Dzisiaj do Berlina przybył z wizytą prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Celem wizyty ma być załagodzenie sporu między Niemcami a Turcją.
Wizyta to skutek coraz gorszych relacji Ankary z Waszyngtonem i próba wyjścia z kryzysu gospodarczego, który wisi nad Turcją. Receptą ma być zacieśnienie więzów z Unią Europejską. Wśród części elit unijnych Turcja ponownie jest postrzegana jako sojusznik, tym razem jednak w wojnie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi.
Pomimo przyjęcia Erdogana z pełnymi honorami wojskowymi, od polityków niemieckich może on liczyć głównie na krytykę. Nie może oczekiwać od nich sympatii po tym, jak w ubiegłym roku zwyzywał Niemców od nazistów. Usłyszy także głosy protestujących przeciwko tej wizycie. W Berlinie i w Kolonii, gdzie Erdogan inauguruje meczet, spodziewane są dziesiątki tysięcy demonstrantów. Napiętą atmosferę przed wizytą oddaje komentarz „Die Welt”: „Erdogan musi zaakceptować fakt, że opozycja jest częścią polityki w Niemczech, a nie jest wrzucana do więzień czy uciszana, jak w Turcji”.
Co prawda i kanclerz i prezydent Niemiec zgodzili się na podniesienie rangi wizyty i nie traktowanie jej jako roboczej, ale tylko dlatego, że Niemcy i Turcję wiążą silne relacje gospodarcze i cały czas pozostaje kwestia umowy o powstrzymywaniu imigracji. Istnieją jednak obawy, że prezydent Turcji odbierze to jako swoje zwycięstwo, a nie gest woli zaproszenia do trudnych rozmów. Te obawy potwierdza żądanie przez Erdogana, dzień przed wizytą, żeby Niemcy uznały ruch Gulena za organizację terrorystyczną. (j)