Popieranie Assada

Daniel Pipes

*****

Analitycy zgadzają się, że „erozja możliwości syryjskiego reżimu przyspiesza”, że krok po kroku cofa się i przełom w działaniach rebeliantów i szansa na islamistyczne zwycięstwo jest blisko.

W odpowiedzi muszę zmienić swoją rekomendację z doradzania neutralności na coś, co powoduję, że jako humanista i wróg dynastii Assadów muszę na chwilę zatrzymać się, zanim będę pisał dalej:

Zachodnie rządy powinny wesprzeć okrutną dyktaturę Baszara al-Assada.

Oto moje argumenty, stojące za tą niechętną sugestią: siły zła są mniej groźne, gdy biją się między sobą. To, po pierwsze trzyma je związane w regionie i, po drugie, uniemożliwia im zwycięstwo (i stanie się jeszcze większym zagrożeniem). Zachodnie siły powinny doprowadzić swoich wrogów do sytuacji patowej pomagając tym, którzy przegrywają i przedłużając konflikt.

2223Taka polityka była już stosowana wcześniej. Przez większość II wojny światowej nazistowskie Niemcy walczyły ze Związkiem Radzieckim, co trzymało niemieckie oddziały związane na froncie wschodnim. Miało to kluczowe znaczenie dla zwycięstwa Aliantów. Franklin D. Roosevelt pomagał więc Stalinowi wysyłając zaopatrzenie jego wojskom i koordynując z nim wysiłek wojenny. Z perspektywy czasu ta moralnie odrzucająca polityka przyniosła sukces. A Stalin był jeszcze gorszym potworem od Assada.

Wojna iracko-irańska 1980-88 stworzyła podobną sytuację. Od połowy 1982 roku Ajatollah Chomeini i jego siły ruszyły do ofensywy przeciwko siłom Saddama Husseina. Zachodnie rządy zaczęły wspierać Irak. Tak, reżim iracki zaczął wojnę i był bardziej brutalny, ale to reżim irański był ideologicznie groźniejszy i był w tym momencie silniejszy. Wojna miała osłabić obie strony i uniemożliwić im zwycięstwo. Jak głosi powiedzenie przypisywane Henry’emu Kissingerowi: „Szkoda, że obie strony nie mogą przegrać”.

2225

W podobnym duchu uważałem, że USA powinny pomóc stronie przegrywającej, niezależnie kto by nią był. Jak pisałem w mojej analizie z maja 1987 roku: „W 1980 roku, gdy Irak groził Iranowi nasze interesy leżały przynajmniej częściowo po stronie Iranu. Jednak Irak znajdował się w defensywie od lata 1982 roku i Waszyngton teraz znajduje się po jego stronie. […] W przyszłości, jeśli Irak jeszcze raz znajdzie się w lepszej pozycji, co mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe, Stany Zjednoczone powinny udzielić pomocy Iranowi”. Dziś, stosując taką samą logikę wobec Syrii można odnaleźć liczne podobieństwa. Assad spełnia rolę Saddama Husajna – brutalnego dyktatora z partii Baas, który jest źródłem przemocy. Wojska rebeliantów przypominają Iran – początkową ofiarę, która staje się coraz silniejsza z czasem i stanowi coraz większe islamistyczne zagrożenie. Ciągłe walki zagrażają sąsiadom. Obie strony dopuszczają się zbrodni wojennych i stanowią zagrożenie zachodnich interesów.

A jednak przetrwanie Assada pomaga Teheranowi, najbardziej niebezpiecznemu reżimowi w regionie. Jednak należy pamiętać, że zwycięstwo rebeliantów pomoże rządowi tureckiemu i zamieni rząd Assada na tryumfujących, wściekłych islamistów. Ciągle walki mniej szkodzą zachodnim interesom niż przejęci przez nich władzy. Są grosze perspektywy niż szyicki i sunnicki konflikt czy dżihadyści z Hamasu zabijający dżihadystów z Hezbollahu i na odwrót. Lepiej, żeby nikt tego starcia nie wygrał.

Administracja Obamy próbuje niezwykle ambicjonalnej i subtelnej polityki jednoczesnego wspomagania dobrych rebeliantów tajnymi dostawami broni i 114 milionami dolarów pomocy i jednocześnie przygotowuje się do ataków samolotami bezzałogowymi na złych rebeliantów. Dobry pomysł, ale manipulowanie siłami rebelianckimi z odległości raczej się nie powiedzie. Jak zwykle pomoc skończy w rękach islamistów a uderzenia z powietrza będą zabijać naszych sojuszników. Lepiej pogodzić się z naszymi ograniczeniami i spróbować czegoś bardziej możliwego: pomóc stronie, która przegrywa.

2224W tym samym czasie ludzie Zachodu muszą pozostać wierni swoim zasadom moralnym i pomóc przynieść koniec konfliktu cywilom, milionom niewinnych, cierpiących z powodu tragedii wojny domowej. Zachodnie rządy powinny znaleźć mechanizmy zmuszające obie strony do przestrzegania zasad wojny, w szczególności tych dotyczących oddzielenia walczących od cywilów. Wiąże się to z wywieraniem presji na państwa wspomagające rebeliantów (Turcja, Arabia Saudyjska, Katar) i tych wspierających reżim Assada (Rosja, Chiny), by swoją pomoc uzależniły od przestrzegania zasad wojny. Może to nawet wiązać się z użyciem siły wobec stron konfliktu, które nie przestrzegają takich zasad. Wypełni to obowiązek ochrony niewinnych.

Pewnego szczęśliwego dnia, gdy Assad i Teheran będą walczyć z rebeliantami i Ankarą aż do wycieńczenia, zachodnia pomoc może trafić do opozycji w Syrii, która nie jest związana z partią Baas i islamistami. W ten sposób będzie można pomóc umiarkowanym siłom i dać alternatywę dla dzisiejszych beznadziejnych wyborów. Da to nadzieję na lepszą przyszłość.

11 kwietnia 2013; dodatkowe uwagi, które nie zmieściły się w głównym artykule:

1) zanim ukazał się ten artykuł udzieliłem kilku wywiadów (tutaj, tutaj i tutaj) w których głosiłem potrzebę taktycznego z natury wsparcia reżimu Assada; doprowadziło to do wyzwisk ze strony CAIR i kilku histerycznych reakcji, jakobym zalecał ludobójstwo w Syrii. Nie: wyczekuję dnia, w którym w Syrii zapanuje pokój, kraj będzie dobrym sąsiadem a jego rząd demokratyczny i przestrzegający prawa. Jednak aż do momentu, gdy nadejdzie ten czas wolę by siły zła walczyły ze sobą a nie z resztą świata.

2) Na argument, że pomoc Zachodu na wczesnym etapie uniemożliwiłaby islamistom przejęcie rebelii (do czego już doszło), odpowiadam tak: zachodnie rządy pomogły rebeliantom w Tunezji, Libii i Egipcie bardzo wcześnie i proszę spojrzeć, co osiągnęły – islamiści zdominowali wszystkie te trzy kraje. To samo stałoby się pewnie i w Syrii. Zachodnia pomoc nie ma aż takiego wpływu na zmianę kursu zideologizowanego ruchu.

3) Nie czuję się dobrze wzywając do popierania Assada i respektuję zdanie tych, którzy dzielą moje cele, ale nie zgadzają się z proponowanymi przeze mnie środkami. Uważam jednak, że nie myślą w strategicznej perspektywie.

4) W kontekście współczesnego zachodniego spektrum politycznego, moje podejście, które stawia jako pierwsze względy strategiczne, jest konserwatywne. Liberałowie cieszą się poczuciem bezpieczeństwa, którego brak konserwatystom. Liberałowie martwią się o innych a konserwatyści martwią się o siebie. I tak, pierwsi martwią się cywilami w Syrii a drudzy bezpieczeństwem Zachodu.

Więcej na http://pl.danielpipes.org/12737/popieranie-assada

Tłumaczył Mateusz J. Fafiński Żródło The Washington Times

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign