Jan Wójcik
O tym, że spore grupy muzułmanów chciałyby żyć pod prawem szariatu, pisaliśmy nie raz. O tym, że niektórzy gorliwi muzułmanie w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii proponują tworzenie stref szariatu, pisaliśmy nie raz. Tego, że taka koncepcja pojawi się na łamach Rzeczpospolitej, wybaczcie, nie byliśmy w stanie przewidzieć.
Do dziś przecieram oczy ze zdumienia czytając następujące zdanie z artykułu „Jacek Borkowicz: Muzułmanie w Europie potrzebują więcej przestrzeni” w weekendowym „Plus/Minus”: „Setkom tysięcy muzułmanów, którzy przybyli do Europy, powinniśmy oddać lokalne przestrzenie, gdzie wolno byłoby im trochę więcej. Trudno, pogódźmy się i z tym – nie urządzalibyśmy tam procesji Bożego Ciała. Za to w przestrzeni chrześcijańskiej moglibyśmy nie tolerować głosu muezzina.”
Niby jest to pewna alternatywa w sytuacji, gdy grożą nam albo ostre wewnętrzne konflikty albo, jak też sugerowano na łamach Rzeczpospolitej, deportacja wszystkich muzułmanów. Niby, bo kto zgodzi się na przekształcenie Europy w Bałkany? Niby, bo jak zagwarantować, jak chce autor koncepcji, że „przestrzeń lokalna nie będzie rozsadnikiem ekstremizmu”, że obywatele niemuzułmańscy będą cieszyć się taką samą swobodą w tej dzielnicy. Niby, bo jakie są dopuszczalne granice „wolno byłoby im trochę więcej”?
Tym muzułmanom, którym zależy na życiu pod prawem szariatu, według swoich religijnych zasad, nie zależy tylko na głosie muezzina, wysokim minarecie i chustach dookoła. Chodzi o przestrzeganie licznych zasad, rozsądzanie sporów, takie wydzielanie lokalnej przestrzeni do zarządu albo nie rozwiąże problemów i skończy się większą gettoizacją, albo będzie prowadziło do istnienia w państwach podwójnego prawodawstwa, ergo częściowego zrealizowania postulatu totalitarnego islamizmu. Wreszcie nic nie rozwiąże problemu, jeżeli coraz więcej muzułmanów będzie napływało do Europy i będą chcieli coraz więcej tej przestrzeni, którą tak szczodrze przyznaje im Borkowicz. Autor ma na szczęście tyle realizmu, że stwierdza, iż jego postulat jest utopijny, nie wiem tylko, po co go w ogóle zgłasza. Albo jest to przeintelektualizowana zabawa, która nic nie wniesie poza dyskusją na temat tej propozycji albo kapitulacja, lęk przed konfrontacją. W dzisiejszym świecie, o którym mówi się, że intelektualiści są w nim w odwrocie, ani jedno ani drugie nie powinno mieć miejsca, bo daje masom sygnał, że sprawy muszą wziąć w swoje ręce. Może czas już to zauważyć?
Autor koncepcji stref szariatu dla wszystkich muzułmanów kpi z innych rozwiązań jak edukacja czy deportacja. A może to są jedyne rozwiązania, które mamy do dyspozycji? Może powinniśmy skupić się na integracji tych muzułmanów, którzy widzą swoją szansę w państwie świeckim i jednocześnie deportować lub ograniczać działalność wszystkich tych, którzy chcieliby wprowadzenia jedynie słusznych zasad boskiego prawa. Należałoby wspierać tych, których można określić jako dysydentów lub reformatorów, a minimalizować wpływy islamistów i salafitów, chociażby odcinając ich od zagranicznych źródeł finansowania. Wreszcie wystarczy też ograniczyć imigrację, ponieważ dzietność europejskich muzułmanów spada, a konwersja jest znikoma.
Naprawdę czas przestać cudować, bo tych dziwnych pomysłów było już nadto. Jedyne, co musimy zrobić, to mocno opowiedzieć się za świeckim państwem i jednym prawem dla wszystkich i konsekwentnie tego bronić. Może to oznaczać zaostrzenie konfliktu, ale dopuszczono do takiej sytuacji, że w Europie Zachodniej być może nie ma już innego wyjścia.