Nie rób drugiemu (EDL), co tobie (UAF) niemiłe

Felieton Brendana O’Neilla w „The Telegraph” opisuje absurdy, do jakich prowadzi niezręczna polityka władz brytyjskich próbujących organiczyć swobodę wyrażania poglądów.

Demonstracja EDL 3 września w Londynie

Pretekstem do takch działań są względy bezpieczeństwa, w związku ze starciami jakie mają miejsce podczas demonstracji dwóch brytyjskich organizacji: English Defense League (EDL) oraz United Against Fascism (UAF). EDL przez większość brytyjskich mediów określana jest jako organizacja rasistowska (choć w jej szeregach są ludzie o różnym kolorze skóry, a także geje i lesbijki oraz żydzi), a w najlepszym razie jako skrajnie prawicowa (chociaż sprzeciwia się tylko jednemu zjawisku: rozprzestrzenianiu się w kraju skrajnego islamizmu). Manifestacje EDL dość często kończą się bijatyką z członkami UAF, organizacji skrajnej lewicy, która zazwyczaj jest prowodyrem zajść (mówią o tym również źródła policyjne).(red)

* * *
Jak daleko sięga głupota UAF? Po wielokrotnych naciskach na rząd, żeby zakazał EDL organizacji marszów, teraz członkowie UAF są oburzeni, że rząd nie tylko skorzystał z oferty i zgniótł EDL, ale też poszedł dalej, zabraniając wszelkich protestów publicznych w pięciu londyńskich dzielnicach w trakcie następnych 30 dni. To oznacza, że zarówno prawicowa EDL, jak i lewicowcy z UAF – oraz wszyscy, którzy chcieliby się na to skarżyć  – mają zakaz maszerowania na terenie dzielnic Tower Hamlets, Newham, Hackney, Islington oraz Waltham Forest przez cały wrzesień. „To poważny atak na swobody cywilne obywateli”, narzeka teraz UAF, co brzmi dosyć dziwnie, wziąwszy pod uwagę, iż to właśnie oni zaprosili rząd do podkopywania tych swobód.

Generalny zakaz protestowania, wprowadzony przez Teresę May w odpowiedzi na żądanie londyńskiej policji, jest bez wątpienia oburzający, a do tego jeszcze ma wydźwięk ironiczny, ponieważ wprowadzony został zaledwie kilka dni po tym, jak jej szef – David Cameron – opowiadał z zapałem o swojej roli we wprowadzaniu wolności politycznej w Libii.

Jednak UAF jest winna sama sobie za ten niesłychany atak na prawo do protestowania.  Jak na radykalnie lewicową organizację, UAF ma wyjątkowe zamiłowanie do naciskania na rząd Torysów, żeby wprowadzał zakazy – „antyfaszyści” często żądali zdelegalizowania marszów EDL twierdząc, że „sieją strach” i mogą wyprać mózgi głupim białym z klasy pracującej, zmieniając ich w rasistów.

Ktoś, kto tchórzliwie nakłania rząd do odegrania w życiu społecznym roli rodzica, do zgniecenia stanowczych marszów i protestów pod pretekstem obaw, że mogą one wypaczyć umysły i serca ludzi, nie powinien być zdziwiony, gdy rząd korzysta z takiej okazji. Jeśli ktoś spędza cały swój wolny czas na czapkowaniu władzy i oczekuje, że odbiorze ona możliwość wyrażania poglądów tym, których nie lubi, to nie za bardzo ma podstawy do narzekania, gdy władze również jemu zabronią się wypowiadać.

Teraz zaś UAF jest autorem bodaj najgłupszej wypowiedzi politycznej tego roku: „My, niżej podpisani, cieszymy się z zakazu rasistowskiego marszu EDL przez Tower Hamlets” – piszą. „Jesteśmy jednak zbulwersowani faktem, że policja wprowadza generalny zakaz WSZYSTKICH marszów w pięciu londyńskich dzielnicach… Pokojowy marsz przez Tower Hamlets należy do naszych praw człowieka”.

Chwileczkę – jak to możliwe, że UAF ma „prawo człowieka” do przemarszu, a EDL nie? Czy członkowie EDL nie są ludźmi? Ponadto, mówienie na tym samym oddechu o znaczeniu prawa do marszu i o radości z decyzji rządu o zakazie marszu, jest doprawdy spektakularnym idiotyzmem. UAF tak naprawdę oznajmia: „My powinniśmy mieć prawo do marszu, a oni nie”.

A to stanowi potwierdzenie faktu, że antyfaszystowska lewica nie zna znaczenia słowa „wolność”. Wolność słowa istnieje tylko wtedy, kiedy mają ją wszyscy. Swoboda protestowania musi oznaczać, że każdy – od wartościowego członka lewicy, po stukniętego typa z EDL – ma możliwość zgromadzić się gdzie i kiedy tylko zechce, i żądać czegokolwiek. UAF walczy nie o wolność, lecz o przywilej. Jeżeli czegoś zabrania się jednym, a daje drugim, jest to raczej przywilej niż prawo – a UAF chce „przywileju protestu” w pewnych dzielnicach Londynu, gdzie inni, mniej uprzywilejowani i być może nawet nie będący ludźmi aktywiści polityczni, powinni być uciszani i ograniczeni godziną policyjną.

Inaczej mówiąc, UAF uznaje tylko taki rodzaj społecznego oburzenia, który jest aprobowany przez rząd i torysów. Być może teraz, jako ofiara własnego, idiotycznego pseudoliberalizmu i zapędów cenzorskich, UAF dostrzeże, że przywileje mogą zostać łatwo odebrane.(pj)

Brendan O’Neill jest niezależnym publicystą, prowadzi stronę spiked-online.com, promującą ideały oświeceniowe, liberalizm i wolność opinii.

Tłum MM
http://blogs.telegraph.co.uk/news/brendanoneill2/100102396/in-finding-itself-banned-unite-against-fascism-has-fallen-victim-to-its-own-brand-of-boneheaded-illiberalism/

——————————————————
W sobotę 3 września odbyła się kolejna demonstracja EDL, w okolicy dzielnicy Tower Hamlets, zamieszkałej w dużej części przez muzułmanów. Trochę informacji jest tutaj
Filmik z demonstracji. Uczestnicy śpiewają „God save the Queen”. tutaj

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign