Szef Frontexu, powołanego do ochrony unijnych granic, nie wierzy w ich ochronę przed masową migracją i bezradnie rozkłada ręce.
Europa przyjęła w ubiegłym roku milion wniosków o azyl, połowę zaakceptowano, a z drugiej połowy deportowano tylko 20% osób, możemy dowiedzieć się z „Die Welt”. Możemy się też dowiedzieć, co w świetle tej sytuacji sądzi o obronie granic, polityce migracyjnej i roli Frontexu jego szef, holender Hans Lejtens.
„Bądźmy szczerzy: nic nie powstrzyma ludzi przed przekraczaniem granicy, ani mur, ani płot, ani morze, ani rzeka”, mówi szef Frontexu, organizacji z rocznym budżetem powyżej 800 mln euro. Leijtens uważa, że politycy postulują ostre rozwiązania, a debatę dominuje myślenie życzeniowe, ale to są jego zdaniem tymczasowe środki. Nie chce potępiać imigrantów, bo to za łatwe.
Swoją rolę Leijtens widzi jako „tworzenie balansu pomiędzy skutecznym zarządzaniem granicą a zgodnością z prawami podstawowymi”. Pod jego kierunkiem Frontex ma zmierzać w stronę humanitaryzmu, zmniejszenia obaw przed obcymi i mniejszej ilości uprzedzeń.
Szef unijnej straży granicznej ma też czteropunktowy plan rozwiązania problemu. Po pierwsze, zamiast nielegalnej imigracji więcej legalnych dróg. Po drugie, powinniśmy przestać tak bardzo zajmować się tematem. Po trzecie, musimy wiedzieć kto przekracza nasze granice. No i wreszcie, po czwarte, procedowanie wniosków azylowych ma się odbywać z poszanowaniem rządów prawa.
Lejtens jedyną chyba nadzieję na załagodzenie procesu imigracyjnego dostrzega we współpracy z krajami trzecimi. Problem z tym jest jeden, taki, że kraje trzecie tej współpracy za bardzo nie chcą.