To nie zamach, to egzekucja

Piotr Ślusarczyk

Dotychczas w zamachach terrorystycznych ofiary były wybierane w sposób przypadkowy. Masakra w redakcji tygodnika była precyzyjnie zrealizowaną egzekucją na dziennikarzach, którzy korzystali z przywileju wolności słowa. Za wolność tę przed nimi umierało wielu.

Tygodnik „Charlie Hebdo” stał się symbolem trwania przy najważniejszych europejskich wartościach. Mimo tego, że od wielu lat muzułmanie próbowali uciszyć redakcję sięgając po różne środki, dziennikarze pozostali wierni ideałom laickiej Francji. Posługiwali się ostrzem satyry, żeby napiętnować fanatyzm religijny, zaakcentować prawo do wolności słowa, szydzić z terroryzmu, dzihadystów oraz szariatyzacji Starego Kontynentu.

Były podpalenia, rysownikom grożono śmiercią, próbowano także uciszyć krytykę Mahometa sięgając po argument z „mowy nienawiści”. Stowarzyszenie muzułmańskie podało redakcję do sądu za obrazę uczuć religijnych. Wszystkie te środki zawiodły, redakcja wykonywała swoje codzienne obowiązki, tyle tylko, że nie służyli już rozrywce, służyli wolności. Dziś za rysunki w gazecie zostali… rozstrzelani.

Okno redakcji "Charlie Hebdo", wczoraj.

Okno redakcji „Charlie Hebdo”, wczoraj.

Zamach na redakcję, to zamach na najważniejsze wartości współczesnej Francji. Próżno na mapie Europy szukać miejsca, które miałoby tak długą tradycję satyry i tej politycznej, i tej religijnej. Dość wspomnieć Moliera, Woltera, Diderota. Rezygnacja z tej części narodowej kultury, która jednocześnie stała się niezbywalnym elementem europejskiej cywilizacji, byłaby schyleniem karku przed religijnym fanatyzmem, stworzeniem przedpola dla islamskiego totalitaryzmu, a także kolejnym krokiem w stronę szariatyzacji Europy.

Dziś tym, którzy usprawiedliwiają zamach na dziennikarzy, mówiąc, że „zabrakło redakcji odpowiedzialności za słowo”, mogę powiedzieć tylko tyle: ci dziennikarze zostali zamordowani, ponieważ mieli odwagę być Francuzami w swoim własnym kraju.

Na szczęście nie musieli dostosowywać się do prawa szariatu, które zabrania przedstawiania rysunków Mahometa, gdyż mieszkali w państwie gwarantującym wolność wypowiedzi i konstytucyjnie umocowaną laickość.

Przekaz polityczny tego aktu barbarzyństwa jest bardzo prosty. Każdy dziennikarz, który będzie miał odwagę postępować wbrew islamowi, musi liczyć się z groźbą zamachu. Już teraz widać, że muzułmańscy fanatycy osiągają swój cel. CNN nie opublikuje rysunków z „Charlie Hebdo”.

Monteskiusz pisał, że przerażające skutki fanatyzmu (wymienia m. in. islam) można by opisać tylko piórem umoczonym we krwi lub łzach. 7 stycznia 2015 roku w Paryżu, sercu Europy, popłynęły i krew, i łzy.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign