Nazwanie Afganistanu „sukcesem” może wydać się szokujące w świetle wiedzy, jaką media przekazywały na temat tego kraju i sierpniowych obrazów chaotycznej ewakuacji z Kabulu. Jednak dwadzieścia lat, jakie ten kraj przeżył pod kontrolą wojsk Zachodu, było dla jego mieszkańców skokiem z XIX w XXI wiek.
Kiedy w listopadzie 2001 roku talibowie zostali w Afganistanie pokonani przez koalicję miejscowej opozycji i lotnictwo amerykańskie, kraj nie stał się oazą spokoju. Wojska koalicji (w tym polskie) i rządu afgańskiego były przez cały czas, z różną intensywnością, atakowane przez talibów, którzy znaleźli schronienie w Pakistanie, a później byli w stanie przeniknąć do Afganistanu.
Jednak większość kraju i ogromna większość ludności były na ogół spokojne i mogły się zmieniać. Zmieniać za pieniądze od rządów zachodnich, które finansowały trzy czwarte afgańskiego budżetu i wydawały miliardy na programy pozabudżetowe. Była to ogromna pomoc, Bank Światowy ocenia, że w latach 2002-2019 do Afganistanu napłynęła pomoc rozwojowa o wartości 89 miliardów dolarów.
Za te pieniądze Afganistan się zmodernizował. Trudno to sobie wyobrazić, ale jeszcze w roku 2001 tylko jedna piąta Afgańczyków miała dostęp do elektryczności, nie było ani telefonów komórkowych ani internetu. W kraju był jeden (!) komputer osobisty, własność przywódcy talibów mułły Omara, ale ponieważ mułła nie umiał się nim posługiwać, komputer był zamknięty w schowku.
Talibowie w 2021 roku opanowali już inny Afganistan: praktycznie wszyscy mieszkańcy mają elektryczność, dwie trzecie ma telefony komórkowe, co piąty korzysta z internetu, a ponad 4 miliony ludzi jest w mediach społecznościowych.
Zmieniła się w Afganistanie nie tylko infrastruktura, ale i dostęp do opieki medycznej i edukacji. Dzięki temu średnia długość życia wzrosła, zarówno dla mężczyzn i kobiet, o ponad 9 lat. Spadła o ponad połowę śmiertelność kobiet w okresie ciąży i połogu, ponad dwukrotnie spadła śmiertelność niemowląt. Dzięki dostępności środków antykoncepcyjnych, późniejszemu zawieraniu małżeństw i edukacji spadła prawie dwukrotnie średnia liczba dzieci rodzonych przez kobiety, z 7,5 na 4,3. W wywołanej przez talibów dwudziestoletniej wojnie zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób cywilnych, ale dzięki lepszej opiece zdrowotnej setki tysięcy kobiet i niemowląt zostały zostały uratowane od śmierci.
Największe zmiany nastąpiły w życiu kobiet, które za czasów talibów nie mogły chodzić do szkoły, pracować (z nielicznymi wyjątkami) i były praktycznie niewolnicami mężczyzn. Po roku 2001 dziewczynki poszły do szkół; do podstawowych niemal wszystkie, do średnich co druga, a niektóre nawet na studia – ponad 50 tys. kobiet zdobyło wyższe wykształcenie. Kobiety zaczęły pracować w różnych zawodach; było nawet 250 kobiet sędziów.
Dodajmy do tego powstanie wolnych, prywatnych, powszechnie dostępnych mediów, w tym telewizji, które w niecenzurowany sposób informowały Afgańczyków o ich kraju i świecie (co do którego poprzednio byli kompletnymi ignorantami) i krytykowały rząd.
Krytykować zresztą było za co, Afganistan nie był krajem dobrobytu i sprawiedliwości. Powszechna była korupcja, mianowanie na stanowiska (również w wojsku) nie dla kompetencji, lecz z racji powiązań rodzinnych i klanowych, łapówki na każdym kroku, kradzieże środków pomocowych. Z korupcją kraje zachodnie praktycznie nie walczyły, uznając ją za tradycję tego kraju – a powszechna korupcja była jednym z podstawowych czynników, podważających zaufanie i poparcie dla nowych władz. Skorumpowana demokracja wcale nie jest wśród ludzi bardziej popularna niż nieskorumpowana dyktatura, a przynajmniej dyktatura, która głosi, że będzie nieskorumpowana.
Od roku 2014, kiedy wojska zachodnie przejęły głównie rolę szkoleniową dla wojsk rządowych, z wyjątkiem amerykańskiego lotnictwa niemal nie brały udziału w walkach z talibami. W mediach oczywiście pojawiały się informacje o ofiarach wśród żołnierzy amerykańskich, stwarzając wrażenie, że biorą oni udział w wojnie na taką skalę, jak dziesięć lat wcześniej. Ale liczba ofiar była nieporównywalna: w najgorszym dla strat roku 2010 zginęło 496 amerykańskich żołnierzy, a w ciągu pięciu ostatnich lat ofiar w sumie było 73.
Dla Afgańczyków opuszczenie ich kraju przez Zachód oznacza krwawą dyktaturę i nędzę, a dla afgańskich kobiet koniec nadziei na normalne życie, powrót do usprawiedliwionego religią niewolnictwa.
Jednostronny obraz Afganistanu jako kraju krwawego konfliktu, w którym giną masowo żołnierze USA, a który kosztuje Amerykę biliony dolarów, przedstawiały od lat główne amerykańskie media. Wynikało to głównie z natury mediów, które zawsze koncentrują się na wydarzeniach negatywnych, a nie potrafią dostrzec pozytywnych trendów.
W ostatnich latach telewizja amerykańska nie pokazywała z Afganistanu praktycznie niczego – bo nie było amerykańskich ofiar, a długookresowe pozytywne tendencje nie są naturalnym materiałem dla telewizyjnych wiadomości. Prasa podkreślała głównie horrendalne koszty i stale trwającą wojnę domową, w której obecność Amerykanów i Zachodu wydawała się zbędna.
To, że ta obecność była konieczna, okazało się, kiedy Amerykanie zaczęli pośpieszną ewakuację z Afganistanu. Skorumpowana demokracja rozsypała się jak domek z kart, a armia, pozbawiona lotniczego wsparcia Amerykanów, przestała walczyć.
Teraz Ameryka i Europa zapłacą za wycofanie wojsk, które, jak się wydawało, były tylko kosztem. Jednak obecność tych wojsk i powstrzymywanie talibów zapewniało USA i Europie dwie ogromne korzyści: spokój od zamachów terrorystycznych Al Kaidy i nieobecność milionów imigrantów z Afganistanu przybywających do Europy.
Chociaż korzyści wynikające z tego, że coś się nie zdarzyło, są trudne do zauważenia, to są równie ważne jak te, które się pojawiają. Dzięki temu, że przez 20 lat Al Kaida nie miała bazy szkoleniowej ani kwatery głównej, bo została wyrzucona w 2001 z Afganistanu, była w stanie przeprowadzić na Zachodzie tylko jeden duży zamach, siedemnaście lat temu w Madrycie.
A imigranci z Afganistanu, którzy od dziesięciu lat pojawiali się w Europie w tysiącach, teraz pojawią się w setkach tysięcy lub milionach. Afganistan pod rządami talibów staje się nie tylko dyktaturą, z której uciekają ludzie zagrożeni prześladowaniami, ale popada też w skrajną biedę, od której uciekać będzie każdy, komu się to uda.
Dla Afgańczyków pośpieszne opuszczenie ich kraju przez Zachód oznacza krwawą dyktaturę i nędzę, a dla afgańskich kobiet koniec nadziei na normalne życie, praktycznie powrót do usprawiedliwionego religią niewolnictwa. Ale nie tylko mieszkańcy i mieszkanki Afganistanu będą ponosić koszty bezsensownej decyzji amerykańskich przywódców i potulnej zgody ich europejskich kolegów.
Można powiedzieć, że Stany Zjednoczone zafundowały sobie wzrost zagrożenia terrorystycznego i upadek prestiżu na świecie na własne życzenie. Gdyby część pieniędzy przeznaczanych na Afganistan szła na pokazywanie mediom osiągnięć tego kraju, rewolucyjnych zmian w życiu jego kobiet, to być może opinia publiczna nie sprzyjałaby politykom, którzy chcieli wycofania stamtąd wojsk. Wojny dzisiaj wygrywane są w mediach, nie tylko na polu walki.
A gdyby Europa miała własne, nawet niewielkie, siły zbrojne, to mogłaby utrzymać je w Afganistanie, zamiast poddawać się jednostronnej amerykańskiej decyzji. Wystarczyłoby parę tysięcy żołnierzy, kilkadziesiąt samolotów i dziesięć procent budżetu Unii Europejskiej żeby zabezpieczyć się przed nowym terroryzmem Al Kaidy i milionami zdesperowanych Afgańczyków, którzy będą teraz próbowali osiedlić się w Europie.
Wszystkie dane pochodzą z analizy Grzegorza Lindenberga „Afganistan: stracona szansa” sporządzonej dla think-tanku Security for Freedom Foundation.