Po zamachu w Woolwich, muzułmański kaznodzieja nienawiści Anjem Choduary robi rundę honorową po BBC i Chanel 4, tymczasem w nocy brytyjska policja wyciąga z łóżek ludzi, którzy dali wyraz swojej frustracji za pomocą Twittera i Facebooka.
To obraz uproszczony, a jednak taki idzie przekaz do społeczeństwa. Pomimo że premier David Cameron zapowiedział zaraz po zamachu, że weźmie się za kaznodziejów nienawiści, pierwsze kroki zostały podjęte przeciwko tym, którzy, w reakcji na zabójstwo brytyjskiego żołnierza, podżegają do nienawiści przeciwko muzułmanom. Nie wiadomo jakich konkretnie wpisów dotyczyły aresztowania, jednak traktowanie ich autorów jak najgroźniejszych bandytów jest reakcją przesadzoną.
Gdy na te działania nałoży się obraz kaznodziejów uzasadniających zamach na ekranach telewizji, poczucie niesprawiedliwości społecznej będzie się pogłębiać. Zwłaszcza, że Cameron jak widać nie dotrzymał wcześniej obietnicy złożonej po wygranych wyborach, „zero tolerancji dla radykalizmu islamskiego”, czyli zajęcia się nie tylko terrorystami, ale tymi, którzy radykalną ideologię rozszerzają. Co więcej śledztwo przeprowadzone rok temu przez „Sunday Telegraph”, ujawniło, że Sayeeda Hussain-Warsi, przewodnicząca Partii Konserwatywnej posiada powiązania biznesowe z członkiem Hizb ut-Tahrir, oficjalnie dążącej do wprowadzenia globalnego kalifatu.
Oczywiście służby nie mogą stać obojętnie wobec deklaracji popełnienia czynów karalnych. Podobne zdarzenie miało miejsce w przypadku oświadczenia „Nienawidze Islamistów….zabije każdego Islamiste(muzułmanina) który źle na mnie spojrzy” wysłanego do redakcji euroislam.pl. Natychmiast została poinformowana policja, bo w takich sprawach należy dmuchać na zimne i trwa już śledztwo. Jeżeli okazałoby się jednak, że brytyjskie wpisy jedynie krytykowały muzułmanów – nagłówki prasy są enigmatyczne i mówią o „antymuzułmańskich wypowiedziach”, będziemy mieli już do czynienia z myślozbrodnią.
Jan Wójcik