Takiego końca afgańskiej wojny nikt nie przewidział?

Determinacja Zachodu, aby wyjść z afgańskiej pułapki, jest tak wielka, że za wszelką cenę szuka się obecnie rozwiązań politycznych, co oznacza konieczność bezpośredniego „dogadania się” z talibami, również tymi współpracującymi z Al-Kaidą. A to byłoby najbardziej paradoksalne zakończenie kilkunastoletniego konfliktu, rozpoczętego w reakcji na zamachy Al-Kaidy na USA w 2001 roku i mającego na celu wykorzenienie islamskiego ekstremizmu – pisze Jerzy T. Leszczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski.

Determinacja Zachodu, aby wyjść z afgańskiej pułapki, jest tak wielka, że za wszelką cenę szuka się obecnie rozwiązań politycznych. Wymaga to jednak sporej gimnastyki dyplomatycznej i propagandowej, bowiem dążenie do znalezienia politycznego uregulowania konfliktu oznacza konieczność bezpośredniego „dogadania się” z talibami. Zasadniczy problem tkwi jednak w tym, że główny nurt afgańskiej rebelii – talibowie skupieni w tzw. Najwyższej Radzie (Rahbari Shura), będącej głównym ośrodkiem kierowniczym Islamskiego Emiratu Afganistanu, kierowanego przez charyzmatycznego mułłę Mohammada Omara – nie bardzo chce na razie negocjować z Zachodem. I w zasadzie trudno im się dziwić. Bo niby o czym mieliby rozmawiać z Amerykanami i NATO – o podzieleniu się władzą po 2014 r. z Hamidem Karzajem, zwanym przez nich „marionetką Waszyngtonu”? Skoro Zachód sam już zapowiedział, że po 2014 r. nie będzie w Afganistanie operacji NATO, a liczba zachodnich żołnierzy nie przekroczy zapewne 20-30 tys. ludzi, to po co wchodzić dziś w jakieś skomplikowane układy polityczne, które wiązałyby ręce na przyszłość?

Więcej na: www.wp.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign