Uniwersytet w Lahore: rządy fanatyków

Iftikhar Baloch, profesor uniwersytetu w Lahore, największej uczelni Pakistanu, pracował na kampusie, kiedy członkowie islamskiej grupy studenckiej wyłamali drzwi, wdarli się do jego gabinetu, pobili go metalowymi prętami i rozbili mu głowę ogromną donicą z kwiatami.

Fanatycy z Islami Jamiat Talaba palą kukłę Baracka Obamy

Fanatycy z Islami Jamiat Talaba palą kukłę Baracka Obamy

Kampus w Lahore należy do University of the Punjab, najważniejszej instytucji szkolnictwa wyższego w Pakistanie, skupiającej około 30.000 studentów., profesor nauk o środowisku, wydalił członków grupy za stosowanie przemocy. W odwecie pozostawili go krwawiącego i półprzytomnego. Zjednoczyło to jego kolegów profesorów, którzy zaprotestowali przeszło trzymiesięcznym strajkiem, zakończonym w poniedziałek, 19 kwietnia.

Atak i gniew przezeń wywołany zwrócił uwagę na studencką grupę Islami Jamiat Talaba, której moralna policja przez lata, jak mówią wykładowcy, terroryzowała tę czcigodną, ponad stuletnią instytucję, propagując szowinistyczną formę. Jednak grupa jest wspierana przez liderów politycznych, którzy popuścili jej cugli, ponieważ czasem zawiera ona polityczny sojusz ze swą matczyną organizacją – Jamaat-e-Islami. Jest to najstarsza i najpotężniejsza religijna partia polityczna.

Kłopoty uniwersytetu mają związek ze złą sytuacją Pakistanu: nietolerancyjne, agresywne mniejszości terroryzują pokojowe większości o bardziej otwartych umysłach. Jednocześnie oportunistyczna klasa polityczna waha się, korzystając na sojuszu z agresorami. Ta dynamika pomaga zrozumieć, w jaki sposób talibowie i inne grupy bojówkarzy, często niewielkie i niepopularne, utrzymują kontrolę nad dużą częścią pakistańskiego społeczeństwa.

Ale to przecież University of the Punjab, najważniejsza pakistańska instytucja szkolnictwa wyższego, z 30.000 studentów, główna droga rozwoju roznących szeregów pakistańskiej klasy średniej i niższej. Toczona tu bitwa dotyczy przyszłego kierunku rozwoju kraju i tego, czy grupy propagujące nietolerancyjną wizję islamu wezmą górę nad znękaną, otwartą i wykształconą większością. Właśnie dlatego problem jest tak palący, mówią nauczyciele akademiccy. To chuligani o mentalności talibów mentalnością; powinno się ich zdelegalizować i kropka, mówi o grupie Maliha A. Aga, wykładowczyni z wydziału sztuki, stojąc w tłumie protestujących ubrana w profesorskie szaty. Tylko w ten sposób ten uniwersytet przetrwa.

Retoryka grupy, podobnie jak jej matczynej partii, jest silnie antyzachodnia, szowinistyczna i nietolerancyjna wobec pakistańskich mniejszości religijnych. Wpierała ona talibów do czasu, gdy w ubiegłym roku zaczęła przez to tracić popularność. Członkowie grupy blokują zajęcia z muzyki, zakazują picia zachodnich napojów i biją studentów, którzy siadają obok swych koleżanek na uniwersyteckim trawniku. To jest faszyzm, mówi Shaista Sirajuddin, profesor literatury angielskiej. A każdy kolejny rząd odwraca wzrok.

Islami Jamiat Talaba jest swoistą zgadką. Grupa jest agresywna, ale relatywnie mała i przez ostatnie lata straciła na popularności wśród studentów. Jeden z młodych nauczycieli powiedział, że teraz przynależność do grupy stygmatyzuje. Nadal jednak udaje im się dominować, zręcznie używając islamu jako pałki na przeciwników i piętnując każdego, kto się z nimi nie zgadza, jako niemuzułmanina. Ta taktyka jest skuteczna w Pakistanie, młodym kraju, który wcześniejszą niepewność co do roli islamu w społeczeństwie przekuł w twardą pewność, czyniąc kwestionowanie go ścisłym tabu. Nawet o prawach człowieka nie można mówić bez odniesienia się do świętej księgi, to nie do pomyślenia, mówi profesor Sirajuddin. Taką zgrozę budzi możliwość bycia nazwanym ‘niemuzułmańskim’.

