To „artykuł chyba przepisany z jakiegoś portalu islamistycznego”, komentuje Grzegorz Lindenbreg przedwyborczy tekst na temat islamofobii rozsyłany przez Europejską Radę Spraw Zagranicznych (ECFR – European Council on Foreign Relations). I rzuca rękawicę. Pogląd, że islamizm a nie islamofobia jest zagrożeniem dla Europy, jesteśmy w stanie obronić na każdej konferencji.
Poniżej pełny list do reprezentanta ECFR w Polsce pana Piotra Burasa. Tutaj pełny artykuł w angielskiej wersji, będący przedmiotem polemiki.
Panie Piotrze,
Spotkaliśmy się kiedyś na jednej z konferencji, organizowanych w Fundacji Batorego. Piszę do Pana, ponieważ jest Pan “polską twarzą” ECFR.
Dostałem dziś mail z ECFR “Europa głosuje na…” z linkami do różnych przedwyborczych tekstów ECFR.
Przeczytałem tekst “Islamophobia and the next European Parliament” autorstwa Myriam Bernaad.
Tekst ten został chyba przez autorkę przepisany z jakiegoś portalu islamistycznego – ewentualnie sama autorka jest aktywną zwolenniczką islamistów.
Dlaczego tak sądzę?
Przede wszystkim dlatego, że autorka posługuje się stałym zestawem zabiegów, które islamiści i ich (zwykle lewaccy) zwolennicy stosują, żeby dyskusję na temat islamu i islamizmu uniemożliwić.
Do tych zabiegów należą:1. stosowanie przyciągającego, poważnie brzmiącego tytułu, który nie ma nic wspólnego z tekstem. W tym przypadku, jeśli przeczyta Pan uważnie ten tekst, niewątpliwie dojdzie Pan do wniosku, że tekst powinien mieć tytuł “Europa w szponach islamofobii”. Jaki jest związek islamofobii z następnym Europarlamentem autorka do powiedzenia ma jedno (!) bełkotliwe zdanie “The novelty of this electoral moment rather deals with the fact that Islamophobia now seems to have become a powerful vector for the potential unification of extremes and joint action inside the next European Parliament”;
(Nowością w obecnych wyborach jest fakt, że islamofobia, jak można przypuszczać, stała się mocnym kierunkiem potencjalnego zjednoczenia ekstremistów i wspólnych ich działań wewnątrz następnego Parlamentu Europejskiego – tłum. Redakcja)2. straszenie islamofobią, bez prezentowania dowodów, że jest to zjawisko groźne. Z tekstu możemy się dowiedzieć, że islamofobia stała się groźnym zjawiskiem pan-europejskim (“islamophobia is booming) ale żadnych danych na ten temat nie ma, oprócz informacji, że zgodnie z francuskim raportem liczba aktów anty-muzułmańskich wzrosła o 30% w stosunku do 2011r. Ponieważ raport, ze strony, do której w artykule jest link, nie daje się przeczytać, informacja nie daje się zweryfikować. Ale nawet jeśli to prawda, to sam procent wzrostu nic nie mówi o rozpowszechnieniu zjawiska – wzrost od 1 do 3 incydentów jest wzrostem o 200%. I tak dalej, nie chce mi się wchodzić w podstawowe zagadnienia rzetelnego prezentowania danych statystycznych.
3. demonizowanie przeciwnika. Samo określenie “islamofobia” jest zabiegiem manipulacyjnym, ten termin, który powinien znaczyć “nieuzasadniony lęk przed islamem” stosowany jest jako synonim “rasistowskiej nienawiści do islamu”. Sam termin używany jest w tym manipulacyjnym znaczeniu wyłącznie przez tych, którzy go wymyślili – islamistów i ich lewackich sojuszników. Autorka mogła stosować termin, który jest znacznie bardziej dokładny “anty-islamists” ale z oczywistych powodów tego nie robi: jej nie o opis niechęci czy wrogości do islamu czy muzułmanów chodzi ale o umieszczenie przeciwników poza debatą jako “rasistów kulturowych” (sam ten termin, nie jej zresztą autorstwa jest genialnym przykładem definicji perswazyjnej). Islamofobia jest jedynym tego typu określeniem dla nazwania wrogości wobec jakiejś grupy, nie mówimy (w żadnym języku) ani o katolikofobii ani o żydofobii ani o murzynofobii (czarnofobii w wersji politycznie poprawnej). Dlaczego?
4. przedstawianie debaty na temat islamu w Europie wyłącznie jako ataku prowadzonego przez grupy skrajnie prawicowe (czytaj – rasistowskie) po to, by dyskusji na ten temat nie prowadzić. Krytyka islamizmu z pozycji liberalno-demokratycznych jest pomijana albo przedstawiana jako “islamofobiczna”, żeby można ją było lekceważyć i unieważniać. Broniące właśnie takich wartości Stowarzyszenie Europa Przyszłości, w którego jestem zarządzie, było wielokrotnie tak etykietowane.
5. przypisywanie przeciwnikowi własnych postaw i działań. Autorka używa w tekście określeń typu “vitriolic attacks”, “process of stigmatization”, “demonisation” – ale nie na dla opisania tego, co robią islamiści w Europie lecz dla opisania działań “islamofobów”. W psychoanalizie jest to nazywane “projekcją”.
6. wyśmiewanie poglądów, dostrzegających w obecności niezintegrowanych mas imigrantów muzułmańskich w Europie poważny problem społeczny i polityczny, autorka używa cudzysłowów w określeniach “problem” i “incompatible” opisujących postawy anty-islamistów wobec muzułmanów w Europie. Wg islamistów i ich apologetów problemem w Europie nie jest wielomilionowa grupa osób o poglądach niezgodnych z europejskim systemem wartości ale działania “islamofobów”.
Jestem naprawdę zbulwersowany tekstem p. Bernaad oraz jej obecnością w ECFR – dotychczas sądziłem, że jest to instytucja zainteresowana krzewieniem wartości liberalnej demokracji a nie ich zwalczaniem… Osoba o takich poglądach powinna publikować na portalach islamistycznych.
Bardzo chętnie natomiast podejmę z p. Bernaad publiczną polemikę na temat islamu i islamizmu w Europie. Gdyby ECFR chciał zorganizować konferencję pt. “Demokracji w Europie nie zagrażają islamiści tylko islamofobi” chętnie podejmę się obrony poglądu przeciwnego niż poglądy pani Bernaad.
Pozdrawiam,
Grzegorz Lindenberg