W co gra Arabia Saudyjska?

Na przestrzeni ostatnich sześciu lat, tylko w 2009 r. eksporterom ropy naftowej nie opłacało się zwiększać produkcji, a tymczasem Arabia Saudyjska stopniowo dostarczała coraz mniej surowca. Czy największy eksporter ropy gra z resztą świata w pokera o wysoką stawkę?

W styczniu 2011 r. podaż ropy naftowej wydobywanej przez OPEC, która zaspokaja ok. jedną trzecią światowego zapotrzebowania, wyniosła 29,85 mln baryłek dziennie i była najwyższa od dwóch lat. To jednak wciąż o ok. 3 mln baryłek dziennie mniej niż w 2008 r. Do niedawna odbiorcy paliw na całym świecie nie narzekali na niedobory surowca, ponieważ z jednej strony wzrost gospodarczy nie przybierał zawrotnego tempa, a jednocześnie w ciągu kilku kwartałów po stronie podaży swój udział zwiększali producenci ropy spoza OPEC. Od pierwszych zamieszek w Tunezji do protestów społecznych w Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie czy Bahrajnie minęło zaledwie kilka tygodni, a w tym czasie baryłka ropy naftowej podrożała o ok. 20 dolarów (w piątek 11.03.2011 r. kosztowała 102 USD), ponieważ nagle pod znakiem zapytania stanęło bezpieczeństwo energetyczne świata.

Wszystko jest pod kontrolą

Petro dolary i dżihad

Petro dolary i dżihad

Nie chodzi tutaj o samo zmniejszenie o ok. dwie trzecie wydobycia ropy przez Libię, ale o szersze konsekwencje burzliwych zmian na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, których ostatecznego rozwiązania nikt nie jest w stanie przewidzieć. Eksport ropy z Libii w 2009 r. wynosił 1,6 mln baryłek dziennie z czego 79 proc. trafiało do Europy. Na początku marca OPEC zadeklarował, że jest w stanie zwiększyć produkcję, aby uzupełnić niedobory, ale w praktyce jedynym krajem zdolnym szybko zareagować jest Arabia Saudyjska, której ropa nie odpowiada parametrami wymogom europejskich rafinerii. Saudyjski minister do spraw ropy i zasobów naturalnych, Ali Al-Naimi uspokajał inwestorów twierdząc, że obecny szok cenowy na rynku ropy ma więcej do czynienia ze spekulacjami finansowymi niż faktycznym zagrożeniem równowagi między popytem i podażą, a problem zastąpienia dostaw z Libii można rozwiązać przy współpracy z zachodnioeuropejskimi producentami, którzy mogą skierować do Europy część tankowców normalnie dostarczających ropę do Azji.

Według Al-Naimi’ego Arabia Suadyjska dysponuje obecnie wolnymi mocami pozwalającymi zwiększyć produkcję o 3,5 mln baryłek dziennie. Dodał on również, że Arabia Saudyjska może elastycznie reagować na potrzeby odbiorców i gromadzi coraz więcej ropy w Rotterdamie (Holandia), Okinawie (Japonia) i Sidi Kerir (Egipt). Jeśli ostatnie „czarne łabędzie” nie stanowią dla inwestorów realnego zagrożenia stabilności gospodarczej świata, to do zamieszek w Afryce Północnej czy tsunami w Japonii, dodajmy kolejny czynnik o trudnych do przewidzenia skutkach. Co jeśli Saudyjczycy blefują w kwestii potencjalnej produkcji ropy?

Punkt zwrotny

Na poniższym wykresie widzimy, że według analityków Morgan Stanley, wolne moce produkcyjne przy konserwatywnej prognozie popytu na ropę zostaną wykorzystane całkowicie do 2013 r. Inwestorów, którym nie jest obce pojęcie „peak oil”, zapewne to nie zdziwi, ale dla większości osób hobbystycznie interesujących się rynkami może być to nowa wiedza. Obecne ok. 6 mln baryłek dziennie, o które w czasie krótszym niż 90 dni producenci ropy mogą zwiększyć podaż stanowi ok. 7,5 proc. globalnego popytu na ropę. Jednym czynnikiem ryzyka jest fakt, że kurek z ropą są w stanie odkręcać niemal wyłącznie członkowie OPEC, wśród których na palcach jednej ręki można wymienić kraje o stabilnej sytuacji politycznej. Innym zagrożeniem jest zaostrzenie negatywnego szoku podażowego przez Arabię Saudyjską, której złoża stanowiące jedną piątą światowych rezerw mogą być w rzeczywistości mniejsze nawet o 300 mld baryłek, czyli o ok. 40 proc. mniej niż podają oficjalne źródła.

Portal Wikileaks ujawnił w lutym 2011 r. korespondencję saudyjskiego wysoko postawionego urzędnika, który w latach 2007-2009 sugerował amerykańskiemu konsulowi generalnemu, że konieczne do powstrzymania wzrostów ceny ropy wydobycie państwowego koncernu Aramco na poziomie 12,5 mln baryłek dziennie, jest niemożliwe do osiągnięcia. Salad al-Husseini, geolog i były szef ds. wydobycia Aramco, oceniał wówczas, że w ciągu najbliższych 10 lat koncernowi może udać się osiągnąć produkcję 12 mln baryłek ropy dziennie, ale wcześniej, najprawdopodobniej w 2012 r. globalna podaż ropy naftowej osiągnie szczyt. Ten przełomowy punkt określa się również jako „peak oil”.

Więcej na: onet.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign