„Ponieważ to nie jest 2015”. Spór o imigrację odżywa

imigracja - zdjęcie ilustracyjne

Chociaż wydawało się, że boje o politykę imigracyjną w Unii Europejskiej mamy za sobą, to jednak spory o imigrację wracają. Nie chodzi tylko o reformę polityki imigracyjnej, bo powraca także temat przymusowej relokacji imigrantów.  

Co gorsza, w niektórych przypadkach mowa już nie tylko o osobach zweryfikowanych, z prawem do ochrony międzynarodowej – jak miało to miejsce w 2015 roku – ale ogólnie o imigrantach, którzy nielegalnie przekroczyli granice.

Z drugiej strony sprzeciw wobec masowego przyjmowania migrantów, jakie miało miejsce w 2015 roku, jest większy. I parafrazując premiera Kanady Justina Trudeau, który prowadził swoją kampanię pod znakiem progresywizmu: „Because it’s 2015”, dzisiaj możemy powiedzieć: „Because it’s not 2015”.

Kraje południa chcą zmuszać do przyjmowania imigrantów

Jeszcze w czerwcu Komisja Europejska z nową szefową Ursulą von der Leyen ma przedstawić plan reformy polityki imigracyjnej, która w dalszym ciągu opiera się na zasadach dublińskich. Zakładają one między innymi, że za rozpatrzenie wniosku o azyl czy też zajęcie się imigrantem odpowiada kraj, który był pierwszym unijnym krajem przekroczenia granicy UE przez imigranta. W ten sposób pozostałe państwa mają ułatwioną drogę zawrócenia takiej osoby do innego kraju członkowskiego.

Nim jednak oficjalnie zobaczymy propozycje Komisji, trzy grupy krajów unijnych skierowały nowe propozycje dotyczące uregulowania zasad przymusowej relokacji imigrantów. 4 czerwca Włochy, Grecja, Hiszpania, Cypr i Malta przedstawiły wniosek domagający się „obowiązkowego mechanizmu relokacji zawierającego rozmieszczenie pomiędzy państwami członkowskimi wszystkich, którzy wkraczają na terytorium”, jakiegokolwiek państwa europejskiego. Dotyczyć ma to także tych, którzy znajdą się na terenie UE w wyniku misji ratunkowych.

Kraje południa Europy wiążą odpowiedzialność za osoby poszukujące azylu z unijnym budżetem, zarzucając krajom naszego regionu, że korzystają z finansowania, a nie wykazują solidarności w kwestiach imigracyjnych. Państwa te chciałyby, żeby odpowiedzialność za wspomniane wcześniej rozpatrywanie wniosku imigranta – zgodnie z zasadami dublińskim przez państwo pierwszego wejścia – została rozłożona solidarnie pomiędzy inne kraje europejskie.

Przeciwników przymusu jest na razie więcej

W kontrze do tej propozycji wpłynęły dwa listy, tego samego dnia, od Austrii i Danii, które przestrzegają przed rozbudzaniem na nowo poprzednich konfliktów, a tym właśnie jest ich zdaniem propozycja obowiązkowej relokacji. Wiedeń i Kopenhaga oczekują jakiejś elastyczności wobec sposobów okazywania solidarności krajom dotkniętym masową imigracją.

Pozostaje to w zgodzie z kolejnym, złożonym dzień wcześniej, listem wszystkich krajów Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry), Austrii, Słowenii, Łotwy i Estonii, które chcą wziąć udział w obowiązkowej, solidarnej walce z próbami przekroczenia granicy, ale nie zgadzają się na obowiązkową relokację. (Pełna treść listu)

Głos w sprawie zajął także minister spraw wewnętrznych Polski – Mariusz Kamiński. Określił propozycje w liście jako wynikające ze „zdrowego rozsądku”, a nie z „ksenofobii”. „Polski rząd nie zgadza się i nie zgodzi się na narzucanie żadnych społecznych i kulturowych eksperymentów”, powiedział minister. Zdaniem  Kamińskiego takie eksperymenty w krajach Europy Zachodniej doprowadziły do społecznych konfliktów na tle rasistowskim i religijnym.

Mglisty przeciek z Komisji

Problem jest nie tylko z pomysłami państw śródziemnomorskich. Dzisiaj „Die Welt” podaje, że nieopublikowany projekt samej Komisji Europejskiej napotyka opór w  Niemczech. Berlinowi mają nie podobać się „mgliste sformułowania” dotyczące zasad udzielania pomocy w wypadku masowego napływu migrantów. W projekcie jednocześnie ma być zapisany mechanizm rozdziału uchodźców, ale kraje sprzeciwiające się temu, takie jak Polska, mogłyby przejmować na siebie ciężar ochrony granic.

Kolejny z anonimowych dyplomatów krytykuje też projekt współpracy z krajami trzecimi w kwestii ośrodków dla osób oczekujących na rozpatrzenie wniosku. Nazywa to „pobożnym życzeniem zamiast konkretnej polityki”. Projekt założenia obozów dla osób szukających azylu w krajach trzecich miałby jednocześnie oddalić wizję łatwego dostania się do Europy pod pretekstem szukania ochrony, a jednocześnie zapewnić możliwość rozpatrzenia takiego wniosku i udzielenia azylu.

Nie jest to nowa koncepcja i nie padły inne, lepsze rozwiązania, a w ostatnich kilku latach nie udało się przekonać żadnego kraju trzeciego do udziału w takim projekcie. Może poza Turcją, z którą Unia, przy różnych perturbacjach nadal ma jednak umowę o powstrzymywaniu nielegalnej imigracji.

Jednak i w samych Niemczech nie ma zgody co do rozwiązań. Wraz z rozpoczęciem kadencji przewodnictwa Berlina w Radzie Europejskiej UE od 1 lipca, sprawę systemu azylowego chce naprzód popchnąć Horst Seehofer (CSU) minister spraw wewnętrznych. Dla niego system ten zasadzać się miałby na rozbudowie uprawnień Frontexu i zawracaniu, a nie relokacji tych osób, które nie będą kwalifikować się do ochrony. Działania te miałyby być procedowane na granicach, czemu z kolei sprzeciwiają się organizacje walczące o prawa azylantów. Ich zdaniem w takiej sytuacji osoby szukające azylu nie miałyby odpowiedniej reprezentacji prawnej. Dla Polski ta dyskusja może być o tyle mniej istotna, że i minister, i „NGO-sy” są zgodni, iż należy domagać się solidarnej odpowiedzialności ze strony Unii.

Mniej nielegalnej imigracji, więcej nastrojów antyimigracyjnych

Wezwanie unijnych krajów rejonu Morza Śródziemnego zbiega się w czasie z najniższym poziomem nielegalnej imigracji od roku 2013, jak informuje Frontex w raporcie o zagrożeniach na rok 2020. Jednak biorąc pod uwagę długotrwały proces polityczny w UE, państwa te mogą przystępować do prób stworzenia nowego systemu antycypując przyszłe ruchy migracyjne. Będą one i tak napędzane przez niezwykle dynamiczną demografię w Afryce i niektórych krajach Azji.

Wniosek grupy śródziemnomorskiej jest o tyle trudny do zaakceptowania, że nadal głównym nierozwiązanym problemem polityki migracyjnej jest nieskuteczna deportacja. Przy przedłużających się procedurach powoduje ona, że duża część osób nie mających prawa pobytu w UE i tak zostaje w niej na stałe. Jest ona skuteczniejsza w stosunku do Rosjan czy Ukraińców, ale już co do obywateli państw Bliskiego Wschodu czy Afryki wskaźniki skutecznego powrotu są dużo niższe.

Dyskusja o nielegalnej imigracji przypomina więc obecnie nie tyle rozmowy o tym, jak zabezpieczyć łódź przed przeciekaniem, czy jak wypompować wodę, lecz o tym, jak ją równo rozłożyć w łodzi.

Inaczej niż ów dyskurs wokół teoretycznego systemu relokacji wyglądała praktyka w styczniu, gdy Turcja zachęcała imigrantów, żeby nielegalnie przekroczyli granicę z Grecją. Mogliśmy wtedy zaobserwować próbę solidarności proponowaną przez przeciwników relokacji. Polska i Austria na przykład wysłały Grekom do pomocy strażników granicznych. Również elity unijne – szefowa KE, szef Parlamentu Europejskiego – wspierały Grecję w obronie przed tureckim szantażem destabilizacją przy użyciu imigrantów.

Może to być wskazówką, że nastroje w Unii zmieniły się znacząco od 2015 roku i w 2020 nikt nie będzie tak ulegał presji, jak zrobiła to wówczas kanclerz Niemiec. Pytanie czy ta demonstracja solidarności wystarczy, żeby państwa członkowskie przeciwne  relokacji zaufały, że tym razem chodzi o wspólną ochronę granic i radzenie sobie z sytuacjami kryzysowymi. Decyzja kanclerz Merkel w 2015 roku zostawiła bowiem trwały ślad i nieufność na ewentualnej wspólnej polityce ochrony granic.

W roku 2015 Unia Europejska wprowadziła tymczasowy mechanizm relokacji, który miał dotyczyć ograniczonej liczby osób i takich, których status kwalifikował do udzielenia azylu. Mówiono jednocześnie o planach dla stałego mechanizmu. Polska, Węgry i Czechy ostatecznie nie wykonały podjętych przez Radę Unii Europejskiej decyzji. W kwietniu Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że było to sprzeczne z unijnym prawem.

Jak zauważył portal Politico, sprzeciw wobec stałego mechanizmu zależy od rządów w danym kraju. Teraz, zdaniem cytowanego przez portal dyplomaty, do grupy przeciwników dołączyła Estonia, gdzie w koalicji rządowej znajduje się przeciwna masowej imigracji partia EKRE. Podobnie w Polsce; jest teraz inna niż w 2015 ekipa rządząca, która ze sprzeciwu wobec systemu relokacyjnego zrobiła wyróżnik swojej polityki.

I biorąc pod uwagę polskie wybory prezydenckie, rozkręcająca się w Komisji Europejskiej dyskusja o imigracji raczej nie będzie pomocna dla głównego kontrkandydata PiS, który jest już w kampanii atakowany za uleganie unijnym pomysłom na relokację.

Jan Wójcik

obserwuj autora na @jankwojcik

Źródła: Polskie Radio, Politico, Deutsche Welle, T-online

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy