Najlepsi przyjaciele Hamasu

Jonathan Schanzer

Czas zacząć traktować Turcję i Katar jako przyczółki terrorystów.

 Mashal (Hamas), Davutoglu (Turcja)

Mashal (Hamas), Davutoglu (Turcja)

Kiedy ponownie będą się toczyć negocjacje na temat zawieszenia broni pomiędzy Hamasem a Izraelem, przedstawiciele Turcji i Kataru powinni siedzieć po tej samej stronie stołu, co Hamas, a nie pomiędzy szanowanymi dyplomatami.

Coraz trudniej jest ukrywać, że te dwa kraje, będące wieloletnimi sojusznikami USA, jednocześnie wspierają Hamas. Sojusz ten, od dawna oczywisty dla regionalnych graczy, takich jak Egipt czy Arabia Saudyjska, zaczyna też być widoczny dla Waszyngtonu. Bo dlaczego John Kerry apelował do tych dwóch krajów, aby zadbały o bezpieczne uwolnienie schwytanego izraelskiego żołnierza Hadara Goldina, zanim Izrael ogłosił, iż poległ on w walce?

Katar jest uznawany ze jednego z głównych sponsorów Hamasu. W 2012 roku ówczesny emir Hamad bin Khalifa Al Thani podczas wizyty w Gazie przekazał 400 mln dolarów. W ostatnim miesiącu Doha próbowała przetransferować przez jordański bank miliony dolarów przeznaczone na wypłaty dla pracowników Hamasu. Kiedy transfer został zablokowany na żądanie Waszyngtonu, kontynuowano pomoc innymi sposobami. Na przykład w Katarze ukrywa się jeden z liderów Hamasu, Khaled Meshaal, oraz grupa innych wyższych dowódców. Ani Hamas, ani Katar nie dbają o zachowanie pozorów. Spotkanie Meshaala na ulicach Doha jest takim samym wydarzeniem jak spotkanie Woody’ego Allena w Nowym Jorku.

Turcja jest drugim domem dla innego z przywódców Hamasu, Saleha al-Arouriego, założyciela Qassam Brigades, będących odgałęzieniem Hamasu. Sam Arouri stał się w ostatnich latach bardzo ważną figurą. Jeden z pracowników resortu bezpieczeństwa Izraela powiedział, że był on „powiązany z aktem” porwania i zamordowania trzech izraelskich nastolatków w czerwcu tego roku. Rząd turecki pod przewodnictwem Erdogana stał się krzykliwym zwolennikiem Hamasu. Ponadto dotuje Hamas, przekazując środki na inwestycje publiczne, takie jak meczety, szkoły i szpitale, a także, jak donoszą niektóre źródła, poprzez bezpośrednie dotacje finansowe.

W takiej sytuacji nie jest dziwne, że Izrael nie zgadzał się z rolą Kataru i Turcji w negocjacjach z Hamasem, jakie rozpoczęły się po wybuchu walk w lipcu. Szczególnie zirytowany był faktem udziału ministrów spraw zagranicznych Kataru i Turcji na szczycie w Paryżu 26 lipca. Izraelczyków jeszcze bardziej rozsierdziła przesłana przez USA turecko-katarska propozycja rozejmu.

Podczas negocjacji Doha i Ankara forsują porozumienie dające najwięcej korzyści Hamasowi, bez oglądania się na bezpieczeństwo Izraela, za to uwzględniające zniesienie blokady strefy Gazy oraz podłączenie palestyńskiego ugrupowania do światowej ekonomii.

Jednak nie tylko Izrael poczuł się urażony takim rozwojem sprawy. Organizacja Wyzwolenia Palestyny także zrugała Turcję i Katar za „pomijanie w negocjacjach OWP jako jedynego oficjalnego organu reprezentującego Palestyńczyków”. Mahmoud Abbas potępił Hamas za ukrywanie się za dwoma protektorami mówiąc, że „ci, którzy chcą być reprezentowani przez Katar i Turcję, powinni tam wyjechać i zamieszkać”. Był to przytyk wymierzony w Meshaala, który jest postrzegany przez Abbasa jako polityczny rywal, a który często wypowiada się w imieniu Hamasu z komfortowego pięciogwiazdkowego hotelu w Doha.

Inne kraje arabskie, a w szczególności monarchie szukające remedium na destabilizacyjny wpływ Bractwa Muzułmańskiego, także są wściekłe z powodu roli, jaką pełnią Katar i Turcja w negocjacjach pokojowych. Jak napisał Newsweek: „Przedstawiciele Arabii Saudyjskiej i Jordanii, aby wymienić tylko dwie zainteresowane strony, obserwowały ze zdziwieniem zaangażowanie Kerry’ego w rozmowy z ministrami spraw zagranicznych Turcji i Kataru prowadzone podczas szczytu w Paryżu”. Lewicujący izraelski „Haaretz” także zauważył, że podniesie rangi tych dwóch państw było „policzkiem wymierzonym” w regionalne potęgi.

Egipt także poczuł się zirytowany zaistniałą sytuacją. W zeszłym roku obecny egipski rząd pod przewodnictwem Abdela Fattah al-Sisiego obalił Bractwo Muzułmańskie wspierane przez Katar i Turcję. Obecnie postrzega on Hamas, założony w 1987 jako odłam BM, jako swego ideologicznego wroga. Irytacja egipskiego rządu była na tyle duża, że nie wysłał on swojego przedstawiciela na szczyt w Paryżu i oskarżył Turcję i Katar o próby „pokrzyżowania” egipskich wysiłków mających na celu zakończenie konfliktu.

Głębokie podziały na Bliskim Wschodzie w kwestii Hamasu i BM są symptomem większego zjawiska. Po arabskiej wiośnie przemeblowaniu uległ cały regionalny układ sił. Egipt nie jest już najsilniejszym sojusznikiem USA w świecie arabskim. Katar i Turcja próbują zwiększyć swoje znaczenie i umocnić pozycję oraz jeszcze bardzie osłabić więzi pomiędzy Izraelem i Stanami, nadszarpnięte już poprzez różnice zdań na temat irańskiego programu atomowego. Inne kraje są zbyt zaangażowane w porządkowanie wewnętrznego chaosu, aby przejmować się tym co się dzieje poza ich granicami. Wszystko to utworzyło zator na froncie dyplomatycznym, co do pewnego stopnia wyjaśnia fakt, że po pięciu tygodniach walk w strefie Gazy wciąż nie było szans na zawieszenie broni.

Izrael i Egipt graniczą z Gazą. Jeśli nie zgadzają na rozejm na warunkach Hamasu i jego patronów, to piłka jest po ich stronie. Co ważniejsze, oba kraje rozumieją, że Katar i Turcja nie są uczciwymi graczami. Razem z Hamasem stworzyły ten kryzys, a teraz twierdzą, że chcą go rozwiązać.

Niektórzy twierdzą, że Doha i Ankara robią co do nich należy, ponieważ są sojusznikami Hamasu i mogą doprowadzić islamistów z Gazy do negocjacyjnego stołu. Jednak wcale nie jest pewne, czy są w stanie to uczynić. Ministrowie spraw zagranicznych Kataru i Turcji, Al-Attiyah i Davutoglu, odnieśli niezasłużone zwycięstwo, kiedy ogłosili trzydniowe humanitarne zawieszenie broni. Rozejm został zerwany niecałe dwie godziny po tym, jak się zaczął, kiedy Hamas wziął do niewoli Goldina. To wtedy Kerry zwrócił się do obu krajów błagając je, aby pomogły w wydaniu izraelskiego żołnierza, co mogłoby być pierwszym krokiem do kolejnego rozejmu. Davutoglu nie przyznał się, że to Hamas pojmał Izraelczyka, ale powiedział, że „razem z innymi podejmiemy wszelkie działania jakie pozwolą rozwiązać tą sprawę. Zrobimy co w naszej mocy”. Katarczycy nie mieli nic do powiedzenia w tej sprawie.

Ale członkowie Kongresu mieli coś do powiedzenia o roli, jaką pełnią te kraje we wspieraniu Hamasu. W zeszłym roku do przedstawicieli Kataru i Turcji został wystosowany list wyrażający zaniepokojenie faktem wspierania przez te kraje organizacji terrorystycznych. Kongresmen Peter Roskam wystosował pismo do Kerry’ego oraz Sekretarza Skarbu Jacka Lawa, w którym domaga się zrewidowania relacji z Katarem w związku ze wspieraniem Hamasu. Rewizja ma też dotyczyć największej amerykańskiej bazy lotniczej na Bliskim Wschodzie, która znajduje się na terenie tego kraju.

Po tym jak izraelski premier Benjamin Netanyahu ogłosił jednostronne wycofanie sił z Gazy bez negocjacji z Hamasem, rola Kataru i Turcji znacznie spadła. Oficjalną przyczyną takiej decyzji był brak zaufania, czy Hamas dotrzyma składanych obietnic. Jednak poprzez to posunięcie Izrael zniweczył wpływ sojuszników Hamasu; nie mają oni teraz żadnej roli do odegrania w toczących się w Kairze negocjacjach.

Oczywiście jest tylko kwestią czasu, kiedy proces dyplomatyczny znowu nabierze tempa. Jednak wydarzenia ostatniego miesiąca uwidoczniły parę rzeczy na temat Turcji i Kataru. Przedstawiciele tych krajów nie powinni wchodzić w skład zespołu negocjatorów, który będzie pośredniczył przy następnych ustaleniach. Powinni oni siedzieć tam gdzie ich miejsce – pomiędzy przedstawicielami grup terrorystycznych

Tłumaczenie: Severus-Snape na podstawie www.foreignpolicy.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign