Jan Wójcik
Wczoraj zmarł Tadeusz Mazowiecki, pierwszy niekomunistyczny premier wolnej Polski. Odszedł w wieku 86 lat. Chcemy wspomnieć tego męża stanu, w kontekście właściwym dla tematyki naszego portalu.
Przyczynkiem do tego może być jego głos w sprawie członkostwa Turcji w Unii Europejskiej. W artykule „Europa, kontynent bez właściwości?” dla Gazety Wyborczej z 2004 roku pisał: „Debata o tym, czy Turcja ma być przyjęta w poczet członków Unii Europejskiej, stała się kolejną wielką debatą o Unii i o Europie w ogóle”.
Mazowiecki uważał, że głosy krytyczne wobec unijnego członkostwa Turcji nie mogą być traktowane z góry jako głosy wrogie Turcji. I sam otwarcie poddawał pod dyskusję przesuwanie granic Europy w stronę Bliskiego Wschodu. Zwracał uwagę na problem wielokulturowości i licznej imigracji. Przypominał, że istniały już inne rozwiązania jak choćby uprzywilejowane partnerstwo, które byłoby traktowane jako partnerstwo z dodatkami, zamiast „członkostwa minus”. Uczciwie przyznawał, że rozwój krajów islamu jest wielką niewiadomą, bo nawet „przymusowa europeizacja tego kraju pod rządami Kemala Atatürka [prezydenta Turcji w latach 1923-38] doprowadziła do tego, że jedynie 13 proc. ludności czuje się związane z kulturą europejską”. Zakładanie więc, że „islam na tej właśnie drodze (demokratyzacji – przyp. JW) pogodzi się z zasadami zachodniej demokracji” to nieporozumienie. Szkoda, że te sceptyczne słowa zostały przez kolegów Tadeusza Mazowieckiego z postsolidarnościowego obozu przykryte entuzjazmem, kiedy wybuchła „Arabska Wiosna”.
To wszystko prowadziło do pytania – czy żeby móc prowadzić jakikolwiek dialog, nawiązywać partnerstwo z innymi cywilizacjami, Europa powinna wyzbyć się samej siebie? „Czy też mogę sobie pozwolić na otwartość dlatego, że jestem i pozostaję sobą?”, pytał premier.
Czym zatem Unia Europejska musi udowodnić, że nie jest „klubem chrześcijańskim” czego domagali się unijni komisarze i tureccy negocjatorzy? To kolejne nieporozumienie. Gdzie dzisiejszej Europie do tego, by nazywać ją klubem chrześcijańskim? Gdzie chrześcijaństwu – zwłaszcza po Soborze Watykańskim II, w czasach Jana Pawła II – do tego, by posądzać je o próbę czynienia z Unii klubu chrześcijańskiego?” – odpowiadał Mazowiecki.
Podobnie jak prezydent RFN Richard von Weizsacker, stawiał na żywotność wszystkiego, co ukształtowało Europę. Na debatę o tym „ile w jej tożsamości jest chrześcijaństwa, ile dziedzictwa filozofii greckiej i prawa rzymskiego, ile wpływów judaizmu, islamu, a także Oświecenia i humanizmu laickiego, ile wreszcie refleksji nad dziedzictwem dwóch europejskich totalitaryzmów – nazizmu i komunizmu”.
Artykuł ten pokazuje, jakiej klasy polityk nas opuścił. Otwarty i rozważający wszystkie opcje, a jednocześnie sceptyczny wobec projekcji rzucanych na otaczającą rzeczywistość. Żal, bo w epoce 140 znaków Twittera potrafiłby odpowiednio streścić swoje przemyślenia, na przykład tak: „Bez silnej świadomości, kim jesteśmy, nie sposób konfrontować się z tym, co niosą inne cywilizacje”.