Przyczyna tkwi w przeszłości. W latach osiemdziesiątych wspierany przez Amerykanów autokrata Mohammad Zia ul-Haq obsadził system edukacji muzułmanami, w celu wykucia jednolitej pakistańskiej tożsamości. Na uniwersytecie doprowadziło to do powstania wśród nauczycieli grupy wspierających Islami Jamiat Talaba, co uniemożliwia teraz jej usunięcie. Liberalni wykładowcy, jak pani Sirajuddin, zrozpaczeni sa stanem swojej uczelni, która wykształciła niegdyś trzech laureatów nagrody Nobla. Teraz, mówią, jest cieniem tej dawnej, nie jest już bezpiecznym środowiskiem dla młodych ludzi chcących wymieniać poglądy.

Jeden z krajowych liderów grupy, Nadim Ahmed, nazwał pobicie haniebnym. Powiedział też, że sprawcy ataku zostali zawieszeni; podkreślił jednak, że sama grupa ma charakter pokojowy. Jej jedyną ambicją, stwierdził, jest witanie nowych studentów i organizowanie targów książek. Studenci i nauczyciele twierdzą jednak, że celem grupy jest władza i że dla jej zdobycia posługuje się przemocą. Nauczycielka przedstawiająca się z obawy przed odwetem jako pani Tayyib, powiedziała, że członkowie grupy dwukrotnie zaatakowali imprezy sportowe, które zorganizowała. Niedawno utworzony wydział muzyki nigdy nie był w stanie przeprowadzić zajęć w kampusie. Co druga rzecz jest dla nich grzechem, mówi pani Tayyib. Zastraszanie zatruło akademicką atmosferę, powiedziała inna młoda nauczycielka, Nazia, która również bała się podać pełne nazwisko. Jamiat jest zagrożeniem dla nauczycieli, stwierdziła. To obniża jakość nauczania.

Iftikhar Baloch, wykładowca pobity 1 kwietnia, przeciwstawił się islamistycznej grupie. Zidentyfikował prowodyra, Usmana Ashrafa, 26-letniego studenta ostatniego roku geologii, którego zdjęcie zostało rozwieszone na wydziałach w całym kampusie. Dotarło do mnie wiele skarg na nadużycia, powiedział Baloch podczas rekonwalescencji w domu. I mniej więcej co drugie zawierało jego nazwisko.

Tak jak w Pakistanie jako całości, stawką w tej walce o władzę są majątek i pieniądze. Radykalna grupa studencka ma jedno i drugie. Jest mocno osadzona w życiu kampusu, kontrolując akademiki, kafeterie i sklepiki na jego terenie. Według byłego jej członka, Nadima Jamila, grupa stworzyła równoległą administrację i podzieliła uniwersytet na pięć stref z nazimem, burmistrzem, przypisanym do każdej z nich. Akademiki są niejako ich lennem, gdzie burmistrzowie monitorują ruch, prowadzą lekcje czytania Koranu i rekrutują członków. Uniwersytet jest tak nieudolny, jak grupa zorganizowana: w akademikach istnieją karty identyfikacyjne, ale nikt nie trudzi się ich sprawdzaniem, mówi pani Tayyib, która mieszkała w akademiku dla dziewcząt, również kontrolowanym przez grupę. To nasza wina, dodaje, Jesteśmy słabi. Administracja jest ospała.

Jakkolwiek niepopularna byłaby Islami Jamiat Talaba na kampusie, nigdy nie miała problemów z pozyskaniem nowych członków. Wielu pierwszorocznych studentów to nieśmiała, skrzywdzona przez los młodzież ze wsi. Grupa odwołuje się do tej słabości, pomagając pokryć wydatki i tworząc system korzyści: więcej mleka do herbaty, lepsze jedzenie, czystsze naczynia. To jest uzależnianie, mówi pani Tayyib, tak opisując sposób myślenia nowych członków grupy: Jestem z dalekiej prowincji i nikt mnie nigdy nie słuchał, a teraz będę ważny. Profesor Baloch, który ma na głowie ponad trzydzieści szwów, mówi, że wierzył w to, iż atak na niego pobudzi opinię publiczną i obróci ludzi przeciw grupie. Koła sprawiedliwości mielą powoli, ale pewnie, uważa. Inni są mniej pewni. W ubiegłym tygodniu kilku napastników zostało aresztowanych, lecz lidera, Ashrafa, wśród nich nie było. Poza tym lider grupy na kampusie jest synem ważnego polityka. Ta sposobność zostanie zmarnowana, uważa Nazia, młoda asystentka. Wiem, że to pesymistyczne, ale tak właśnie myślę.

Tłumaczenie:  M&S
Źródło: www.nytimes.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign