Niemcy 1933 czy Europa 2019?

Meira Svirsky

Czy widzimy powtórkę z Niemiec z 1933 roku? Żydowscy właściciele sklepów są prześladowani, nękani i uciekają z miasta. Ich firmy są celem długotrwałych kampanii zastraszania.

Kulminacją tych akcji są miesiące demonstracji u ich drzwi z tysiącem wściekłych demonstrantów strzelających bombami z czerwoną farbą i niszczących kukły właścicieli przy pracownikach. Szefom tych firm grożono śmiercią i prawdziwymi bombardowaniami. Groźby dotyczyły również ich rodzin.

Policja odmawia wkroczenia, twierdząc, że protestujący zachowują się zgodnie z prawem. W rzeczywistości organizację stojącą za protestami popiera czołowy polityk, który wymieniany jest również jako jej patron.

To Niemcy w 1933 czy Anglia w 2019 roku? Właściwie i jedno, i drugie. Ponieważ wiemy, jak zakończył się nazistowski bojkot żydowskich przedsiębiorstw, który rozpoczął się w 1933 roku, porozmawiajmy o tym, co dzieje się obecnie w Wielkiej Brytanii.

The Palestine Solidarity Campagin, której patronem jest szef Partii Pracy, Jeremy Corbyn, w rzeczywistości prowadzi kampanię przeciwko przedsiębiorstwom żydowskim, które sprzedają produkty izraelskie (pochodzące z właściwego Izraela, jak i ze spornych terytoriów) od 2001 roku.

Wzięli oni na cel nie tylko żydowskie przedsiębiorstwa, ale także występ izraelskiej orkiestry filharmonicznej w Royal Albert Hall, izraelski zespół teatralny, który miał wystąpić w szekspirowskim Globe Theatre i izraelską imprezę LGBT w Londynie.

Nic dziwnego więc, że każda żydowska placówka w Niemczech potrzebuje ochrony policyjnej.

Grupa odgrywa istotną rolę w ruchu Boycott, Divestment and Sanctions (BDS), przeciwko Izraelowi, który to ruch został uznany za antysemicki zgodnie z definicją antysemityzmu podaną przez Departament Stanu USA.

Ostatnio grupa zmusiła do zamknięcia sklepy sprzedające izraelskie kosmetyki, takie jak ten, którego właścicielem jest 33-letni obywatel Wielkiej Brytanii, Nissan Ayalon. Musiał on trzy razy przenosić swoją firmę, za każdym razem zaczynając od zera, zanim ostatecznie zrezygnował i uciekł z kraju. „W końcu straciłem wiarę w to, że znów będę mógł żyć w Wielkiej Brytanii – powiedział Ayalon w niedawno prezentowanym filmie „Prześladowani”, który dokumentuje trwającą kampanię zastraszania Żydów sprzedających produkty z Izraela. – Po prostu nie mogłem przenosić się do nowego miasta co dwa lata. Miałem rodzinę na utrzymaniu”.

Prawdziwym papierkiem lakmusowym antysemityzmu jest to, czy podejmowane działania są wystąpieniami przeciwko Żydom jako takim (fanatyzm), czy są jedynie oświadczeniami politycznymi. Ruch BDS traktuje Żydów według innych standardów, niż w podobnych konfliktach na całym świecie. To wyraźny przypadek antysemityzmu.

Co więcej, wiadomo, że podczas gdy ruch wyrządził niewielkie szkody Izraelowi, w znacznym stopniu zaszkodził narodowi palestyńskiemu (kolejny papierek lakmusowy prawdziwej racji bytu BDS: antysemityzm). Izraelskie firmy, które znalazły się na celowniku i zmuszone zostały do zamknięcia z powodu ruchu BDS, znajdują się głównie na spornych terytoriach i znane są z zatrudniania dużej liczby Palestyńczyków (oraz płacenia im wyższych stawek, niż otrzymywaliby za pracę dla palestyńskich firm).

Te miejsca pracy przynoszą korzyści nie tylko samym jednostkom, ale też przekładają się na większe dochody podatkowe Autonomii Palestyńskiej, nie wspominając o dobrej woli i atmosferze budowania pokoju, którą te firmy tworzyły wśród swoich żydowskich i palestyńskich pracowników.

Ale historia się na tym nie kończy (a gdyby nawet, to byłoby już wystarczająco źle). Niemiecki minister spraw wewnętrznych i burmistrz Berlina pozwolili na coroczną proirańską i popierającą Hezbollah manifestację Al-Quds Day. Celem wiecu jest tradycyjnie wezwanie do zniszczenia państwa żydowskiego. Ambasada USA w Niemczech napisała na Twitterze: „Niemieckie sądy federalne wiele lat temu zdecydowały, że Hezbollah jest zjednoczoną organizacją poświęconą zniszczeniu Izraela. Symbole Hezbollahu są zakazane, dlaczego zatem nie cała organizacja?”.

Jak na ironię, zaledwie kilka dni po marszu, Angela Merkel, kanclerz Niemiec, powiedziała: „Dziś nie ma już ani jednej synagogi, ani jednego przedszkola czy szkoły dla żydowskich dzieci, których nie muszą strzec niemieccy policjanci.”

Marsz Al-Quds Day nastąpił także po bezprecedensowym raporcie opublikowanym przez niemiecką agencję bezpieczeństwa wewnętrznego na temat tego, jak poważnym problemem jest antysemityzm wśród muzułmańskiej ludności kraju.

Merkel i jej minister spraw wewnętrznych nie tylko wyraźnie odmówili zdelegalizowania Hezbollahu, ale odmówili również rozpatrzenia tej sprawy. Nic dziwnego więc, że każda żydowska placówka w Niemczech potrzebuje ochrony policyjnej. A teraz, dzięki naszej możliwości łączenia się z połową świata jednym kliknięciem, zjawisko to może się rozprzestrzeniać na całym świecie.

W Australii muzułmański lekarz był celem zastraszającej antysemickiej kampanii z powodu współpracy z organizacją żydowską, która pomaga chorym palestyńskim dzieciom uzyskać ratujące życie leczenie w izraelskich szpitalach. Pochodzący z Libanu doktor Jamal Rifi jest wybitną postacią w szyickiej społeczności muzułmańskiej w Sydney. Został doceniony za swoją pracę w zapobieganiu radykalizacji młodych muzułmanów przez ISIS. Jednak Rifi uważany jest obecnie za „wroga” przez proirańskich i popierających Hezbollah aktywistów w swojej społeczności. On i jego rodzina otrzymali groźby śmierci. Obecnie boi się wrócić do Libanu, żeby odwiedzić matkę z obawy, że zostanie aresztowany i oskarżony przez sąd wojskowy.

Czy jednak sytuacja doktora Rifi różni się tak znacznie od obecnie usankcjonowanego przez niemiecki rząd antysemityzmu?

W 1933 roku żydowscy przedsiębiorcy zaczęli być celem hitlerowców. To był powolny proces. W rzeczywistości pierwszy bojkot był jednodniową akcją. Przekształciła się ona w kampanię nieustannie narastających prześladowań, aż doprowadziła do systematycznej grabieży i przymusowego przeniesienia własności na działaczy partii nazistowskiej, aresztowań i ostatecznie zamordowania Żydów, którzy byli właścicielami przedsiębiorstw (w samym Berlinie było ich 50 tysięcy).

Nie należę do osób, które uważają, że nazistowskie Niemcy mogą się powtórzyć. Wielu nazwałoby mnie naiwną, inni mogą nazywać mnie bezpodstawnie optymistyczną. Być może mają rację. Ale świat jest inny, szczególnie jeśli chodzi o to, co jesteśmy gotowi tolerować, a co nie. Problem polega na tym, że nasza „tolerancja” stała się mieczem obosiecznym.

W tym przypadku rozszerzyliśmy naszą tolerancję na islamistów, którzy w powyższych przypadkach wykorzystują Izrael jako pretekst dla swojego antysemityzmu. Jeśli cokolwiek jest tak samo niebezpieczne dla Żydów w naszych czasach, jak miało to miejsce w Niemczech w latach trzydziestych, to właśnie są to ustępstwa wobec islamistów, którzy grają kartą „islamofobii”.

W ten sposób nasza najwyższa wartość, „tolerancja”, doprowadza nas do zachwiania równowagi.

Widzieliśmy to w Ameryce w odpowiedzi na rażące pokazy antysemityzmu ze strony kongresmenek Ilhan Omar i Rashidy Tlaib. Dostały na to przyzwolenie od własnej partii – Demokratów.

Jeżeli świat zachodni wciąż ma dość determinacji, będzie w stanie zatrzymać ten proces. Jeśli nie, zmienię swą opinię, ponieważ nienawiść do Żydów, zarówno historycznie, jak i teraz, jest niestety jedyną rzeczą, co do której są w stanie się zgodzić ekstremiści wszelkiej maści.

Tłumaczenie: Anna Żelazna na podst.:
https://clarionproject.org

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign