Islamizacja w imię integracji

Hamed Abdel-Samad

Niemcy

Twierdzenie, że większość muzułmanów jest pokojowo nastawiona, pozostanie bajką, jeśli organizacje islamskie, zamiast zbywać nas pustymi słowami, nie zaczną wprowadzać zachodnich wartości we własnych szeregach.

Często mówi się, że 99,9 procent muzułmanów jest nastawiona pokojowo. Ponoć tylko znikoma ich mniejszość popiera przemoc. Jeśli miarą pokojowego nastawienia jest nieuczestniczenie w zamachach terrorystycznych albo w walkach na rzecz PI w Syrii i Iraku, te wyliczenia mogłyby się zgadzać. Zgodnie z takimi kryteriami większość Niemców w czasach III Rzeszy też była pokojowo nastawiona.

Jednak pokój to nie tylko brak przemocy, to również brak postawy mentalnej, która prowadzi do przemocy. Pokojowość oznacza też wychowywanie w duchu pokoju, a tego wyraźnie brakuje w wielu znajdujących się pod wpływem islamu rodzinach i szkołach, również w Niemczech. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że według badań ponad 80% Saudyjczyków i jedna trzecia Turków sympatyzuje z ideą Państwa Islamskiego, będziemy musieli zrewidować twierdzenia o pokojowej większości muzułmanów.

W Egipcie, Maroku, Jordanii, Bangladeszu i Pakistanie sytuacja wygląda podobnie. W Niemczech muzułmanie dystansują się wprawdzie od potworności dokonywanych przez bojowników IS, ale wielu z nich popiera ideę kalifatu oraz pogląd, że prawo szariatu obowiązuje po wsze czasy. „Teoria jest słuszna, tylko jej realizacja ma pewne braki” – to już słyszeliśmy, na przykład od zwolenników komunizmu. To właśnie tutaj zaczyna się rzeczywisty problem, tu jest dogodna furtka dla politycznego islamu.

Istnieje wprawdzie jakościowa różnica między bojówkarzem, który ścina ludziom głowy w imię Allacha i ojcem muzułmaninem, który zmusza córkę do noszenia chusty, ale obydwaj działają powodowani tym samym nastawieniem mentalnym. Obydwaj są przekonani, że swym postępowaniem wypełniają wolę boga, której nie można zmienić i z którą nie wolno dyskutować. Arabskie słowo „islam” oznacza właśnie bezwarunkowe podporządkowanie się woli Allacha.

To wychowanie w duchu podporządkowania się i braku krytycyzmu wobec woli Allacha jest istotnym składnikiem islamskiego wychowania, również w Niemczech. Także kaznodzieje nie zaliczani do radykałów dzielą świat na wiernych i niewiernych, i nieustannie wmawiają młodym muzułmanom, że grzeszą nie przestrzegając rytuałów i nie postępując zgodnie z islamską moralnością seksualną. U wielu z tych młodych ludzi poczucie winy powoduje nieustanny wewnętrzny konflikt. Wielu z nich nie wytrzymuje napięcia; próbują przezwyciężyć ten konflikt albo całkowicie porzucając religię, albo przyłączając się do radykalnych ugrupowań salafistycznych. Projekt dżihad można uznać za skrajną formę tego procesu samooczyszczenia.

Redukowanie problemu do IS i policji szariackiej to mydlenie oczu. Radykalizacja młodych muzułmanów ma wiele źródeł: rodzina, która buduje mentalny mur między własnymi dziećmi a społeczeństwem niemieckim, nazywając Niemców niewiernymi, którzy jedzą wieprzowinę, piją alkohol, uprawiają nierząd i dlatego są nieczyści; organizacje islamskie, które przy wsparciu państwa mają ogromny wpływ na muzułmańskie dzieci w meczetach i podczas lekcji islamu w szkołach, i przedstawiają często muzułmanów jako ofiary.

Dokładnie te same organizacje oferują się występować w roli partnerów państwa w działaniach na rzecz integracji i przeciwko radykalizacji. A to przecież im najmniej zależy na integracji muzułmanów ze społeczeństwem niemieckim. To one żyją ze stale powiększającej się przepaści między muzułmanami, a wyznawcami innych religii czy ateistami. Właśnie ona usprawiedliwia istnienie ich samych oraz ich oferty dla muzułmanów – poczynając od mięsa halal, a na islamskiej bankowości kończąc.

Przez trzy lata zasiadałem na dorocznej konferencji islamskiej przy wspólnym stole z tymi organizacjami. Walka z radykalizacją i antysemityzmem pojawiła się tylko wśród tematów drugiej konferencji. Organizacje islamskie nie miały wypracowanych żadnych rozwiązań w tym zakresie, natomiast ciągle narzekały, że te tematy w ogóle mają być omawiane na konferencji. Również równouprawnienie kobiet i mężczyzn to dla nich nieprzyjemny temat.

Centralna Rada Muzułmanów w ogóle nie uczestniczyła w konferencji, ponieważ nie podobały się jej ani zaproponowane tematy, ani fakt, że wśród zaproszonych uczestników mieli być krytycy islamu. W programie przyszłej konferencji islamskiej wykreślono wszystkie wspomniane tematy, tak jakby wiążące się z nimi problemy zostały już rozwiązane.

Teraz będzie się tylko mówić o nauczaniu islamu, kształceniu imamów, duszpasterstwie muzułmańskim oraz organizacjach dobroczynnych – czyli o interesach.

Mając wpływ na programy nauczania i nauczycieli, organizacje islamskie zyskają jeszcze większą kontrolę nad muzułmańskimi dziećmi. Dzięki programom opieki duszpasterskiej umożliwi im się dostęp do więzień, a za pośrednictwem organizacji dobroczynnych zapewniają sobie kontrolę nad starszymi muzułmanami. I tak trzymają całą rodzinę muzułmańską w żelaznym uścisku. Państwo wydaje większość muzułmanów na pastwę tych organizacji i tym samym pogłębia islamizację. Wszystko to dzieje się w imię integracji.

Na tym zagrożenia się nie kończą. Większość tych organizacji promuje konserwatywny islam z tradycyjnym podziałem ról. Nawet wtedy, kiedy nie ma bezpośrednich wezwań do przemocy, dżihadu zasadniczo się tam nie odrzuca. Nie mogą mówić swoim zwolennikom, że ich najważniejszym celem jest terminowe płacenie miesięcznego czynszu za lokale, gdzie mieszczą się meczety i pomieszczenia biurowe. Żeby zapewnić sobie datki od rzeszy imigrantów i od bogatych państw Zatoki Perskiej, muszą wywoływać wrażenie, że dążą do wielkiego, panislamskiego projektu i że są forpocztą islamskiej rewolucji. Ponieważ to tylko słowa, nigdy nie wprowadzane w czyn, jest tylko kwestią czasu, kiedy wśród ich słuchaczy pojawią się radykałowie, którzy po dogadaniu się zaczną tworzyć własne inicjatywy. W latach 90′ promująca kalifat sekta pod wodzą kaznodziei Metina Kaplana oderwała się w Kolonii od tureckiej organizacji Millî Görüş. Kaplan obwołał się kalifem i wezwał do zamordowania Halila Ibrahima Sofu, innego kaznodziei, który w Berlinie obwołał się anty-kalifem.

Istnienie dzisiejszych salafitów i dżihadystów to wynik szpagatu islamskich organizacji między politycznymi aspiracjami a rewolucyjną retoryką. Ale nie zawsze poprzestaje się na retoryce. Do Rady Islamskiej (członka Centralnej Rady Muzułmanów) należy też Islamska Wspólnota Wyznaniowa Niemiec (Islamische Glaubensgemeinschaft Deutschlands – IGD) niemieckie skrzydło Bractwa Muzułmańskiego.
Od rodzin niemieckich islamistów Samuela W. i Maxa P. dowiadujemy się, że obaj studenci z Saksonii zradykalizowali się po skontaktowaniu się z islamskim ośrodkiem w Dreźnie i kilkudniowym pobycie w nim. Krótko potem zniknęli i pojawiali się w Syrii jako islamscy bojownicy. Według niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji ośrodek islamski w Dreźnie utrzymuje ożywione kontakty z Bractwem Muzułmańskim.
Niezwykłe czasy wymagają podjęcia szczególnych środków. Pragnąca bronić się demokracja musi poszukać nowych sposobów przeciwdziałania radykalizacji młodych muzułmanów. Prawo do wolności wyznania należy sformułować precyzyjniej. Państwo prawa nie może się wynaturzyć w obrońcę przestępczych ruchów i osobników.

W przyszłości meczety powinny działać tylko po przyznaniu im państwowej licencji. Meczety, w których nawołuje się do nienawiści i dżihadu powinno się natychmiast zamknąć, a wszystkie salafistyczne organizacje uznać za nielegalne. Młodzi muzułmanie, którzy chcą się do niech przyłączyć, muszą wiedzieć, że łamią w ten sposób prawo i ryzykują karę.

Współpraca państwa z organizacjami islamskimi, podobnie jak projekt nauczania islamu w szkołach powinny zostać wstrzymane, aż do czasu, kiedy w tych organizacjach pojawią się otwarte, demokratyczne struktury.

I właśnie tutaj potrzebne jest wsparcie pokojowej większości muzułmanów. Nie chodzi tylko o wizerunek islamu, ale też o przyszłość muzułmańskich dzieci w Niemczech.

„Czy moja mama musi się odcinać od IS?”, zapytała niedawno dziennikarka tureckiego pochodzenia Özlem Gezer w programie publicystycznym „Talkrunde” Günthera Jaucha. Nie, nie musi. Natomiast muzułmańscy dziennikarze i intelektualiści powinni nie tylko odciąć się od IS, ale także przeciwstawiać się rekrutacji młodych muzułmanów do islamskich związków wyznaniowych, zamiast cały czas robić islamowi reklamę. Oczekuję od tych intelektualistów, żeby aktywnie opowiadali się za wyzwoleniem młodych muzułmanów od nieprzejednanych praw islamskich.
Pokojowa większość muzułmanów pozostanie nieistotna, jeśli co najwyżej będzie wspominać o niepokojących trendach w swych własnych szeregach, zamiast im aktywnie przeciwdziałać. Będzie nawet pogarszała sytuację, bagatelizując problemy i nazywając ludzi, którzy o nich mówią, islamofobami i podżegaczami.

Tłumaczenie Rol

Źródło: www.welt.de

PanHamed Abdel-Samad – niemiecki politolog i publicysta egipskiego pochodzenia. Niedawno nakładem wydawnictwa Droemer Verlag ukazała się jego książka „Der islamische Faschismus” (Islamski faszyzm). Wielokrotnie grożono mu śmiercią z powodu krytycznych wypowiedzi o islamie.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Widmo terroryzmu wisi nad olimpiadą

Francja: „islamizacja” czy „islamofobia” ?

Niemcy: narasta zagrożenie islamskim terroryzmem