Nie dajmy się nabierać pięknoduchom

Jan Wójcik

Otrzymałem właśnie wezwanie z organizacji pozarządowej Avaaz działającej na rzecz praw człowieka, by wziąć udział w proteście przeciwko mediom (konkretnie Newsweekowi), które podżegają do nienawiści wobec muzułmanów. Chodzi o to, że informują one tylko o agresywnych demonstracjach muzułmanów, a pomijają ich pozytywne zachowania:

Nie od dzisiaj wiadomo, że media żyją w dużej mierze dzięki tzw. przekazowi negatywnemu. Łatwo jednak zapominamy, że jest to skutek naszego zapotrzebowania na tego typu historie, które media oczywiście starają się zaspokoić. Wygląda na to, że projekty „pozytywnych” mediów przekazujących tylko dobre informacje nie cieszyły się zbyt dużą poczytnością lub oglądalnością, a ich twórcy nie odnieśli sukcesu finansowego. Avaaz jakoś też nie protestował, kiedy pokazywano wojnę w Iraku czy w Afganistanie i nie domagał się, by media pokazały również, że prowadząca warzywniak żona sierżanta Johnsona ma ładne, dojrzałe pomidory i że miło obsługuje wszystkich klientów: białych, czarnych, Meksykanów i Arabów. Tego natomiast domaga się od Newsweeka, sugerując umieszczenie na okładce muzułmanek lepiących bałwana, muzułmanów puszczających bańki mydlane, pływających na basenie itp. obrazków z życia codziennego.

Avaaz chce, żebyśmy dostrzegli siedem faktów pomijanych przez media, przekonując m.in. o braku poparcia dla protestów wśród muzułmanów, o pokojowym charakterze przeprowadzonych protestów oraz o braku związku protestów z zabójstwem ambasadora.

Najistotniejsze dla Avaaz jest to, że tylko ułamek populacji muzułmanów protestował przeciwko filmowi obrażającemu Mahometa. Nie wiem co miałyby media w tej sprawie pokazać, bo oczywiste jest, że gdyby ruszyło się choć 20% populacji czyli około 300 mln muzułmanów, obrazki byłyby zgoła inne. Avaaz dodaje też, że to nieznaczny odsetek spośród tych, którzy domagali się demokracji w trakcie Arabskiej Wiosny. Zapytam tylko „jakiej demokracji?”. Czy tej, w której egipski ateista ląduje w areszcie, a podburzeni więźniowie próbują poderżnąć mu gardło? To prawda, że muzułmańscy i zachodni przywódcy potępili zarówno zamieszki, jak i sam film. Ciekawe, że Avaaz nie wspomina o rozłożeniu akcentów, czyli gdzie winą obarcza się głównie twórców filmu, a nie zadymiarzy. Podobnie jest w mediach społecznościowych: domaganie się ograniczenia wolności wypowiedzi zdecydowanie dominuje nad wyrazami potępienia wobec motłochu. Wygląda na to, że prawo do niszczenia ambasad bardziej zasługuje na miano prawa człowieka, niż prawo do kręcenia filmów.

Kolejnym faktem jest, że większość protestów przebiegała pokojowo, tylko gdzieniegdzie wymknęły się spod kontroli. Na dodatek protestujący zabili mało osób. Nie wiem, jaką liczbę Avaaz uznałby za dużą, sam jednak przyznaje, że protesty wymknęły się spod kontroli, bo w niektórych krajach trzeba było użyć amunicji. Wspominają też o pokojowym nastawieniu Hezbollahu, którego liderzy wzięli udział w mszy papieskiej i zachowywali się tam godnie. Akurat „pokojowy charakter” protestów zorganizowanych przez Hezbollah najbardziej zmartwił eurodeputowanego Marka Siwca: „W Bejrucie Hezbollah zgromadził kilkaset tysięcy osób. Nie zaatakowały one ambasady, ale cierpliwie wysłuchały przemówień, które można krótko podsumować tak: 'Nie pozwolimy by nas znieważano. Śmierć Izraelowi i Ameryce!’”

Z drugiej strony nie dziwi też kurtuazja Hezbollahu wobec Watykanu, ponieważ całe prawodawstwo „antybluźniercze”, które islamiści chcą przepchnąć, opakowane jest jako walka przeciwko „zniesławianiu religii”, tak więc każdy sojusz może się tu przydać.

Wreszcie członkowie Avaaz próbują zasugerować, że to nie protestujący są winni śmierci ambasadora i powołują się na część czołowych libijskich i amerykańskich przywódców przyznających, że atak był zaplanowany wcześniej i nie ma nic wspólnego z demonstracjami. Niestety, nie doczytali chyba do końca artykułu w Washington Post, do którego odsyłają. „Część czołowych przywódców” oznacza tylko ambasadora USA przy ONZ i prezydenta libijskiego kongresu, którzy wysunęli takie przypuszczenia. Najlepsze jest to, że Washington Post w tym samym artykule określa takie podejrzenia jako nieprawdziwe. Nie mówiąc już o tym, że w interesie Libii jest przedstawienie tego zamachu jako działania sił obcych.

Do tej pory byłem skłonny uważać Avaaz za organizację wprawdzie prowadzoną przez pięknoduchów, ale szlachetną w swych zamiarach, organizację, której zależy na pokoju na świecie i na przestrzeganiu praw człowieka. W liście zobaczyłem jednak cyniczną manipulację faktami, która ma przysporzyć podpisów pod wspomnianą petycją. (r)

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign