Nowa miłość zachodnich mediów: pielgrzymka do Mekki

Seth J. Frantzman

Najbardziej interesująca wiadomość związana z tegorocznym hadż, to historia 70-letniej kobiety, która oddała oszczędności swojego życia na wsparcie Peszmergi walczącej z Państwem Islamskim, zamiast zużyć je na pielgrzymkę do Mekki.

“Zulaicha Abdullah gotuje dla Peszmergi od początku wojny z ISIS” – informowała kilka miesięcy temu kurdyjska strona internetowa Rudaw.

Pouczające były też komentarze do jej decyzji. “Pieniądze wydane na hadż idą z powrotem do kieszeni ISIS, żeby użyć je do zabijania peszmergi. Brawo dla pani” – napisał pewien Kurd. „Niechaj Allah nagrodzi tę panią, to co zrobiła, jest warte tysiąca hadż” – komentował inny.

Nie usłyszymy o niej w mediach zachodnich głównego nurtu. Co roku, kiedy zbliża się Eid al-Adha, otrzymujemy obowiązkowy wykład, jak gdybyśmy byli w piątej klasie. „Czym jest pielgrzymka hadż?” – brzmi pomocne wprowadzenie w CNN. “Jest jednym z filarów islamu, którą każdy muzułmanin musi wykonać przynajmniej raz w życiu, jeśli tylko pozwala mu na to zdrowie i dochody” – pisze Schams Elwazar. Elwazar pokazuje, jak banalne stały się reportaże CNN na ten temat; była na pielgrzymce już trzy razy. „Poszłam nie jako pielgrzym, ale jako producentka reportażu o tym wydarzeniu” w 2005, 2006 2007 roku. A więc co roku pomagała sprzedawać papkę lekcji religii.

Wobec każdego innego wydarzenia religijnego lub świeckiego media światowe zadają pytania, sprawdzają różnorodność, dostarczają krytycznego spojrzenia. Tylko nie w Arabii Saudyjskiej, bo tam media pozbywają się wszystkich hamulców, by dostarczyć widzianego w różowych kolorach obrazu, bez aluzji do czegokolwiek poza naiwną opowieścią.

“Co jest unikatowego w hadż? Jest prawdziwie globalny” – pisze Elwazar. Czy nie był także globalny w zeszłym roku? Czy pielgrzymki do Watykanu nie są „prawdziwie globalne”? Jedyną rzeczą, która przełamuje monotonię narracji, jest odrobina subtelnego rasizmu we wspomnieniu „grup zachodnich Afrykanów w barwnych strojach, niemal śpiewających wersety Koranu”.

Bo rozumiecie, islam afrykański nie dorasta całkiem do standardów podobno czystszej, wahabickiej wersji saudyjskiej.

Zawsze doniesieniom z hadż towarzyszy propaganda saudyjska. Dziennikarze, którzy o tym informują, muszą oczywiście być muzułmanami – i powinni być muzułmanami właściwego rodzaju. 7 września wielki mufti Arabii Saudyjskiej oświadczył, że Irańczycy „nie są muzułmanami” i oskarżył ich, czyli muzułmanów szyickich, o to, że są pod wpływem „zaratusztrianizmu”. To jest tak, jakby arcybiskup katolicki w przeddzień Wielkanocy wymyślał protestantom i twierdził, że tradycje pogańskich druidów uczyniły Anglików gorszymi chrześcijanami.

Można by przypuszczać, że taki pokaz nietolerancji i bigoterii wart jest nagłośnienia medialnego, szczególnie w przeddzień wielkiego wydarzenia religijnego. Dla mediów zachodnich jednak bigoteria nie jest wiadomością, a co gorsza, mogłaby zagrozić ich możliwościom informowania z królestwa.

Czasami jednak nawet CNN musi pokazać rzeczywistość: „Arabia Saudyjska jest religijnie konserwatywnym krajem… a więc nasza reporterka i producentka nie mogą być w tym samym pokoju, co kamerzysta”. Nie wspominając jednak, że nie mogą prowadzić samochodu, nie mogą podróżować bez pozwolenia lub że z prawnego punktu widzenia potrzebują pozwolenia mężczyzny na każdy krok. Trudno także ukryć inne szczegóły, na przykład, że niemal 1500 ludzi zostało zadeptanych na śmierć podczas zeszłorocznej pielgrzymki – co w żadnym wypadku nie było wyjątkowym wydarzeniem. Miejscowe media arabskie obwiniały za to „Afrykanów” – taki mały kąsek rasizmu powtórzony przez media zagraniczne, które przekazywały „oficjalną” narrację.

“New York Times”, który, na ile dobrze pamiętam, nigdy nie wyjaśniał czytelnikom, jak obchodzić Boże Narodzenie, Paschę, Diwali lub inne święta religijne, ma pomocny przewodnik o tym “jak obchodzić Eid al-Adha w Ameryce”. Komiczny artykuł Wajahata Alego rozważa pytania takie, jak na przykład: „Jak mogę ja, brązowy, muzułmański facet urodzony w Kalifornii i wychowany na ‘Genesis’ i filmach akcji z lat 80, uspokoić cię, kiedy widzisz jak wsiadam do samolotu?”. Czytelnicy otrzymują pomocne informacje, co nosić, kiedy księżyc jest w nowiu, jakie jest znaczenie zarżnięcia „cudownego jagnięcia halal” i wyjaśnienie, że święto „czci gotowość Abrahama do poświęcenia swojego syna, Iszmaela”.

Jeśli ominęły cię te informacje, nie martw się, “New York Times” będzie miał kolejny przewodnik w przyszłym roku.

Czytelnikom należy się od mediów odrobina uczciwości, zamiast tuszowania rasizmu i sekciarstwa w Arabii Saudyjskiej.

Ali, pisząc w NYT, chce, byśmy uwierzyli, że codziennie napotyka na przeszkody w potrzebie “świętowania mojego Eid al-Adha głośno i dumnie… jak Amerykanin”. Trudno dostrzec jak to możliwe, skoro każdy liczący się środek masowego przekazu dostarcza więcej informacji i sprawozdań z tego święta niż z jakiegokolwiek innego. Można by zrozumieć, gdyby działo się to raz na dziesięć lat, ale to dzieje się co roku.

“Guardian” w Wielkiej Brytanii jest nieco lepszy, dając nieco informacji o “mieście, którego wielu pielgrzymów hadż nie widzi”, daje spojrzenie od wewnątrz na bezprecedensowe zmiany miejskie w Mekce. Wspomina także „imigracyjną siłę roboczą”, te miliony niedopłaconych ludzi, wielu wykorzystywanych przez swoich pracodawców i trzymanych jako na wpół niewolników. Inny artykuł daje wgląd w Eid w Aleppo, gdzie jest ono „naznaczone masakrami i nasilonymi bombardowaniami”.

Nie ma niczego złego w tym, żeby media informowały o dużych wydarzeniach religijnych. Jak często jednak duże gazety na Zachodzie wysyłają swoich korespondentów na pielgrzymki do Jerozolimy, Armitsaru, Watykanu lub Waranasi? Jak często gazety dostarczają najbardziej konserwatywnych i pobożnych wyjaśnień do wydarzeń religijnych ustami swoich dziennikarzy, piorąc religię do czysta i informując o niej jak o czymś, co ma zostać przekazane jako fakt?

Ponieważ islam stał się częścią Zachodu, wplecioną w tkankę codziennego doświadczenia, jego święta i pobożność powinny być traktowane tak, jak inne religie, nie zaś ozdabiane co roku przez jakieś egzotyczne, „orientalistyczne” wprowadzenia.

Czytelnikom należy się także od mediów odrobina uczciwości, zamiast tuszowania rasizmu i sekciarstwa w Arabii Saudyjskiej, takiego jak poglądy anty-szyickie. Takich rzeczy nie wybiela się w Londynie ani Nowym Jorku, więc nie wybielajcie ich w Mekce. Media nie powinny także tuszować faktu, że w odróżnieniu od uczestnictwa w świętowaniu Wielkanocy w Watykanie, Deepawali w Warnasi, festiwalu szyitów w Anandpur lub Rosz Haszana w Jerozolimie, hadż jest zabroniony dla nie-muzułmanów.

To jest unikatowy fakt, nie zaś ta “unikatowa” różnorodność, o której mówi CNN. Jest to niemal jedyne miejsce wśród pielgrzymek i religii świata, z którego media nie mogą informować i które nie jest otwarte dla osób z zewnątrz. Samo to jest już powodem do krytyki, bo choć Ali z „New York Timesa” może obchodzić „głośno i dumnie” swoje święto w Ameryce, inne religie nie mogą obchodzić świąt „głośno i dumnie” w Mekce.

Z tego powodu byłoby lepiej, gdyby media przestały karmić nas propagandą w sprawie świąt w Arabii Saudyjskiej i zaczęły opowiadać nam o innych miejscach, które przemawiają do bardziej otwartej i tolerancyjnej tradycji.

Na przykład, piękny meczet sufich w Ladysmith w Afryce Południowej, gdzie miejscowi imamowie chętnie witają outsiderów, mógłby być dobrym miejscem na początek.

Wszyscy wiemy, że gdyby media zachodnie musiały podawać równie wiele reportaży ze świąt innych religii, lub choćby innych tradycji islamskich, jak robią to z hadż do Mekki, zatkałoby to je kompletnie. Oczywiście, nie zatrudnią reportera Sikha, żeby dostarczał przez całe dnie informacji o swoim życiu, i oczywiście nie zatrudnią pobożnego buddysty na coroczną podróż do Lumbini w Nepalu.

W końcu lepiej jest pamiętać, że ta kurdyjska kobieta, która darowała oszczędności swojego życia, żeby pomóc tym, którzy walczą z ISIS, jest bardziej inspirująca niż słuchanie zachodnich dziennikarzy recytujących kolejne, pełne banałów, “orientalistyczne” wprowadzenie do islamskiej pielgrzymki.

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Seth J. Frantzman – publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią Ziemi Świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech.

Źródło: www.listyznaszegosadu.pl

Tytuł – red. Euroislam

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign