Rolling Stonesi nie będą bojkotować Izraela

Zev Chafets

Pod koniec marca izraelski organizator koncertów Shuki Weiss zebrał lokalne media by poinformować, że na początku czerwca zespół The Rolling Stones zagra w Tel Awiwie wielki koncert pod gołym niebem. 

Weiss powiedział, że ściągnięcie zespołu do Izraela na pierwszy koncert to spełnienie wieloletniego marzenia. „Ostatnio, kiedy na całym świecie słyszymy wezwania do bojkotu, nie jest wcale takie oczywiste, że gwiazda tej wielkości zechce wystąpić w Izraelu”, dodał. Miał na myśli zapoczątkowany przez Palestyńczyków w 2005 roku i skierowany przeciwko Izraelowi ruch BDS (skrót od angielskich słów boycott, divestment, sanctions – bojkot, wycofanie inwestycji, sankcje), mającą na celu zrobienie z Izraela pariasa na arenie międzynarodowej.

Od samego początku Izrael jest bojkotowany przez Ligę Arabską i niektóre sprzymierzone z nią reżimy islamskie. BDS to po prostu kolejna odsłona tej kampanii. Stary arabski bojkot prowadzony był przez saudyjskich teokratów i antyzachodnich naserystów. Za tym najnowszym stoją chłodno myślący palestyńscy spece od propagandy. Ale cel pozostał ten sam: oczernianie Izraela i odmawiania mu prawa do istnienia.

BDS zdołał przyciągnąć do siebie kilka prawdziwych sław, na przykład fizyka Stephena Hawkinga czy pisarkę Alice Walker. Jednak większość z jego zwolenników to nieapetyczna zbieranina podrzędnych akademików, międzynarodowych żydożerców, niedoszłych dżihadystów, aktywistów z lat 60, których gwiazda dawno już zbladła (jak np. dwukrotna kandydatka na wiceprezydenta USA, komunistka Angela Davis).

Bojkot nie przyniósł jakichś znaczących efektów – Izrael ostatnio ma się całkiem dobrze – ale dostarczył tematu do wypowiedzi politykom, zajętym wywieraniem presji na Izrael, by poszedł na ustępstwa w procesie, który nadal nazywany jest procesem „pokojowym”.

Najbardziej oczywistym przykładem jest wypowiedź amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry’ego, który niedawno ostrzegł, że wkrótce może dojść do „wzmożonej kampanii delegitymizacji”, a zaowocować może ona „bojkotami i innymi skutkami”.

Jak stare dobre pogróżki mafijne, również niniejsza została przekazana w formie przyjacielskiej porady („Ładny mały kraik tam macie. Szkoda by było, gdyby coś mu się przytrafiło”). Nie zostało to tutaj dobrze przyjęte. Wkrótce potem premier Benjamin Netanyahu, nie wymieniając nazwiska Kerry’ego, powiedział wiwatującemu tłumowi zwolenników Izraela w Waszyngtonie, że bojkotujący sami powinni zostać zbojkotowani i że skrót BDS w rzeczywistości oznacza fanatyzm, nieuczciwość i hańbę (bigotry, dishonesty, shame).

Fanatyzm na pewno. Izolowanie Żydów, zarówno w ich własnym kraju, jak i poza jego granicami, to klasyczna taktyka. Ale najbardziej charakterystyczną cechą ruchu BDS jest nieuczciwość.

Po tym jak Rolling Stonesi poinformowali, że zagrają dla „pariasów”, rzeczniczka BDS Rafeef Ziadeh zaatakowała grupę za złamanie jakże udanego bojkotu Izraela przez zespoły rockowe. „Osiągnęliśmy już tyle, że występy prawdziwych gwiazd w tym kraju to raczej wyjątek, niż reguła”, powiedziała Ziadeh.

To zwykła bzdura. Na wielkie gwiazdy Izrael działa jak magnes. W ciągu ostatnich kilku lat w Tel Awiwie zagrali koncerty Paul McCartney, Alicia Keys, Elton John, Madonna, Lady Gaga, Bob Dylan, Justin Bieber, Red Hot Chili Peppers, Leonard Cohen, Guns N’ Roses, Aerosmith, Cyndi Lauper, Rihanna i dziesiątki innych, znanych artystów. Tego lata, oprócz Stonesów mają zagrać: Justin Timberlake, Soundgarden, The Pixies, Neil Young, Paul Anka, Prodigy i Boy George.

Roling Stones w IzraeluOjcem tego niefortunnego bojkotu jest Roger Waters z Pink Floyd, który niedawno porównał granie koncertów dla izraelskiej publiczności z występowaniem w nazistowskich Niemczech. Jego głównym rekrutem jest Elvis Costello (ten fakt napełniłby niesmakiem pierwszego Elvisa, który był zagorzałym syjonistą).

Annie Lennox też zapowiedziała, że już tu nie zagra, ale jej były mąż jest Izraelczykiem, więc może ma swoje powody. Inni uczestnicy bojkotu, na których dumnie powołuje się BDS, to gwiazdy niemal nikomu nieznane: Oi Palloi śpiewający w Scottish Gaelic; zespół Gorillaz Sound System, który ostatni przebój nagrał w roku 2001 i który już nie istnieje, kilku anonimowych muzyków jazzowych (niezmiennie określanych mianem „legendarnych”), a ostatnio Pål Moddi Knutsen, norweski samouk gry na akordeonie. Publiczność w Tel Awiwie zapłaciłaby żeby zobaczyć na żywo Costello, Lennox, może nawet Watersa (izraelscy fani są raczej tolerancyjni). Jeśli chodzi o pozostałych artystów, ich deklaracje przypominają przechwałki pryszczatych nastolatków, opowiadających jak to odrzucili propozycję spędzenia wieczoru w towarzystwie Angeliny Jolie.

W połowie marca, po samobójstwie długoletniej przyjaciółki Micka Jaggera, projektantki mody L’Wren Scott, pojawiły się obawy, że koncert zostanie odwołany (co dałoby ruchowi BDS okazję do poinformowania o kolejnym „zwycięstwie” w jego walce o izolację Izraela). Jednak Sir Mick i chłopaki z zespołu to twardziele i koncert się odbędzie. Stonesi zagrają tego lata w większych miastach, ale na pewno nigdzie nie znajdą bardziej wdzięcznej publiczności niż w Tel Awiwie. Nie żebym miał zamiar przeczyć Sir Mickowi Jaggerowi, ale jednak czasami nie jest to „only rock and roll”.

Tłumaczenie: Rol

http://www.foxnews.com/opinion/2014/04/01/rolling-stones-reject-bds-head-to-israel/

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign