Nagie piersi i rap zagrażają islamizmowi

Przedstawiamy dwa wywiady: z Europejkami, aktywistkami Femenu oraz z Tunezyjczykiem, raperem. Łączy ich wszystkich to, że jakiś czas spędzili w tunezyjskim więzieniu.

* * *

29 maja w Tunisie zatrzymano trzy działaczki Femenu: Marguerite Stern, Pauline Hillier i Niemkę Josephine Markman, które manifestowały swoje poparcie dla Aminy Sbouï, innej aktywistki tej organizacji.

Amina, Tunezyjka, opublikowała w sieci swoje półnagie zdjęcie z wypisanymi na ciele hasłami o wolności kobiet, lecz oskarżono ją o napisanie słowa „Femen” na murze cmentarnym w mieście Kairouan. Skazane początkowo na cztery miesiące aresztu, działaczki po miesiącu zostały uwolnione i zmuszone do opuszczenia kraju. Po powrocie do Francji Marguerite i Pauline, specjalnie dla “Charlie Hebdo” opowiadają o sytuacji kobiet w Tunezji. Wywiad ma miejsce w chwilę po tym, jak przedstawicielki Femenu opuściły dwudziestoczterogodzinny areszt po kolejnej akcji, tym razem przed Pałacem Elizejskim w Paryżu, 3 lipca 2013 r.

Charlie Hebdo: Jakie kobiety – i za co – zamyka się dziś w Turcji?

Marguerite Stern, Pauline Hillier: W więziennych celach znajdą się zarówno te z długimi, jak i z krótkimi włosami. Pod tym względem nie ma specjalnego rozróżnienia. Niekoniecznie też wszystkie kobiety, które tam trafiły, są przestępcami. Spotkałyśmy cztery morderczynie, kilka złodziejek, większość znalazła się tam jednak z tego samego powodu, co my – za sprawą uniwersalnej formułki „naruszenia dobrych obyczajów”, pod którą można podciągnąć oczywiście wszystko. Kilka kobiet odsiadywało karę za cudzołóstwo – pięć lat więzienia. Jedyną szansę na skrócenie tego wyroku daje list od męża, upoważniający kobietę do opuszczenia zakładu. Za kratkami przebywała z nami także młoda dziewczyna zgwałcona przez dwóch chłopaków. Znaleziono w jej pochwie spermę, a przecież nie była mężatką. Wyrok: cztery lata więzienia. Inny przypadek to kobieta, która miała romans z pewnym Libijczykiem – skazana za nic innego, jak naruszenie dobrych obyczajów. Zawsze znajdzie się w prawie coś, co pozwoli wsadzić ludzi do więzienia. Najpierw areszt tymczasowy, potem oczekiwanie na proces trwające dwa, trzy, nawet cztery miesiące.

W niełatwych, jak można przypuszczać, warunkach.

Babcia: Nie mów, że jesteś ateistką i lesbijką…
Dziewczyna: I że jestem kobietą też nie?
Babcia: Ciiii!
źródło: “Charlie Hebdo”

Siedziałyśmy w więzieniu La Manouba w Tunisie. Cele więzienne mają po dwadzieścia łóżek, zdarza się jednak, że zamyka się w nich po czterdzieści osób. My przebywałyśmy w takiej celi w dwadzieścia osiem osób, więc tylko szesnaście musiało dzielić łóżko z kimś innym. Trafiło nam się pomieszczenie najmniej uciążliwe, ponieważ na żelaznych łóżkach miałyśmy materace, podczas gdy w innych celach należało zadowolić się kocami. Warunki sanitarne są bardzo trudne. Przez miesiąc tylko raz mogłyśmy wziąć prysznic, co i tak nie było przyjemnym doświadczeniem. Zaprowadzono nas do czegoś, co przypominało wspólne prysznice, podzielone na różne segmenty. Aby się wykąpać, musiałyśmy ściągnąć bieliznę, a gdy to robiłyśmy strażniczka na nas wrzeszczała – uważała, że nasze narządy płciowe są haniebne. Jak najszybciej musiałyśmy więc z powrotem zakładać bieliznę. Następnie ta sama strażniczka oceniła, że nie umyłyśmy się wystarczająco, ponieważ wciąż miałyśmy na sobie jakieś rysunki. Przyszła do naszego baraku, aby nas umyć i nieustannie się na nas darła. Po tej przygodzie zrozumiałyśmy, dlaczego inne kobiety myły się w komórce, która nam służyła jako toaleta.

Tak się składa, że w więzieniu obowiązuje wiele reguł dotyczących kobiecego ciała, na przykład stroju, jaki należy nosić. Nawet w celi nie mamy prawa nosić tego, co chcemy. Nie mamy prawa spać w majtkach ani w szortach. Tolerowano koszulki na ramiączkach, w których spałyśmy, ale i one szokowały. Wychodząc z celi należy mieć bezwzględnie zakryte ramiona i jak najdłuższą suknię za kolana. A po wyjściu z więzienia trzeba być już całkowicie zakrytą. Kiedy odwiedzali nas adwokaci, zakładano nam dżalabiję.

W więzieniu zamyka się kobiety za cudzołóstwo, albo za to, że padły ofiarą gwałtu. Czy tego rodzaju kary były przewidziane w prawie już wcześniej, czy ma to miejsce od niedawna?

Tak naprawdę nie są one zapisane w tekstach prawnych. Kobiety w więzieniu poinformowały nas, że w czasach prezydenta Bena Ali’ego sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Prawo dotyczące kobiet zaostrzyło się w sposób spektakularny. Powiedziano nam nawet, że za Ali’ego kobiety znajdowały się pod wyjątkową ochroną. Za choćby odrobinę brutalne muśnięcie kobiety na ulicy można było wpaść w poważne tarapaty. Dawniej sprawdzano tożsamość kobiet noszących chusty, obecnie – wręcz przeciwnie – sprawdza się kobiety, które nie są zawoalowane, które same piją kawę w kawiarniach. Policjanci wchodzą do takiej kawiarni i pytają kobietę, co robi w niej sama… Jedną z kobiet zamknięto za to, że w deszczu wyszła na ulicę w mini spódniczce. Stwierdzono, że założyła spódniczkę w celu prowokacji seksualnej.

A czy homoseksualizm jest karalny?

Oficjalnie chyba nie. Nie. Ale w więzieniu, owszem, jeśli jesteś o to podejrzany(a), dostajesz sześć miesięcy więcej. Tak czy inaczej, w przypadku naruszenia dobrych obyczajów ukarać można za wszystko. Całowanie się na ulicy oficjalnie też nie jest karalne, tyle że są ludzie, którzy zostali za to skazani. W pewnym momencie opowiadałyśmy jednej dziewczynie o walce Femenu o małżeństwa homoseksualne. Powiedziała nam: „Mówcie ciszej, nie mogą tego usłyszeć.”

Czy to było największe tabu?

Tak, a oprócz tego Żydzi. Pewnego razu dziewczyna w więzieniu zapytała nas dosadnie, czy lubimy Hitlera. Rozmawiając z nią, zdałyśmy sobie sprawę, że tej 23-latce, po maturze, studiującej turystykę – teoretycznie więc osobie wykształconej – nigdy nie powiedziano w szkole o Holokauście. Nie wiedziała, co to takiego.

Jaką rolę w więzieniu odgrywa religia?

Każdego ranka, po przebudzeniu, miałyśmy dwie godziny religii w telewizji. Jedyna aktywność, jaką nam proponowano, to edukacja religijna; jedyną dostępną książką był Koran… Oficjalnie w więzieniu znajduje się biblioteka, więźniowie nie mają do niej jednak dostępu. Niektóre kobiety mówiły nam, że rodziny wysłały im jakiś czas temu książki, i że wciąż na nie czekają. Co więcej, w przypadku problemów zdrowotnych, wizyta lekarza jest praktycznie niemożliwa. Dolegliwości i wymioty w celi są na porządku dziennym. A ponieważ lekarz nie może pomóc, współwięźniarki czytają chorym Koran. Z braku leków kobiety zwracają się w stronę religii. Zdarzały się nawet bardzo pobożne przypadki. Połowa kobiet w naszej celi odprawiała modły pięć razy dziennie. Niektóre nawet spały w chustach, stąd też nigdy nie widziałyśmy ich włosów. I to wszystko w więzieniu dla kobiet.

Czy mogłyście mówić o tym, że jesteście ateistkami?

Tak. Jednak większość więźniarek myślała, że jesteśmy katoliczkami. Dla nich nieposiadanie religii jest czymś nie do pojęcia. Swoją drogą, próbowały nas nawracać. Mówiły: „Spróbujcie uwierzyć, że bóg istnieje, a zobaczycie – uwierzycie w niego, i wszystko jakoś się ułoży.”

Jak was postrzegano? Co mówiono o waszej działalności i działalności Aminy?

