Tunezyjskie taśmy prawdy

Od początku Arabskiej Wiosny wydawało się, że to właśnie Tunezja ma największe szanse na demokratyczną przyszłość.

Uważana za najbardziej liberalny kraj Afryki Północnej, z niezbyt aktywnymi w porównaniu z Egiptem organizacjami islamistycznymi i z brakiem zaplecza terrorystycznego, takiego jak w Libii. Również partia Ennahda pod przywództwem Rachida Ghannouchiego była uważana za bardziej liberalną wśród ugrupowań islamistycznych.

Ennahda zachęca salafitów do demokracji

Tymczasem ujawnione w tym tygodniu nagrania sugerują zgoła przeciwny kierunek rozwoju kraju. W nagranej rozmowie pomiędzy Ghannouchim a liderami salafitów, założyciel Ennahdy wspomina o zakazie sprzedaży alkoholu oraz narzuceniu praw religijnych. Przedstawiciele partii twierdzą, że nagrania są wycięte z kontekstu i ich celem jest skompromitowanie islamistów, tak jak robiły to służby bezpieczeństwa za dyktatury. Świecka opozycja widzi w tym jednak potwierdzenie podejrzeń, że Ghannouchi nie jest tak umiarkowany jak się przedstawia. Wzywa do śledztwa w tej sprawie.

Ennahda tłumaczy się, że ta rozmowa to próba wciągnięcia salafitów w proces demokratyczny, żeby próbowali realizować swój program w sferze politycznej, zamiast – jak miało to miejsce na początku września – na ulicach. „Musimy upewnić się, że cały ruch salaficki nie zostanie wepchnięty w ręce Al-Kaidy. Musimy odizolować elementy skłonne do przemocy”, tłumaczy przedstawiciel partii.

Trzeba przyznać, że Ennahda porzuciła salafitów, zgadzając się na takie korekty projektu konstytucji, które wyłączają odwołania do szariatu jako podstawy prawa w państwie.

Co mówią nagrania?

Niestety na ujawnionych nagraniach „liberałowie” nie wypadają wiarygodnie, namawiając salafitów, żeby kupili trochę czasu, budując instytucje, zamiast próbować w pośpiechu przejąć kontrolę nad krajem. Wygląda to raczej na to, że jak obawiają się zwolennicy świeckości, umiarkowanie partii dotyczy jedynie metod działania, a nie jej celów – i jest zabiegiem taktycznym.

„Sekularyści ciągle kontrolują media, gospodarkę i administrację”, ostrzega salafitów Ghannouchi. „Dlatego kontrolowanie ich będzie wymagało więcej czasu”. Doradza również salafitom „stworzenie stacji telewizyjnych i radiowych, szkół i uniwersytetów”, żeby zwiększyć wpływy.

Również „wsparcie policji i armii dla islamistów nie jest zagwarantowane, a kontrolowanie ich także wymaga więcej czasu”. Szef Ennahdy kontynuuje: „Mówię naszym młodym salafitom, bądźcie cierpliwi… Dlaczego się spieszyć? Nie spieszcie się i skonsolidujcie to, co już osiągnęliście”.

Ghannouchi przyznaje także, że spotykają się z Hizb ut-Tahrir oraz salafitami – szejkiem Abu Iyadem i szejkiem Al-Idrissim. Pierwszy z nich to obecnie emir organizacji Ansar al Szaria, a w przeszłości, zdaniem Stanów Zjednoczonych i ONZ, członek sieci Al-Kaidy; przed zamachami 11 września odbył spotkania zarówno z Osamą bin Ladenem, jak i Ajmanem Al-Zawahirim. Założył Tunezyjską Grupę Walki, którą oskarża się o zabójstwo lidera Sojuszu Północnego w Afganistanie Ahmeda Szacha Massouda. Obecna jego grupa Ansar Al Szaria odpowiedzialna jest za napaść na amerykańską ambasadę w Tunisie 14 września. Natomiast partia Hizb ut-Tahrir to międzynarodowa islamistyczna partia polityczna, wzywająca do utworzenia światowego kalifatu, działająca w ponad 40 krajach; w niektórych jest zakazana.

Nowy sygnał ostrzegawczy

Jak podała w piątek Al-Jazeera, koordynator opozycyjnej partii Call of Tunisia w południowym miasteczku Tataouine zginął, kiedy jego zwolennicy starli się z poplecznikami islamistycznego rządu. Call of Tunisia uważana jest za partię zwolenników poprzedniego reżimu. Demonstrację przeciwko niej zorganizowała Liga Ochrony Rewolucji. Na miejscu protest przekształcił się we wzajemne obrzucanie kamieniami i koktajlami mołotowa.

Jak informują przedstawiciele partii, działacz zginął pobity przez prorządowych demonstrantów, którzy zaatakowali jego biuro. Przemoc została potwierdzona także przez ministra spraw wewnętrznych, jednak jako przyczynę śmierci podano zawał serca.

JW, na podst. Al Jazeera, AP i longwarjournal.org

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign