Kiedy sympatie leżą po którejś ze stron, trudno jest nie demonizować przeciwnika i nie wybielać naszej drużyny. Doświadcza tego każdy kibic krzyczący na stadionie do sfaulowanego piłkarza drużyny przeciwnej „Wstawaj, wstawaj ch… nie udawaj!”. Nie wiem natomiast czy poważna prasa ma przypominać stadion, a zapraszani eksperci ultrasów.
Gazeta Wyborcza na przykład nie pozwala demonizować Bractwa Muzułmańskiego. Czy to przejaw zdrowego rozsądku, czy też udzieliła się mentalność kibica? Z artykułu „Bractwo Muzułmańskie jest demonizowane – ocenia ekspert”, dowiadujemy się, że albo zbyt przeceniamy jego siły, albo jego radykalizm.
Arabista prof. Janusz Danecki: „Bracia Muzułmanie w Egipcie oczywiście mówią, że rozwiązaniem dla kraju jest islam. Ale czy znajdą zwolenników wśród młodych ludzi posługujących się internetem i telefonią komórkową? Dla nich religia nie jest najważniejsza.”
Podobną opinię wygłosił Bogusław Zagórski w TVN24. Tylko na jakiej podstawie możemy tak uważać? Dziesiątek lat rządów dyktatury, gdzie działalność Bractwa była tłamszona a jego członkowie więzieni? Zachodni komentatorzy są jednak zgodni co do tego, że to jedyna siła opozycyjna, która ma zbudowane struktury i że to Bractwo jest w stanie wyciągać ludzi na ulicę. Badania Gallupa z 2006 roku pokazują, że 66% Egipcjan opowiada się wyłącznie za prawem szariatu jako źródłem prawodawstwa.
Dostęp do komórek i internetu też nie jest cenzusem religijności. Często to przecież Internet daje dostęp do radykalnych treści – jak twierdzą niektórzy muzułmanie, sprzecznych z prawdziwym duchem tej religii. Nie zapominajmy też, że w 2009 roku przed wyborami w Iranie, Danecki twierdził, że w irańskim systemie wyborczym nie ma miejsca na fałszerstwa.
Możliwe więc, że w wolnych w pełni wyborach Bracia Muzułmanie zdobędą duży wpływ na rząd, ale nie są tak radykalni, jak to się pokazuje. To stwierdzenie zapamiętajmy Jarosławowi Kociszewskiemu, ekspertowi do spraw Bliskiego Wschodu: „Bractwo Muzułmańskie jest demonizowane – zupełnie niepotrzebne. Musimy nauczyć się rozróżniać między różnymi organizacjami islamskimi. I nauczyć się z nimi rozmawiać. To jest umiarkowana organizacja. Nie można ich wrzucić do jednego worka z Al Kaidą, terrorystami i innymi skrajnymi organizacjami islamskimi.”
Bractwo to nie organizacja terrorystyczna i nie znam oficjalnej wypowiedzi kogoś, kto twierdziłby w ten sposób, więc skąd ten pomysł Kociszewskiego? Natomiast nie zapominajmy, że to Bractwo zainspirowało Al-Kaidę, że Hamas – organizacja terrorystyczna – jest powiązana z Bractwem, że główny ideolog Bractwa Muzułmańskiego Jusuf Al-Karadawi popiera ataki terrorystyczne w Izraelu. Czyżby w dzisiejszej polityce linią podziału na umiarkowanie i radykalizm było osobiste dokonywanie zamachów terrorystycznych?
Dziennikarz Wyborczej Robert Stefanicki („Islamiści mogą sięgnąć po władzę”) uznaje za radykalizm rządy w stylu Talibów. Czyli już na przykład nieścinanie głowy za apostazję, ale przymusowy rozwód i pozbawienie opieki nad dziećmi będzie oznaką umiarkowania? Bractwo, zdaniem Stefanieckiego, „od lat 70. oficjalnie odrzuca przemoc i promuje wizję państwa demokratycznego, choć rządzonego wedle reguł islamu.” Powtórzyć? „Demokratycznego, choć rządzonego wedle reguł islamu.” Dla dziennikarza Wyborczej coś takiego jak państwo demokratyczne, ale rządzone według zasad np. Kościoła Katolickiego jest teokracją nie do zaakceptowania, a wg. zasad islamu przykładem umiarkowania.
Być może sympatie Gazety Wyborczej leżą po stronie ludzi, którzy mają prawo swobodnie decydować o swoim losie, ale wolność dokonywania wyborów nie oznacza automatycznie dokonywania wyborów dobrych, o czym mieliśmy się okazję nieraz przekonać.(p)
Jan Wójcik