Nieuczciwa debata na temat „islamofobii”

Sayeeda Warsi
Sayeeda Warsi

Ostatnie tygodnie pokazały, jak nieuczciwa może być debata polityczna. Czołowi zwolennicy pozostania w Unii, nazywający zwolenników Brexitu nazistami, faszystami i idiotami, teraz są zaniepokojeni wprowadzającym podziały tonem dyskusji w polityce. Oskarżenia o nieuczciwość padają z ust tych, którzy sami nie są uczciwi.

Gwałtowne reakcje na poświęcone islamofobii spotkanie, które odbyło się w trakcie konferencji Konserwatystów pokazuje, że ostatnie kontrowersje nie dotyczą jedynie debat związanych z Brexitem. Sayeeda Warsi, członkini Partii Konserwatywnej oraz Izby Lordów, a także wieloletni krytyk postawy kierownictwa partii wobec „islamofobii”, opublikowała na łamach „Guardiana” artykuł, w którym opisuje swoje oburzenie wydarzeniem zorganizowanym przez think tank Policy Exchange.

Baronessa była wyraźnie rozczarowana, że panel dyskusyjny zatytułowany „Stawiając czoła ‘islamofobii’” nie dotyczył stawiania czoła islamofobii zgodnej z jej definicją. Spotkanie poświęcono krytycznej dyskusji na temat samej koncepcji islamofobii. Warsi była oburzona „treścią i sposobem prowadzenia” dyskusji, dodała również, że „zrobiło się jej od tego niedobrze”.

Artykuł pokazuje, że jego autorka żyje w błogiej nieświadomości, nie wiedząc, że w przeciwieństwie do antyislamskiego fanatyzmu i uprzedzeń, które wszyscy potępiają, koncepcja „islamofobii” jest często podważana. Wielu ludzi słusznie obawia się, że ekstremiści mogą wykorzystać ją do zamknięcia ust krytykom islamu.

Warsi szczególnie krytycznie odnosi się do rozmowy między prowadzącym panel Trevorem Phillipsem, a działaczem na rzecz praw człowieka, Peterem Tatchellem. Phillips powiedział, że został raz nagrodzony tytułem „Islamofoba Roku”, a Tatchell wyznał, że mu go zazdrości. „Witamy wśród współczesnych konserwatystów [sic]”, napisała na Twitterze Warsi, choć żaden z tych dwóch konserwatystą nie jest.

Raport parlamentarny, w którym pada propozycja definicji „islamofobii”, nie tylko oddala potencjalne zarzuty o cenzurę, ale także sugeruje, że sama krytyka islamu jest przejawem rasizmu

Nawiązanie do tytułu „Islamofoba Roku” pokazuje, że słowo „islamofobia” nie jest po prostu określeniem na antyislamskie uprzedzenia. Nagrodę wręcza Islamska Komisja Praw Człowieka (Islamic Human Rights Commission, w skrócie IHRC), a w 2015 roku jej „laureatem” została redakcja czasopisma satyrycznego „Charlie Hebdo” – zaledwie miesiąc po tym, jak dziesięciu spośród jej pracowników zostało zamordowanych przez islamskich bojówkarzy za opublikowanie karykatur proroka Mahometa. W trakcie rozdania nagród prezenter IHRC zażartował, że „nikt z redakcji Charlie Hebdo nie mógł dotrzeć na ceremonię”.

Według ostatniego raportu Henry Jackson Society, IHRC zostało założone przez działaczy popierających ajatollaha Chomeiniego, a w ostatnich latach zwraca uwagę jego poparcie dla Hezbollahu. Autorzy raportu podkreślają, że IHRC jest „organizacją instytucjonalnie proterrorystyczną i antysemicką”. Czy bycie wyróżnionym jako przeciwnik takiej organizacji nie jest zaszczytem?

Warsi zaniepokoił również krytyczny ton uczestników panelu wobec definicji islamofobii zaproponowanej ostatnio przez komisję parlamentarną. Tak jak wcześniej pisałam, definicja ta ograniczyłaby wolność słowa i wolności obywatelskie. Zablokowałaby możliwość krytyki wybranych aspektów islamskiej wiary, praktyki i historii, a także możliwość informowania o działaniach islamistów.

Żeby nie było wątpliwości, raport parlamentarny, w którym pada propozycja definicji „islamofobii”, nie tylko oddala potencjalne zarzuty o cenzurę, ale także sugeruje, że sama krytyka islamu jest przejawem rasizmu. Możemy w nim przeczytać, że „powoływanie się na wolność słowa i rzekome prawo do krytykowania islamu prowadzi w rezultacie do niczego innego, jak antyislamskiego rasizmu, a krytyka upokarza, marginalizuje i stygmatyzuje muzułmanów”.

Warsi zamazuje granicę pomiędzy antyislamską dyskryminacją a znaczniej bardziej mglistą ideą „islamofobii”. Kiedy Tatchell odpowiadając na jej zarzuty z Twittera zaznaczył, że popiera zajęcie się „antyislamskimi zachowaniami” w Partii Konserwatywnej, Warsi nalegała, żeby użył słowa „islamofobia”. „Pozwól, że jako brytyjska muzułmanka sama zdefiniuję moje własne doświadczenia”, powiedziała Warsi. Zdaje się, że debata ta może odbywać się tylko za warunkach jednej ze stron – to ona zdecyduje, jakich słów możemy używać.

Fakt, że słowo „islamofobia” jest tak szeroko stosowane, nie oznacza, że pasuje do ustawodawstwa albo polityki. Obowiązujące prawo wystarcza, żeby radzić sobie z dyskryminacją jednostek ze względu na wyznanie. Uświęcanie prawem idei, zgodnie z którą krytyka islamu stanowi dyskryminację muzułmanów, jest niebezpiecznym rozwiązaniem.

Zwolennicy tej definicji odrzucają jednak takie obawy. W parlamentarnym raporcie możemy przeczytać, że „rezygnacja z terminu islamofobia – a co za tym idzie, ze stworzenia narzędzi prawnych do zwalczania jej – z powodu rzekomego ryzyka, że ograniczy to wolność słowa, byłaby wysoce nieprzemyślana”.

Publiczna debata na ten temat cierpi z powodu niechęci jej uczestników do bycia rozsądnym i uczciwym. Konstruktywna dyskusja wymaga pokory i uczciwości. Zamiast tego mamy jakąś semantyczną zagwozdkę. Kiedy możemy się spodziewać zwykłej, uczciwej debaty?

Emma Webb jest dyrektorem Forum on Integration, Democracy and Extremism (FIDE), projektu prowadzonego przez brytyjski think tank The Institute for the Study of CivilSociety (Civitas). Jest również redaktorem książki pt. „Islamophobia: An Anthology of Concerns” (Islamofobia. Antologia obaw).

Emma Webb

Bohun na podst. spiked-online.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign