Jan Wójcik
Zgodnie z najnowszymi trendami, żeby zostać umiarkowanym, przyjaznym i tolerancyjnym, należy nakręcić, bądź wziąć udział, we własnej wersji teledysku Pharrella Williamsa „Happy”.
Cóż, nie wziąłem udziału więc pewno jestem terrorystą albo co najmniej skrajnym prawicowcem. Inaczej niż europejscy muzułmanie, którzy nagrali całkiem przyjemną dla oka wersję.
Tryskający pozytywną energią ludzie zdają się iść na przekór ortodoksom, którzy już ponoć oświadczyli, że teledysk ośmiesza ich wiarę.
[youtube gVDIXqILqSM]
I do końca oglądałbym z przyjemnością ten teledysk, gdyby nie mały zgrzyt. Nie, nie ten, który robią dla żartu i specjalnie jego autorzy. Tylko wśród tego zalewu pozytywnych emocji jakie daje piosenka Williamsa pojawia się zakłamana morda nietolerancji, islamizmu i islamskiego obskurantyzmu. Pewno i w tej beczce miodu musiała znaleźć się łyżka dziegciu.
Wśród tańczących pojawia się Mo Ansar, znany muzułmański celebryta z Wielkiej Brytanii. Braki w wykształceniu i wiedzy nadrabia arogancją i ciągłym żerowaniem na wizerunku muzułmanina-ofiary. Wspólnie z liderami panislamistycznej partii Hizb ut-Tahrir podziela pogląd, że świeckość to przyczyna chorób świata, wspiera segregację płciową w przestrzeni publicznej, popiera negatywne stanowisko tej partii wobec homoseksualistów. Wypowiada się na każdy temat, co skutkuje i takimi wypowiedziami: „Jeżeli niewolnicy traktowani są sprawiedliwie, z pełnymi prawami i bez jakiegokolwiek ucisku… to dlaczego ktoś miałby się temu przeciwstawiać?”.
Chciałbym wierzyć, że ta realizacja „Happy” to spontanicznie powstała eksplozja radości biorących w niej udział. Niestety z tym człowiekiem na pokładzie śmierdzi to autopromocją tzw. społeczności. Patrzcie, jacy jesteśmy fajni, uśmiechnięci, pozytywni… i traktujemy niewolników z pełnymi prawami i bez ucisku.
No zepsuł mi piosenkę.
obserwuj autora na @jasziek