Piękni, młodzi, radykalni

Aly Salem

Widmo islamofaszyzmu krąży nad Zachodem

blog pic 37

Said Qutb – islamski radykał, nazywany „Leninem dżihadu”.

Młodzi ludzie wychowani w kulturze zachodniej coraz częściej popierają islamskich ekstremistów. Rządy od Berlina do Waszyngtonu bezradnie przypatrują się radykalizacji młodego pokolenia.

W ubiegłym tygodniu kanadyjski muzułmanin wdarł się do parlamentu w Ottawie, gdzie zastrzelił żołnierza, po czym sam został zabity. Od czasu strzelaniny władze twierdzą, że mężczyzna ubiegał się o paszport, aby wyjechać do Syrii. W Niemczech złapano trzy uczennice z Kolorado, które również wybierały się do Syrii, a także do Iraku, gdzie miały walczyć w szeregach Państwa Islamskiego. 20 lipca w „Newsweeku” ukazał się artykuł, w którym szacowano, że u boku ISIS walczy dwa razy więcej brytyjskich muzułmanów niż w brytyjskiej armii.

Co może inspirować młodych, zachodnich muzułmanów, do porzucenia wygodnego życia na przedmieściach i wyruszenia na świętą wojnę? Co sprawia, że nastolatkowie w Denver i wielu innych miejscach dają się zwieść ideologii dżihadu? Czy makabryczne nagrania ISIS, przedstawiające odcinanie głów i ukrzyżowania nie są wystarczająco odstraszające?

Atrakcyjność radykalnego islamu być może opiera się na jego tekstach założycielskich. Czas, abyśmy uświadomili sobie, jak potężny wpływ teksty te wywierają nawet na zwykłych muzułmanów. Zbudowana na ich podstawie polityczna ideologia zdołała już przenieść Bliski Wschód z powrotem do epoki kamienia.

Jako nastolatek dorastający w Egipcie, w latach 1980., lubiłem przechadzać się po kairskim targu książki, wyszukując perełki, takie jak arabskie tłumaczenie „Wojny i pokoju”. Pewnego dnia natknąłem się na książkę, która wstrząsnęła wszystkim, w co do tamtej pory wierzyłem.
Książka ta to arcydzieło Sayyeda Qutba zatytułowane „In the Shadows of the Quran” („W cieniu Koranu”). Egipski pisarz, zmarły w 1966 roku, pozostaje dla współczesnej społeczności muzułmańskiej niewątpliwie najbardziej wpływowym myślicielem. Qutb stworzył teoretyczne podstawy dla Bractwa Muzułmańskiego i nadał intelektualny impet rodzącym się partiom islamskim. Wśród gorliwych uczniów Qutba znajdziemy przywódców Al-Kaidy: Osamę bin Ladena czy Ajmana al-Zawahiriego. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że Qutb dla islamizmu jest tym, kim Karol Marks dla komunizmu.

Geniusz Qutba polegał na jego umiejętności wykorzystania zachodniej krytyki literackiej do interpretacji boskich intencji w Koranie. Autor doszedł do wniosku, że przyczyną schyłku świata islamskiego były zewnętrze polityczne i kulturowe wpływy, które „rozcieńczyły” islam. Wśród winowajców Qutb wymieniał grecki empiryzm, liberalną demokrację, socjalizm, perską poezję i filozofię Hegla. Jedyną drogą do islamskiego odrodzenia miało być oczyszczenie społeczności muzułmańskch z tej skazy i powrót do czystego islamu z VII w.

Dziś perspektywa Qutba – islamizm – stanowi dominującą ideologię polityczną w większości zdominowanych przez muzułmanów krajach, bardzo często wypełniając próżnię w miejscach, gdzie świecka polityka nigdy nie miała przestrzeni do rozwoju. Badania prowadzone przez instytut Pew Research Center, takie jak „The World’s Muslims” (Muzułamnie na świecie) pokazują, że w wielu muzułmańskich krajach przytłaczająca większość społeczeństwa opowiada się za zakrywaniem twarzy przez kobiety, karą śmierci za odejście od islamu oraz za surowymi karami za cudzołóstwo. Fanatyczny antysemityzm jest powszechnym zjawiskiem. Wyjątek od tej reguły stanowią kraje cieszące się długą historią wojskowego sekularyzmu (takie jak Turcja) i byłe państwa komunistczne (Tadżykistan, Bośnia, Albania itd.), w których religię skutecznie usunięto z życia publicznego. Teraz jednak islamizm rozwija się i w tych miejscach.

Historyczne tendencje ulegają wywróceniu. W Egipcie jeszcze pięćdziesiąt lat temu nie mówiło się o zakrywaniu twarzy przez kobiety i zjawisko to praktycznie nie istniało aż do lat 1970., kiedy to islamiści przywrócili je do życia. Dziś około 90 procent Egipcjan uważa, że kobiety powinny nosić chusty. W wielu innych krajach zasłona twarzy – u źródeł będąca normą plemienną, nie religijną – jest wszechobecna, podobnie jak poglądy na apostazję w państwach jeszcze pięćdziesiąt lat temu postępowych.

Wielu spośród muzułmanów, moich współwyznawców, stara się reformować islam od wewnątrz. Niemniej jednak, ich głos na Zachodzie jest tłumiony przez islamistycznych apologetów oraz ich życzliwych, aczkolwiek nieświadomych sojuszników z lewicy. Jeśli na przykład zechcesz zwrócić uwagę na kłującą w oczy zależność pomiędzy wzrostem islamskiej religijność a pogarszającym się stosunkiem do kobiet, zostaniesz zaszufladkowany jako islamofob.

W Ameryce rutynowo i otwarcie dyskutuje się na temat wszystkich innych ideologii, zarówno w klasach, jak i w gazetach, talk showach i w domach rodzinnych. Dla islamu jednak Amerykanie zrobili wyjątek. Krytyka religii – nawet w sposób abstrakcyjny – łaczona jest z nietolerancyjnym nastawieniem w stosunku do muzułmanów. Nie ma ani publicznej debaty, ani ideoligicznej odpowiedzi na islamizm, zarówno na uniwersytetach, jak i na Kapitolu. Tendencja ta przyczynia się do powstania intelektualnej pustki, w której trujące idee mogą rozprzestrzeniać się w sposób niekontrolowany.

Potwierdza to moje własne doświadczenie muzułmanina żyjącego w Nowym Jorku. Społecznie postępowi, samozwańczy liberałowie, którzy donoszą o najdrobniejszym przypadku dyskryminacji w stosunku do kobiet i mniejszości w Afryce, są jednocześnie oburzeni, gdy wyrażam podobne krytyczne opinie na temat mojej własnej społeczności.

Porównajcie zbiorową odpowiedź na każdą krwawą strzelaninę w amerykańskich szkołach. Intelektualiści i osoby publiczne pytając „dlaczego?”, starają się odnaleźć główną przyczynę przemocy. Tymczasem kiedy ja zadaję to samo pytanie po każdym ataku terrorystycznym, otrzymuję tę samą odpowiedź ze strony moich niemuzułmańskich znajomych: „Większość muzułmanów nie ucieka się do przemocy”, nalegają; „dżihadyści to mniejszość, która nie reprezentuje islamu”, a ja „sieję strach poprzez samo głośne zastanawianie się nad problemem”.

Na tym polega urojone myślenie. Nawet w sytuacji, gdy jesteśmy świadkami barbarzyńskiego ścinania głów, kamienowania i ujarzmiana kobiet i mniejszości w świecie muzułmańskim, politycy i akademicy nauczają, że islam jest „religią pokoju”. W międzyczasie, Arabia Saudyjska rutynowo odcina kobietom głowy za czarnoksięstwo i czarną magię.

W Stanach Zjednoczonych nas, muzułmanów, traktuje się jak egzotyczne kwiaty, które opadną, gdy skrytykuje się naszą wiarę – nawet jeśli sami ją krytykujemy. Jednocześnie Republikanie i Demokraci wolą zrzucać bomby na Syrię, Irak, Afganistan i inne kraje, tak jakby zabijanie muzułmanów było w jakiś sposób mniej obraźliwe niż krytykowanie ich. Niestety, idei nie można zabić bombą, i dlatego islamizm będzie się rozwijał. Muzułmanie muszą tolerować publiczną, prowadzoną na cywilizowanym poziomie debatę na temat tekstów, które informują o islamizmie. Nie wymaganie tego od siebie samych oznacza pogrążenie się w miękkiej dewocji niskich oczekiwań.

online.wsj.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Widmo terroryzmu wisi nad olimpiadą

Francja: „islamizacja” czy „islamofobia” ?

Niemcy: narasta zagrożenie islamskim terroryzmem