast tego odbędzie się krótka ceremonia podziękowania policji i straży pożarnej, które dwa tygodnie wcześniej uratowały miasto przed zamieszkami, podsycanymi głównie przez muzułmańskich imigrantów.
„Trzystu zbirów, którzy pojawili się znikąd, wtargnęło do centrum miasta. Spalili doszczętnie kilka domów” – powiedział burmistrz Benoît Digeon. „Mieszkańcy musieli zostać ewakuowani do bezpieczniejszych obszarów”.
W normalnych warunkach Montargis można by określić jako turystyczną „Wenecję śródlądową”, zarówno ze względu na historyczną architekturę, jak i liczne mosty na rzece Loing, kanale Briare i kilku mniejszych strumykach. Przyciąga wielu chińskich gości, ponieważ na początku lat dwudziestych Deng Xiaoping, który rządził Chinami w latach 1978-1989, z przerwami pracował w lokalnej fabryce obuwia.
Dziś przychodzi na myśl inne porównanie: Oradour-sur-Glane, męczeńska wioska w południowo-zachodniej Francji, która została bezlitośnie zniszczona przez niemiecką dywizję SS w 1944 roku i nigdy nie została odbudowana. „Patrzymy na poczerniałe ściany w samym sercu naszego miasta i nie rozumiemy” – powiedzieli prasie niektórzy mieszkańcy. „Co tu się dzieje? Czy to wojna?”
Szef francuskiej Dyrekcji Generalnej ds. Bezpieczeństwa Zewnętrznego w latach 2002-2008, a następnie wysłannik do Izraela i Węgier, Pierre Brochand, uważa, że rzeczywiście „życie narodu jest zagrożone”. Pewnego dnia zwierzył się konserwatywnej gazecie „Le Figaro”: „To punkt zwrotny w naszej historii”. Według Brochanda, obecna muzułmańska społeczność imigrantów z „trzeciego świata” osiągnęła „masę krytyczną”, która uniemożliwia jej asymilację z głównym nurtem Francji, tak jak to było możliwe wcześniej. Wręcz przeciwnie, Francja rozwija się w „separatystyczne kontrwspólnoty”, które ostatecznie mają tendencję do rzucania wyzwania demokratycznemu francuskiemu państwu narodowemu za pomocą niedemokratycznych „alternatywnych suwerenności”.
„To, co eufemistycznie nazywamy „przemocą miejską”, jest w rzeczywistości ciągiem prób sił” – zauważa Brochand. „Cieszymy się, że nie skupiamy się na tym… i wycofujemy się do szczęśliwych uprzywilejowanych enklaw, całkiem podobnych do „Zielonej Strefy” w Bagdadzie.
Francją wstrząsnęła pierwsza fala zamieszek 18 lat temu, w 2005 r., a następnie upiorne ataki terrorystyczne w 2015 i 2016 r. Sygnały zostały źle odczytane, zarówno pod rządami konserwatystów, jak i liberałów. Ogromne budżety — w sumie 45 miliardów dolarów — przeznaczono na „programy renowacji miast”, tak jakby problemem była bieda.
Jak na ironię, bogate obiekty zbudowane w ramach tych działań – od szkół i bibliotek, przez obiekty sportowe i sieci transportowe, po szpitale i komisariaty policji – były głównymi celami zamieszek w 2023 roku.
Z kolei zignorowano kluczową kwestię niekontrolowanej, ogromnej, obcej kulturowo i destrukcyjnej imigracji. Od 2005 roku przyjęto pięć milionów nowych imigrantów. Szacuje się, że co roku w kraju osiedla się kolejne 250 000 nielegalnych imigrantów.
Około 70 procent pochodzi z muzułmańskich krajów Afryki Północnej, Afryki Zachodniej i Bliskiego Wschodu. Ponieważ ich współczynnik dzietności jest znacznie wyższy niż średnia francuska, ich udział w populacji stale rośnie wśród młodszych pokoleń. Na obszarach miejskich od 30 do 50 procent chłopców i dziewcząt poniżej 20 roku życia pochodzi z krajów muzułmańskich.
Wielu muzułmańskich imigrantów jest gotowych zasymilować się ze społeczeństwem francuskim jako przestrzegający prawa i odnoszący sukcesy zawodowe obywatele oraz zinternalizować francuską kulturę. Jeszcze bardziej niezwykłe jest to, że niektórzy z najlepszych obecnie francuskich krytyków radykalnego islamu to muzułmańscy imigranci w pierwszym lub drugim pokoleniu. Jednak obecna niekontrolowana imigracja z pewnością przyniesie korzyści imigrantom separatystycznym, antyfrancuskim lub antyzachodnim, a nie imigrantom patriotycznym, profrancuskim i prozachodnim.
Pytanie brzmi: dlaczego francuskie elity nie są w stanie poradzić sobie z faktami w terenie? Wyjaśnienie „wielkiego biznesu”, zgodnie z którym duże firmy potrzebują imigrantów z trzeciego świata jako taniej siły roboczej, we Francji nie ma sensu. Przynajmniej z dwóch powodów: państwo opiekuńcze jest tak rozległe, że odstrasza imigrantów od płatnych prac; wielkie firmy mają tendencję, bez względu na wszystko, do outsourcingu produkcji i usług do tych właśnie krajów, z których pochodzą imigranci z trzeciego świata.
O wiele bardziej przekonującym wyjaśnieniem jest szerzenie się anomii* i porzucenie tradycyjnych wartości zachodnich, żydowskich i chrześcijańskich wśród rdzennych Francuzów. Chrześcijaństwo jest w złym stanie, ponieważ ponad 30 procent wszystkich francuskich dzieci jest chrzczonych, w porównaniu z około 70 procentami zaledwie pokolenie temu. Rozpadają się rodziny i małżeństwa. Publiczne szkolnictwo podstawowe i średnie upada. Lojalność narodowa i demokratyczna została podważona przez globalne przekazanie suwerenności Unii Europejskiej.
Wielu Francuzów, w tym wielu tych w pierwszym pokoleniu, znajduje się zatem w stanie głębokiego zamętu etycznego i tożsamościowego. Na razie po prostu nie są wyposażeni, aby poradzić sobie z pojawieniem się bardziej asertywnych obcych kultur, nawet w sąsiedztwie. Jeden z najwybitniejszych francuskich kryminologów, Alain Bauer, ostrzega: „Jeśli nie podejmiemy natychmiastowych działań, przychodzą mi do głowy tylko dwa scenariusze na przyszłość. Albo Francja zamieni się w jakiś upadły kraj, jak Haiti, gdzie szaleją prywatne armie walczące ze sobą. Lub zamieni się w autorytarny reżim w stylu chińskim”.
Rzeczywiście, przywrócenie władzy państwowej może być teraz postrzegane we Francji jako pilny priorytet. Najnowsze dostępne sondaże pokazują, że Marine Le Pen i Zjednoczenie Narodowe cieszą się większym zaufaniem pod tym względem niż prezydent Macron czy jakikolwiek inny przywódca, prawicowy czy lewicowy.
* Anomia: poczucie niepewności i bezcelowości w społeczeństwie w wyniku nagłych zmian społecznych i załamania się porządku społecznego.
Michel Gurfinkiel
Założyciel i prezes Instytutu Jeana-Jacquesa Rousseau, stypendysta Middle East Forum.
Źródło: meforum.org (publikacja 12.07)
Middle East Forum to amerykański think-tank założony w 1994 roku przez Daniela Pipesa
Poglądy wyrażane przez autorów publikowanych tekstów niekoniecznie muszą być zgodne ze stanowiskiem redakcji Euroislamu