Śmiertelnych ofiar epidemii jest w Turcji znacznie więcej niż jest podawane oficjalnie, ujawniło dziennikarskie śledztwo „New York Timesa”.
W Stambule od 9 marca do 12 kwietnia umarło o 2100 osób więcej niż średnio w ostatnich pięciu latach. Natomiast według danych oficjalnych, do 12 kwietnia w całej Turcji z powodu epidemii umrzeć miało 1200 osób, z tego na Stambuł przypadało około 700. Zatem zmarło tam trzy razy tyle osób, ile oficjalnie było ofiar epidemii.
Wśród tych dodatkowych zmarłych są osoby, które zmarły z powodu wirusa, ale którym nie zdążono zrobić testu (identyczne zasady obowiązują w Polsce), a prawdopodobnie również takie, których przyczyna zgonu nie miała nic wspólnego z wirusem, lecz nie otrzymały odpowiedniej pomocy lekarskiej z powodu przeciążenia szpitali chorymi na koronawirusa.
Według oficjalnych danych, pierwszy przypadek koronawirusa stwierdzono w Turcji 10 marca, a już tydzień później odnotowano pierwszy zgon. Według „New York Timesa” już wtedy śmiertelność w Stambule była wyższa niż w latach ubiegłych, co by znaczyło, że początek epidemii był nie tydzień, ale kilka tygodni wcześniej.
Prezydent Erdogan od początku bagatelizował epidemię, wielokrotnie przypominając, że on, dla wzmocnienia krwi, codziennie rano zjada łyżeczkę przecieru z morwy. 18 marca, po drugiej oficjalnej śmierci, stwierdził że „władze i lud skutecznie i z determinacją sprostały wyzwaniu, jak dzieje się zawsze, gdy atakowany jest nasz kraj”. Wprowadził izolowanie osób powyżej 65 lat, zamknął kawiarnie i meczety i ograniczył podróże po kraju. W weekendy w głównych miastach obowiązuje zakaz wychodzenia z domu z wyjątkiem zakupów żywności, ale w pozostałe dni ludzie chodzą do pracy.
Środki te jednak okazały się niewystarczające. Turcja, które trzy dni później niż Polska zaczęła intensywną fazę epidemii (przekraczając 100 chorych), ma obecnie sto tysięcy zachorowań, czyli siódmą najwyższą liczbę na świecie. Według oficjalnych danych ponad 2 tysiące osób zmarło, ale jak widzieliśmy, liczba ta jest dwu- lub trzykrotnie zawyżona.
Erdogan wie, że aby utrzymać się przy władzy, za wszelką cenę musi ratować sytuację gospodarczą, a zamknięcie gospodarki podobne do wprowadzanego w krajach Unii byłoby dla tureckiej gospodarki zabójcze. Zaniżanie liczby ofiar ma prawdopodobnie przekonać ludność, że władze znakomicie sobie radzą z epidemią, ale żeby utrzymać tę narrację, Erdogan próbuje likwidowania pozostałych jeszcze niezależnych mediów w Internecie i zastraszania indywidualnych krytyków postępowania władz – zatrzymano ponad 600 z nich.
Erdogan wykorzystuje też epidemię do walki z wybranymi w zeszłym roku opozycyjnymi burmistrzami Stambułu i Ankary. Pretekstem stały się zbiórki pieniędzy na walkę z epidemią, przeprowadzane od dwóch tygodni z inicjatywy burmistrzów. Ministerstwo spraw wewnętrznych rozpoczęło przeciwko nim dochodzenie, uznając, że zbiórki są nielegalne.
Ogłoszony 31 marca dekret tego ministerstwa, który burmistrzowie uznają za niezgodny z konstytucją, uzależnia przeprowadzanie zbiórek pieniężnych od zgody gubernatora prowincji, mianowanego przez prezydenta. Zbiórki burmistrzów kolidowały z ogólnokrajową zbiórką, ogłoszoną przez Erdogana dzień przed dekretem.
Opozycja zmusiła Erdogana do przynajmniej dwóch ustępstw: rząd zdecydował się na bezpłatne rozdawanie maseczek, chociaż początkowo chciał, żeby je sprzedawano. Naciskany przez opozycję zaoferował też bezpłatne leczenie wszystkim ofiarom epidemii, nawet jeśli nie mają odpowiedniego ubezpieczenia. Według amerykańskiego dziennika opozycja „świadoma trudnej sytuacji gospodarczej nie przestaje naciskać na rząd w czasie epidemii, a wręcz zwiększa nacisk, aby nie cierpieli mieszkańcy Turcji”. (gl)