Orientaliści jak meteorolodzy

Zawsze jest tak, że jak coś gdzieś gruchnie, czy krew się gdzieś poleje i palce w tym macza islam, głos zabierają fachowcy.

Wybitny polski arabista i islamista, językoznawca i literaturoznawca, profesor nauk humanistycznych…itd, niedawno powiedział, że „mamy jednak do czynienia z jednostkami”, już tam nie wnikajmy szczegóły, że jednostki idą w poważne liczby i nawet państwo islamskie potrafią wypichcić.

Inny sposób rozpuszczenia tematu islamu w naszych głowach, to „nurty”, „wersje” i „szkoły” islamskie, ale mnie najbardziej podoba się stwierdzenie pani doktor ekonomii zajmującej się islamem: „Po pierwsze islam nie jest monolitem”.

Skoro islam nie jest monolitem i są te wszystkie nurty i wersje, które przelewają się z meczetu do meczetu wraz z tym lub innym kaznodzieją, to na jakiej podstawie zarejestrowano wobec tego jakikolwiek związek muzułmański w Polsce? Skąd było wiadomo, jaki nurt, wersja czy kaznodzieja będzie występował w domach modlitwy? Jak można zarejestrować coś, co nie jest monolitem i nie wiemy jak się będzie za jakiś czas zachowywało?

I proszę się nie wykręcać polskimi Tatarami, spolszczonymi od 600 lat, bo tamtymi czasy inne moresy były i Tatarzy w posłudze wojskowej służyli. I było tak, jak władca powiedział, tak, że zasługą twardej ręki spolszczeni byli, a nie przy pomocy „naukowych” dyrdymałów na temat islamu – wtedy sprawa mogłaby mieć inny koniec.

Skąd ta pewność, że akurat ten nurt, o którym sobie myślimy, że jest właściwy i nam niezagrażający, będzie wiódł prym w polskim muzułmańskim świecie?

A jaki nurt islamu nam nie zagraża?

Chrześcijaństwo jest proste, teologiczne dyskusje nad mono czy duo-postaciowością Jezusa nikogo tak prawdę mówiąc nie interesują, bo wiadomo: nie zabijaj nie kradnij, kochaj bliźniego jak siebie samego, kamieniem nie rzucaj i policzek nadstawiaj, jest w każdym nurcie chrześcijaństwa, więc jako doktrynę można każdy jego nurt uznać za bezpieczny.

Ale jak można uznać za bezpieczne coś, co powstało w głowie kogoś, kto przez ostatnie lata swojego życia statystycznie co sześć tygodni prowadził jakąś bitwę, a władców sąsiednich krain wyzwał, aby przyjęli jego wiarę, bo w przeciwnym wypadku ich zniszczy. Wymyślił księgę, która ma więcej antyżydowskich ustępów niż „Mein Kampf”. Połowa wszystkich tekstów, które albo sobie wymyślił, albo są z nim w inny sposób związane, jest poświęcona nam, niewiernym. A 80 procent jego życiorysu to wojna z nami.

I żaden z tych nurtów czy wersji, które nie pozwalają islamu traktować jako monolitu, nie wyrzekł się nauk tego człowieka. I z tego właśnie punktu widzenia, tak jak monolitem jest chrześcijaństwo z naukami Jezusa, zamieniającego ku radości gawiedzi wodę w wino, tak monolitem, dla nas niewiernych, jest islam z naukami człowieka, który potrafił rozpalić ogień na piersi innego człowieka tylko po to, żeby dowiedzieć się, gdzie tamten schował skarb.

I nie przydawałbym zbyt wielkiej wagi meteorologicznym przepowiedniom „znawców” tematu, że akurat ten czy inny nurt islamu będzie nam tutaj panował, tak jakby to w ogóle było istotne, którzy wyznawcy kultu Mahometa są niby lepsi.

Mariusz Malinowski

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign