Egipt. Emigracja wyznawców Chrystusa przybiera rozmiary exodusu – alarmują obrońcy praw człowieka
Jak podała w raporcie Egipska Federacja Praw Człowieka (EFHR), od 19 marca wyjechały z tego kraju na stałe 93 tysiące chrześcijan. – Do końca roku liczba ta może wzrosnąć nawet do 250 tysięcy – powiedział dziennikowi „Al Masry Al Jum” szef organizacji Nadżib Gabriel. Wezwał rządzącą Najwyższą Radę Sił Zbrojnych do podjęcia natychmiastowych działań w celu powstrzymania exodusu, który – jego zdaniem – „zagraża strukturze egipskiego społeczeństwa”.
Chrześcijanie stanowią według różnych szacunków od 5 do 10 procent 80-milionowej populacji Egiptu. Należą głównie do Kościoła koptyjskiego. EFHR oparła swój raport na danych zebranych z kościołów oraz ze wspólnot imigranckich w krajach zachodnich. Wynika z nich, że najwięcej chrześcijan – 42 tysiące – wyemigrowało do USA. Około 14 tysięcy znalazło nową ojczyznę w Australii, 17 tysięcy w Kanadzie, a 20 tysięcy w państwach Europy Zachodniej, głównie w Holandii, Włoszech, Wielkiej Brytanii, Austrii i Niemczech.
W opinii obrońców praw człowieka głównym powodem emigracji jest obawa przed islamskimi ekstremistami oraz poczucie, że nowe władze nie kwapią się do obrony mniejszości religijnych. W rankingu amerykańskiego instytutu Pew Research Egipt zajął piąte miejsce wśród państw najbardziej łamiących wolność wyznania oraz 12. wśród krajów o największej liczbie aktów przemocy wymierzonych w mniejszości wyznaniowe.
W marcu w starciach w Kairze pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami zginęło 13 osób, a 140 zostało rannych. Koptowie skarżą się na dyskryminację, podkreślając, że nie przyjmuje się ich do pracy w urzędach państwowych, policji i służbach bezpieczeństwa. Są też regularnie ofiarami szykan administracyjnych. Władze mnożą przeszkody w wydawaniu pozwoleń na odbudowę kościołów czy zakładanie nowych. Zdarza się, że odnowienie łazienki na plebanii wymaga zgody gubernatora prowincji.
– W Egipcie jest sporo osób, które przeszły z islamu na chrześcijaństwo. To one są najbardziej prześladowane – powiedział Max Klingberg, ekspert ds. Egiptu z Międzynarodowego Stowarzyszenia na rzecz Praw Człowieka. – Ciągle padają ofiarą napaści, a władze nie są zainteresowane udzielaniem im pomocy.
Lider egipskich salafistów (radykalnych muzułmanów) Abu Szadi stwierdził ostatnio, że „nazareńczycy” mają do wyboru: wojnę z wyznawcami islamu, nawrócenie się na islam lub uznanie podległości wobec muzułmanów i płacenie im specjalnego podatku od niewiernych – dżizii. Salaficka partia Światło (el Nour) jest w sojuszu z nieco bardziej umiarkowanym Bractwem Muzułmańskim, które według politologów ma największe szanse na zwycięstwo w listopadowych wolnych wyborach w Egipcie, pierwszych po upadku dyktatora Hosniego Mubaraka.
wiecej na rp.pl