Weigel: Islam ma wbudowany mechanizm konfliktu z chrześcijanami i żydami

Określanie chrześcijaństwa, judaizmu i islamu mianem „religii Abrahamowych”, „religii Księgi” lub religii „monoteistycznych” zaciemnia raczej obraz, niż cokolwiek wyjaśnia. Owe oklepane slogany powinny odejść już w stan spoczynku – przekonuje w książce „Wiara, rozum i wojna z dżihadyzmem”, która wkrótce ukaże się nakładem wydawnictwa „Fronda” George Weigel.

Patrząc z perspektywy buddyzmu, hinduizmu czy shintoizmu judaizm, chrześcijaństwo i islam wyróżniając się w sposób oczywisty, wykazują jednocześnie cechy wskazujące na wspólny rodowód. Wydaje się, jakby były ze sobą spokrewnione. Co więcej, co istotniejsze, i judaizm, i chrześcijaństwo, i islam wyprowadzają swój początek od objawienia się Jedynego Prawdziwego Boga Abrahamowi. Jednak to, co wyłoniło się z tego wspólnego punktu wyjścia, jest bezapelacyjnie różne od siebie nawzajem. Szczególnie dotyczy to islamu.

W ostatnich latach często się słyszy sugestię, jakoby związek między chrześcijaństwem a islamem był analogiczny – niektórzy by powiedzieli, że niemal identyczny – jak to, co rabin David Novak określił mianem „wspólnej granicy” między judaizmem a chrześcijaństwem. Wskazuje się często na szacunek muzułmanów wobec Abrahama i Mojżesza, Jezusa i Maryi jako przykład tego rzekomego powinowactwa. Jednak, jak wskazuje znakomity francuski uczony, Alain Besançon „Abraham Księgi Rodzaju nie jest Ibrahimem Koranu. Mojżesz, to nie Mussa. Jeśli chodzi o Jezusa, pojawia się On pod imieniem Issa bez umiejscowienia go w przestrzeni i czasie, bez żadnego odniesienia do ziemi Izraela. Jego Matka, Maryja czyli Mariam przedstawiona jako siostra Aarona, rodzi go pod palmą. Issa dokonuje kilku cudów, które, jak się wydaje, są zapożyczone z ewangelii apokryficznych, i zapowiada przyjście Mahometa. Osoba Jezusa istotnie jest w Koranie poważana, ale ten Jezus nie jest Jezusem, w którego wiarę głoszą chrześcijanie. Jezus czy Issa Koranu obwieszcza ten sam przekaz, co wcześniejsi prorocy: Adam, Abraham, Lot i reszta. Wszyscy tak naprawdę mają tę samą wiedzę i głoszą tę samą prawdę – islam. Podobnie jak pozostali, Issa jest posłany, by świadczyć o Jedyności Boga. Zdecydowanie odrzuca naukę o Trójcy, nie naucza o obcowaniu (?), „nie mówcie o Trojgu” – upomina. Nie jest też Synem Bożym, ale zwykłym śmiertelnikiem. Nie jest również pośrednikiem między człowiekiem na ziemi a jego Ojcem w niebie, bo islam nie zna koncepcji pośrednictwa. A ponieważ według islamu niewyobrażalne jest by posłaniec Boga został pokonany, nie umiera na Krzyżu. Umiera podstawiony za Niego dubler”.

Nawiązanie Besançona do koranicznych zapożyczeń z ewangelii apokryficznych stawia słuchaczy w XXI wieku przed pytaniem zadanym już w VIII wieku przez św. Jana Damasceńskiego, czy z punktu widzenia historii religii islamu nie należy traktować jako heretyckiego odłamu chrześcijaństwa powstałego w wyniku skrzyżowania błędnych poglądów chrystologicznych (tj. na naturę, Osobę i misję Chrystusa) z ideami zaczerpniętymi z przedislamskich arabskich religii plemiennych oraz heterodoksyjnych prądów judaistycznych, które geniusz Mahometa przetworzył w nowy system religijny. Ale zostawmy tę dyskusję na inny czas i miejsce. Podobnie jak zmaganie się z odmową uznania przez żyjącego w XIII w. św. Tomasza z Akwinu analogii między chrześcijaństwem a judaizmem z jednej strony oraz islamem z drugiej, co wynikało z przekonania św. Tomasza o tym, że nauka Mahometa była wielkim fałszerstwem. Dość powiedzieć, że rozbudowana struktura muzułmańskiej teologii zawiera wątki, które sprawiają, że koncepcja „trzech religii Abrahamowych” okazuje się prowadzić na manowce jeśli chodzi o rozumienie wiary i zwyczajów muzułmanów, szczególnie jeśli ten stereotyp jest w powszechnej wyobraźni rozumiany jako trzy nogi podtrzymujące jeden stół monoteizmu.

Weźmy, na przykład, kwestię zastępowalności. Islam głosi, że zajął miejsce judaizmu i chrześcijaństwa, które to religie zostały ostatecznie zdemaskowane w objawieniu danym Mahometowi jako religie fałszywe (albo co najmniej głęboko zniekształcone). To jest oczywiście nie do przyjęcia dla chrześcijan, bowiem do zasadniczej części doktryny chrześcijańskiej należy stwierdzenie, że objawienie Boga osiąga swój szczyt w Jezusie Chrystusie, dalszego objawienia nie można sobie wyobrazić. Owo sedno chrześcijańskich przekonań – że Boże objawienie wypełniło się w Chrystusie, w tym sensie, że po Chrystusie nic istotnego dla Zbawienia świata nie zostanie już objawione – pomaga zrozumieć kolejny błąd zawarty w sloganie o „religiach Abrahamowych.” Według chrześcijańskiego rozumienia historii zbawienia Abraham nie jest jedynie wielkim poprzednikiem. Wskazuje on już na wypełnienie Bożej obietnicy zbawienia, które nastąpi przez ród Abrahama, przez Lud Izraela – którą to obietnicę, jak wierzą chrześcijanie, Bóg wypełnił w Jezusie z Nazaretu, Synu Abrahamowym i Dawidowym. Z chrześcijańskiego punktu widzenia Abraham nie może wskazywać na cokolwiek wykraczającego poza wypełnienie obietnicy złożonej przez Boga jemu samemu, co oznacza, że nie może również wskazywać na prochrześcijańskie objawienie dane Mahometowi (czy komukolwiek innemu). Innymi słowy dla chrześcijan przymiotnik „Abrahamowy” nie określa jedynie pochodzenia i dziedzictwa, ale również przeznaczenie, cel. Abraham wskazuje na to, co Bóg, powołując go, przewidział dla ludzkości, czyli dar jakim jest Boży Syn narodzony z Ludu Izraela. (Rozumienie pojęcia „Abrahamowy” jedynie jako pochodzenia jest problematyczne również z punktu widzenia żydowskiej autoidentyfikacji, jednak rozważanie tej kwestii nie należy do tematu naszych obecnych rozważań).

Więcej na: fronda.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign