Znowu ten Izrael

Miałem już odpocząć od tej tematyki, ale zobaczyłem w „Gazecie Wyborczej” tytuł, który przypomniał mi o największym paradoksie mojego życia. Tytuł brzmiał: „Izrael, narkoman wojny” .Tytuł rodem z moczarowskiej prasy, a treść owego artykułu godna Ryszarda Gontarza. Gdyby mi ktoś w 1968 roku powiedział, że komunizm upadnie za mojego życia, spojrzałbym z powątpiewaniem, gdyby dodał, że dziedzice moczarowskiej dziennikarskiej sfory znajdą zatrudnienie w gazecie założonej i kierowanej przez Adama Michnika, zaleciłbym rozmówcy leczenie psychiatryczne.

Tytuł, o którym mowa, jest w dwóch kolorach: czarnym kolorem wydrukowano słowo Izrael, czerwoną farbą: narkoman wojny. Pod tytułem wielkimi literami czytamy:

„ Zagrabić tyle ziemi ile się da, z tak małą ilością Palestyńczyków, jak się da. Taką politykę prowadzi dziś Izrael. Ktoś z zewnątrz musi nam pomóc — mówi izraelski obrońca praw człowieka.”

Technika w kręgach moczarowskich klasyczna, trzeba znaleźć człowieka, który powie dokładnie to, co chcemy usłyszeć. Piotr Pacewicz, do niedawna zastępca redaktora naczelnego „GW”,  nie musiał szukać długo. Na głębokiej izraelskiej lewicy odnalazł wnuka Zygmunta Baumana, którego poglądy odpowiadały zapotrzebowaniom redakcji.

Michael Sfard, wnuk Baumana po kądzieli oraz komunistycznego pisarza Davida Sfarda po mieczu, jest prawnikiem, który jak informuje „GW” specjalizuje się w prawach człowieka. Zdaniem innych źródeł „wykorzystuje retorykę praw człowieka w konflikcie arabsko-izraelskim” (Naftali Balanson, z NGO Monitor), „próbuje ominąć demokrację, wykorzystując izraelski system prawny dla idei odrzucanych przez izraelskie społeczeństwo” (Prof. Gerald Steinberg).

Zgodnie z tradycją, z której wywodzi się Pacewicz, udzielenie głosu samym zainteresowanym, czyli krytykowanej przez niego stronie, nie wchodzi w rachubę, należy natomiast stworzyć pozory, że się rozmawia z prawdziwym przedstawicielem krytykowanego społeczeństwa.

Publicysta „GW” poszukiwał właściwego człowieka dla usprawiedliwienia szlachetnych działań Polskiej Akcji Humanitarnej. Znalazł najwłaściwszego pod słońcem i ich rozmowa rozpoczęła się od pytania Pacewicza, który najpierw stwierdził, że PAH mówi głośno co inni mówią po cichu, że będzie remontować cysterny bez pozwolenia władz. I zadaje podstępne pytanie, jak znany przeciwnik izraelskich władz to ocenia?

Izraelski obrońca praw człowieka nie mówi, że Izrael jest prawdopodobnie jedynym państwem na świecie, które nie cofa z lotniska gości dumnie zapowiadających wcześniej, że przyjeżdżają łamać prawo, zamiast tego wygłasza cytowane już zdanie, że Izrael chce „ Zagrabić tyle ziemi ile się da, z tak małą ilością Palestyńczyków, jak się da. Taką politykę prowadzi dziś Izrael. Ktoś z zewnątrz musi nam pomóc.”

Polski dziennikarz nie miesza izraelskiemu obrońcy praw człowieka szyków prezentacją argumentów łatwą do uzyskania od władz izraelskich, milczy, więc teraz leci długa tyrada o tym, jak to Izrael kradnie ziemię w Hebronie dlatego, że jest niezaludniona i Ramallah mało się nią interesuje.

Dziennikarz z Polski wyciąga kolejny argument z worka danych ONZ, o zburzeniu w 2011 roku 600 domów na Zachodnim Brzegu i przesiedleniu ponad tysiąca osób. Izraelczyk niczego nie prostuje, nie wyjaśnia, bo przecież nie o to chodzi, i panowie nie po to się spotkali, żeby wyjaśniać jakieś mity. Odpala na to pytanie rakietę, że władze szykanują organizacje pozarządowe, odmawiają wiz zastraszają, „a już szczytem wszystkiego był list ambasadora izraelskiego do przy ONZ do sekretarza generalnego tej organizacji, w którym skarży się na OCHA — Biuro ONZ d/s Koordynacji Pomocy Humanitarnej”.

Pacewicza ta sprawa zupełnie nie interesuje i nie próbuje dociekać, co to był za list i czego dotyczył. Czy wiedział? Jeśli wiedział, to zgodnie z moczarowską tradycją postanowił zachować wypowiedź izraelskiego obrońcy praw człowieka w tej enigmatycznej formie, tak dobrze służącej założonym celom.

Więcej na: www.racjonalista.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign