Jan Wójcik
„Głos wolny, wolność ubezpieczający” to maksyma pisma „Liberte”. Ideał szczytny, ale jak pokazuje praktyka, trudny w realizacji. Samo pismo cenię, a numer dotyczący relacji polsko-niemieckich w szczególności. Korzystając jednak z deklaracji otwartości na krytykę, wyrażonej przez redaktora naczelnego Leszka Jażdżewskiego, chciałbym postawić pytanie czy firma „wolność ubezpieczająca” przypadkiem tej wolności nie szkodzi?
Przyczyną do postawienia tak ostrego pytania jest zamieszczony przez Liberte wywiad z dr Mariuszem Turowskim „Islamofobia wynika z niewiedzy”. Moim celem, zaznaczam, nie jest kwestionowanie prawa Turowskiego do wyrażania swoich opinii. Takie próby były podejmowane przez reprezentowaną przez niego Ligę Muzułmańską w RP wobec naszej organizacji, ale tego stylu nie chciałbym powielać. Również polemikę z Turowskim uważam za bezzasadną, ponieważ nie występuje on z pozycji merytorycznych, a propagandowych. Wymienione instytucje, takie jak Instytut Badań nad Islamem czy As-Salam, to wszystko agendy Ligi Muzułmańskiej, która będąc przeciwnikiem w sporze toczonym przez stowarzyszenie Europa Przyszłości próbuje zepchnąć nas, w nieuprawniony sposób, do narożnika ksenofobii (o czym dalej).
Podstawowym moim pytaniem jest: jak pismo określające się jako liberalne może wypowiadać się przeciwko wolności wypowiedzi? („Liberté!” nigdy takiej deklaracji nie składało, nie wszystkie głosy publikowane na naszych łamach, zwłaszcza autorów zewnętrznych, odzwierciedlają stanowisko redakcji – red.)
Demonstracja przed meczetem na Ochocie była legalnym protestem, zorganizowanym i przebiegającym zgodnie z prawem. Meczet, budowany przez Ligę Muzułmańską, był tylko przyczyną, a nie istotą protestu. Postawiono głównie pytania o przynależność Ligi do fundamentalistycznego Bractwa Muzułmańskiego oraz finansowanie z wahabickiej Arabii Saudyjskiej.
Rok później, o czym nietrudno się dowiedzieć, odrzuciliśmy nalegania na organizację protestu przeciwko meczetowi muzułmańskiej grupy Ahmadiyya na warszawskich Włochach, co pokazuje, że nie atakujemy muzułmanów z pozycji ksenofobicznych.
W ciągu roku okazało się też, że Liga Muzułmańska faktycznie przynależy do parasolowej organizacji Bractwa Muzułmańskiego w Europie, FIOE. Na rynku dostępne są również książki islamskich fundamentalistów wydawane przez Muzułmańskie Stowarzyszenie Kształcenia Kulturalnego (kolejna organizacja Ligii Muzułmańskiej). Można tam m.in. przeczytać nauki o tym, że prawa człowieka są „karłowatymi roślinami lub chwastami zasianym ręką szatana w ogrodzie duszy ludzkiej”. Liberalny muzułmanin, którego bardzo cenimy, Bassam Tibi, na konferencji organizowanej przez Fundację Bronisława Geremka (uznawanego przez „Liberté!” za ojca polskiego liberalizmu) autorów tych książek nazwał ojcami islamskiego fundamentalizmu, a instytucjonalny islamizm współczesną formą totalitaryzmu. W piśmie Ligi Muzułmańskiej As-Salam, którego Turowski jest redaktorem naczelnym, pojawiały się przed jego obecnością stwierdzenia, że nie ma mowy o europejskiej wersji islamu i jedyną akceptowalną alternatywą jest islamizacja Europy. W świetle tej wiedzy nazywanie legalnego, demokratycznego sprzeciwu wobec nietolerancyjnej ideologii „aktem nienawiści” wobec muzułmanów jest, w dzisiejszych politycznie poprawnych czasach, działaniem uciszającym krytykę. Dodajmy krytykę islamu, która może mieć wymiar obrony tożsamości, ale także i wymiar obrony praw człowieka, czyli liberalny. W czasopiśmie „Res Publica Nowa” opublikowano artykuł duńskich socjologów „Kulturalizm: Kultura jako ideologia polityczna”. Pozwolę tu sobie zacytować wiele wyjaśniający, choć obszerny fragment:
„Są zatem dwa rodzaje krytyki islamu, których mimo pozornych podobieństw, nie należy mylić. Pierwszy jest krytyką islamu samego w sobie jako obcej religii(…). Jest to krytyka jednego kulturalizmu wyrażana przez drugi; to Jezus Chrystus przeciwstawiony Mahometowi. Jedna mitologiczna figura toczy brzemienny w skutki konflikt z drugą. Z drugiej natomiast strony islam jest krytykowany nie ze względu na swoją nieduńskość, lecz na fakt, że to totalitarna ideologia, powiązana z różnymi formami totalitaryzmu z dwudziestolecia międzywojennego w Europie. To krytyka ruchu politycznego pozostającego w sprzeczności z otwartym społeczeństwem i podstawowymi zasadami demokracji. Krytyka ta nie jest skierowana wprost przeciwko islamowi, raczej skupia się na ideologicznych, politycznych i społecznych barierach, które odcinają jednostki od ich praw. (…) We współczesnej polityce i filozofii politycznej nie ma ważniejszego zadania od skierowania pełnej uwagi na wprowadzenie powszechnego oświecenia oraz zwrócenia możliwie największych sił przeciwko prawicowym i lewicowym formom kulturalizmu oraz uwięzieniu jednostki w jej „kulturze”.
Tymczasem wobec nas Turowski wykorzystuje zarzut islamofobii do tłamszenia publicznej debaty: „Islamofobia może przybierać różny charakter – od irracjonalnego lęku wobec odmienności przez bardziej lub mniej systematyczne wywody na temat wyższości kultury europejskiej nad np. arabską, po atakowanie islamu jako religii w imię ideologii sekularyzacji”.
O ile irracjonalny lęk wobec odmienności jest wyżej wspomnianą formą kulturalizmu, o tyle dyskusja na temat wyższości tych czy innych rozwiązań społecznych (tu szumnie nazywanych kulturą) jest czynnikiem warunkującym postęp, poprzez ścieranie się idei.
Natomiast wrzucanie już do koszyka fobii „atakowania religii w imię sekularyzacji”, w piśmie wolnościowym jest niezrozumiałą aberracją. A przecież zwolennikowi liberalizmu mogłoby się wydawać, że sekularyzacja jest warunkiem sine qua non zaistnienia demokracji liberalnej. Co prawda w pismach islamistów, na przykład na polecanej przez Ligę Muzułmańską witrynie onislam.net, możemy przeczytać wezwania do wyzwolenia demokracji z oków sekularyzmu, ale „Liberté!”, ugruntowanemu w myśli liberalnej, propagowanie takich niedorzeczności chyba nie przystoi. Uwolnienie bowiem demokracji od sekularyzmu w myśl ideologii islamistycznej byłoby otwarciem drogi do wprowadzenia szariatu, a ten, chociażby zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, z prawami człowieka jest sprzeczny. Zdaje się też, że jeden z patronów pisma – Jan Hartman, kandydował niedawno do Sejmu pod hasłem pełnego rozdziału Kościoła od państwa. Czy dotyczyć miałoby to tylko jednej religii, czy wszystkich?
Ostatnim zarzutem jest manipulacja i przedstawianie nieprawdziwego obrazu adwersarza po to, by z tym wizerunkiem później polemizować. Próba wpisania portalu euroislam.pl jako aktywizującego swoją propagandę po zabiciu Polaka w Afganistanie, jest przypisaniem nam irracjonalnych obaw, utożsamiających każdego muzułmanina z talibskim terrorystą. Wystarczy jednak sprawdzić, że pod hasłem Stańczak na stronie pojawią się tylko cztery artykuły, a wszystkie są jedynie skrótem wiadomości dostępnych w mediach mainstreamowych. Równie łatwe do zweryfikowania jest istnienie stowarzyszenia od roku 2004 – pięć lat przed tym tragicznym porwaniem i morderstwem.
Nie twierdzę bynajmniej, by pismo „Liberté!” celowo stanowiło głos „wolność słowa tłamszący” i świadomie dawało się użyć jako kolejny parawan, za którym ideologia islamistyczna ukrywa się przed krytyką. Sprawa jest niestety bardziej banalna – w przeprowadzonym wywiadzie nie widać prób dociekania istoty problemu, stawiania trudnych pytań. Autorka, znana z zaangażowania na rzecz wielokulturowości, bezkrytycznie akceptuje każde stwierdzenie odpowiadającego. Tym samym jednej ze stron konfliktu przypisuje się status niezależnego eksperta.
Liczę więc, że opublikowanie przez „Liberté!” naszego stanowiska w tej sprawie pozwoli na uzupełnienie obrazu. Jednocześnie zachęcam do zgłębienia problemu kiełkujących w Polsce organizacji islamistycznych, propagujących idee sprzeczne z liberalnym pojmowaniem wolności. Zapewniam, że krytyki nie zabraknie.
List ukazał się na stronie miesięcznika Liberté!