Centrum burgundzkiego miasta Dijon przekształciło się w strefę walk pomiędzy gangami czeczeńskimi i lokalnymi, złożonymi głównie z potomków arabskich imigrantów.
Zamieszki rozpoczęły się, gdy w weekend Czeczeni zaczęli szukać zemsty za napaść na szesnastolatka z ich społeczności, która miała miejsce 10 czerwca – według jednego ze świadków podającego siebie za Czeczena, na chłopaka miał napaść gang dilerów narkotykowych. Przemoc trwała trzy dni, ludzie byli uzbrojeni w kije bejsbolowe, niektórzy mieli broń, podpalano samochody. „To, co się stało, jest bezprecedensowe i niedopuszczalne”, powiedział mer miasta Francois Rebsamen.
Mdrrr Dijon c’est devenu Los Santos ou quoi ?? pic.twitter.com/nYZaGi1imX
— (@crclrmgl) June 15, 2020
Czeczeni skrzyknęli się z Europy
Policja informowała, że w sobotnią noc 50 Czeczenów wtargnęło do dzielnicy Gresilles i zaatakowało pizzerię, właściciel został ranny w strzelaninie. W niedzielę w tej samej dzielnicy pojawiło się ich już 200. Jak informuje jeden z Czeczenów, do miasta zjechali się jego rodacy z Francji, ale także z Belgii i Niemiec. „Wcale nie mieliśmy zamiaru splądrować miasta, ani zabierać go ludziom”, tłumaczy mężczyzna, rozmawiając z lokalnymi mediami.
Prokurator Eric Matthias, który wszczął śledztwo w sprawie o zamiar popełnienia morderstwa przez zorganizowaną grupę, twierdzi, że Czeczeni skrzykiwali się do Dijon przez media społecznościowe. Informowali, że chcą zemścić się na członkach północnoafrykańskiej społeczności z Magrebu za atak na ich rodaka.
Według niezweryfikowanych doniesień Czeczeni mieli spotkać się z algierskim gangiem, żeby „wyrównać porachunki”, ale skończyło się to strzelaniną, co skłoniło ich do ściągania posiłków.
Spokój przywrócono
W poniedziałek do miasta dotarło kilkudziesięciu policjantów z elitarnej jednostki specjalnej RAID i dodatkowych 110 funkcjonariuszy. Tego dnia zgromadzeni na placu w centrum mężczyźni zostali nagrani, jak prezentują posiadaną broń. Komentatorzy twierdzili, że pokazani na wideo, to członkowie gangu o północnoafrykańskich korzeniach, którego szukali Czeczeni. Jednak niektóre media twierdzą, że byli to właśnie ci ostatni. Jak podaje PAP, wśród czterech aresztowanych osób, po konfrontacji policji z setką uczestników zamieszek, nie było Czeczenów, tylko lokalni mieszkańcy.