Obama chroni terrorystów

Janet Napolitano – była gubernator Arizony, obecnie minister bezpieczeństwa narodowego USA – będzie pamiętana po wsze czasy za komentarz dotyczący nieudanej próby zamachu na samolot podchodzący do lądowania w Detroit. „System zadziałał” – powiedziała.

barak-obama

Ojciec zamachowca, Umara Faroula Abdulmutallaba, ostrzegał władze USA o tendencjach dżihadystycznych syna. Niedoszły zamachowiec zapłacił za bilet gotówką i nie nadał żadnego bagażu na transoceaniczny lot, niemniej pozwolono mu wejść na pokład samolotu i byłby zabił 288 osób, gdyby nie uszkodzony detonator i szybka reakcja kilku pasażerów.

Świetna robota, Brownie*

Powodem, dla którego cały kraj jest zaniepokojony odpowiedzią administracji Obamy na próbę ataku, jest już nawet nie niekompetencja, ale niezrozumienie sytuacji. Prezydent od początku starał się bagatelizować zagrożenie terrorystycznymi atakami. Napolitano przemianowała terroryzm na kataklizm spowodowany ręką ludzką. Obama podczas wizyt zagranicznych zobowiązuje się do zmycia wszystkich antyterrorystycznych grzechów. Dlatego Guantanamo będzie zamknięte, oficerowie śledczy CIA postawieni przed prokuratorem, a Khalid Sheik Mohammed będzie miał rozprawę przed sądem cywilnym w Nowym Jorku. Efekt politycznej poprawności i zmiany wizerunku.

Żeby nowy wizerunek dotarł do wszystkich, nawet najbardziej niezorientowanych, Obama likwiduje termin wojna z terroryzem. Wojna skończona, o ile w ogóle miała miejsce…

Obama zadeklarował, że wojna skończona, niestety nie uczyniła tego samego Al Kaida, co nadaje nowe znaczenie określeniu niesymetryczne działania wojenne oraz produkuje logiczne i lingwistyczne dziwactwa.

Weżmy na przykład publiczną wypowiedź, która miała miejsce zaraz po bożonarodzeniowym ataku. Prezydent nazwał Abdulmutallaba odosobnionym extremistą. Powiedział to ten sam prezydent, który po strzelaninie w Ford Hood ostrzegał przed pochopnym wyciąganiem wniosków – uwaga skierowana do tych, którzy śmieliby skojarzyć morderstwo popełnione przez Hassana z islamistyczną ideologią. Tyle, że w przypadku Farouka Obama sam pochopnie wyciągnął wnioski, zupełnie sprzeczne z dostępnymi dowodami, twierdząc, że Farouk działał sam.

Jeszcze większym zgrzytem było nazwanie terrorysty podejrzanym, który rzekomo próbował odpalić urządzenie wybuchowe. Aż słychać echo wypowiedzi Franklina Delano Roosevelta: Wczoraj, 7 grudnia 1941 roku – ta data na zawsze okryła się hańbą – podejrzane japońskie lotnictwo i marynarka rzekomo zbombardowały Pearl Harbor.

Obama zapewnił Amerykanów, że podejrzany został oskarżony. A cóz to za zapewnienie? Powinien był powiedzieć: Złapaliśmy wrogiego bojownika, nielegalnego w świetle praw wojennych: bez munduru, stosującego bezpośredni atak na cywilów. W tej chwili, aby zapobiec dalszym atakom, jest przesłuchiwany w celu uzyskania informacji jakie może posiadać o Al Kaidzie w Jemenie.

Zamiast tego Abdulmutallab został umieszczony w więzieniu w okolicach Detroit i dostał prawnika. I od tej chwili – cóż za niespodzianka – zamilkł.

Ta absurdalna sytuacja pokazuje, że deklaracja Nie spoczniemy, dopóki nie znajdziemy wszystkich biorących udział, była zwykłym pustosłowiem. Pozwolenie Abdulmutallabowi na zamilknięcie skasowało nasze prawo do wyciągnięcia z niego, kto jeszcze przygotowywał zamach, szkolił, dał broń i pieniądze.

To wszystko jest szaleństwem, nawet w kategoriach Obamy. Wysyła 30 000 żołnierzy żeby walczyli z terrorem poza granicami kraju, natomiast w momencie, kiedy terroryści przybywają zaatakować nas tutaj, zmieniają się magicznie z wrogów  w podejrzanych.

Logika jest przewrotna: gdybyśmy znalezli Abdulmutallaba w obozie Al Kaidy w Jemenie, przygotowującego się do ataku terrorystycznego, nasłalibyśmy na niego cichego zabójcę, bez sądu, bez ławy przysięgłych, bez skupułów. Natomiast jeśli łapiemy go na terenie USA, na gorącym uczynku czyli próbie masowego morderstwa, automatycznie dostaje on ochronę nie tylko przed egzekucją ale nawet przed przesłuchaniem.

Prezydent powiedział, że przypadek ów naświetla naturę tych, którzy zagrażają naszej ojczyźnie. Tyle że prezydent ciągle zaprzecza ujawnieniu natury tych, którzy zagrażają ojczyźnie: we wtorek, mówiąc o Abdulmutallabie i jego terrorystycznej działalności nazwał go ekstremistą.

Człowiek, który zabija lekarzy dokonujących aborcji jest ekstremistą. Ekofanatyk, który podpala tartaki, jest ekstremistą. Abdulmutallab nim nie jest. On jest dżihadystą i w przeciwieństwie do morderców lekarzy, dżihadyści mają swoje oddziały rozsiane po całym świecie. Wysadzają pociągi w Londynie, kluby nocne na Bali i samoloty nad Detroit (o ile są w stanie); otwarcie deklarują wojnę z Ameryką.

Każdemu rządowi może się przydarzyć, że przez nieuwagę i niedbalstwo pozwoli komuś prześliznąć się przez sito. Natomiast  rząd, który odmawia przyznania, że jesteśmy w stanie wojny, w rzeczy samej nie pozwala nawet na nazwanie wroga wrogiem – słowo dżihadysta zostało wyrzucone ze słownika Obamy – taki rząd czyni niedbalstwo prawem.

Charles Krauthammer, The Washington Post
Tłum. Nina M. Miller
(Tytuł pochodzi od redakcji Euroislamu)

*Powiedzenie nawiazuje do Michaela Browna, ktory zostal uznany winnym zaniedbań po huraganie Katrina. Rozgoryczeni mieszkancy Nowego Orleanu wypisywali gdzie się dało ironiczne graffiti: Świetna robota, Brownie.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign