Zygmunt Bauman ogłosił, że mur, którym oddzielił się Izrael od Autonomii Palestyńskiej, jest tym samym co mur, którym hitlerowcy otoczyli warszawskie getto. No pewnie.
Wiadomo, że mur wokół getta miał powstrzymać żydowskich terrorystów, którzy podkładali w Niemczech bomby i ostrzeliwali osiedla, mordując dzieci i kobiety.
Takie bzdury pisze nie któryś z tępych osiłków z „antify”, lecz okadzany profesor, guru nowej lewicy. Ale też nie jest od dawna dla nikogo, kto chce to widzieć, zaskoczeniem, że jednym z zasadniczych składników tożsamości tej nowej lewicy stał się zajadły antysemityzm kryjący się, tak samo jak w wypadku towarzysza Moczara, za zapewnieniem: „ależ nie jesteśmy wcale antysemitami, my tylko krytykujemy izraelski imperializm”.
Na Zachodzie moda na lewicowy antysemityzm płynie z tchórzostwa dekadenckich elit przed radykalizmem islamskim, u nas z bezmyślnej skłonności salonów do małpowania według zasady: co Francuz wymyśli, to Polak polubi.
więcej na blog.rp.pl