Nasza historia i historia Aminy budziły duże zainteresowanie… Bardzo dużo o tym opowiadałyśmy. W gruncie rzeczy – i właściwie dlatego to robiłyśmy – nasze znajome z więzienia były w 100 procentach po naszej stronie. Uznały za szaleństwo fakt, że przemierzyłyśmy Morze Śródziemne, aby wesprzeć dziewczynę, której nawet nie znałyśmy. Zwłaszcza to bardzo im zaimponowało. Co do sposobu, w jaki to zrobiłyśmy, były zaskoczone, nawet jeśli w więzieniu same żartowały zdejmując swoje T-shirty. A później, kiedy w dzienniku telewizyjnym podawano informacje na nasz temat, w celi zapadała cisza – dziewczyny wpatrywały się skupione w telewizor, aby przetłumaczyć nam treść komunikatów i dostarczyć jak najwięcej informacji. O tym, że skazano nas na cztery miesiące, dowiedziałyśmy się właśnie z telewizji. Wyjaśniłyśmy im, że przyjechałyśmy bronić Aminy, która stała się symbolem tunezyjskiej młodzieży walczącej o wolność. Przez dziesięć dni bombardowały nas swoimi historiami, którym mogłybyśmy dać świadectwo. Naprawdę chciały, abyśmy stały się rzeczniczkami tych wszystkich Amin zamkniętych w więzieniu. Wszystko dlatego, że w więzieniach jest mnóstwo młodych dziewczyn i młodych kobiet, które siedzą tam tylko dlatego, że pragnęły choć odrobinę wolności. Odkąd wróciłyśmy z Turcji, otrzymujemy mnóstwo wiadomości z wyrazami poparcia. Dowiedziałyśmy się na przykład, że rodzina Aminy, w momencie, gdy dowiedziała się o dwóch Francuzkach walczących w imieniu ich tunezyjskiej córki, całkowicie zmieniła zachowanie w stosunku do niej – zaczęła ją bronić. Zdaje się wręcz, że jej matka przyniosła nam do więzienia jedzenie, którego nigdy jednak nie zobaczyłyśmy na oczy…

Co kobiety w więzieniu mówiły na temat obecnej sytuacji w Tunezji?

Mówiły, że salafici (określani przez kobiety mianem „brodaczy”) zabrali młodym ich rewolucję; że jest gorzej, niż było przedtem; że zawiodły ich nadzieje. Mówiły również, że to jeszcze nie koniec, że rewolucja wymaga czasu. (…)

Szczerze mówiąc, odkąd wróciłyśmy, wciąż myślimy o kobietach w więzieniu, o Aminie. Nieustannie powtarzamy: dopóki Amina nie odzyska wolności, nie uciszymy się, nie przerwiemy naszej kampanii. Co więcej, przeszłyśmy przez to, z czym na co dzień Amina ma do czynienia; wiemy, z jakim niepokojem musi oczekiwać na swój proces, jak wraz z nadchodzącym latem, z perspektywą ramadanu spędzonego w więzieniu, towarzyszy jej strach… Jeszcze lepiej rozumiemy jej czyn i odwagę, jaką wykazała się sprzeciwiając się salafitom w Kairouanie.

Rozmowę przeprowadzili Gérard Biard i Luz

 

* * *

 

„Tunezyjskich islamistów spotka haniebny koniec”

W chwilę po wyjściu z więzienia, 25-letni tunezyjski raper Alâa Yâacoubi, alias Weld el 15, podejmuje na nowo walkę o wolność słowa.

Charlie Hebdo: Od kiedy jesteś raperem?

Weld el 15: Moja kariera artystyczna nie zaczęła się od muzyki, lecz od teatru, gdy miałem około 10 lat. Od najmłodszych lat słuchałem rapu, ale dopiero dużo później sam zacząłem go tworzyć. W 2008 r. podpisałem kontrakt z amerykańskim producentem, z którym pracowałem aż do końca 2011. Kluczowa część mojej działalności ma jednak miejsce w Internecie, ponieważ w Tunezji nie łatwo o swobodę wypowiedzi.

W jakich warunkach odsiadywałeś karę?

W normalnych, takich jak wszyscy, choć siedziałem w sześcioosobowej celi, podczas gdy dalej znajdywały się i takie, gdzie tłoczyło się od osiemdziesięciu do stu osób. Widziałem wielu więźniów, którzy odsiadywali kary zasądzone jeszcze za czasów krwawej sprawiedliwości Bena Aliego.

Alâa Yâacoubi

Alâa Yâacoubi

Czy wcześniej zdawałeś sobie sprawę, że za działalność artystyczną możesz trafić za kratki?

Nigdy. Jak można było przewidzieć coś takiego, zwłaszcza po rewolucji? Sądziłem, że po odejściu Aliego będziemy mieć prawo obalania każdego tabu. Tymczasem stało się odwrotnie. Naprawdę myślałem, że cenzura zniknie i bardzo się pomyliłem. Za poprzednich rządów próbowałem w jakiś sposób przedstawić swoje poglądy, w niektórych piosenkach udało mi się przemycić pewne treści. Moja działalność była jednak bojkotowana – nie zapraszano mnie na koncerty, nie wspominając o mediach. Dlatego też wrzucałem piosenki do Internetu. Ponieważ w tamtych czasach trudno było o wyprodukowanie jakiegoś kawałka, nawet wideoklipy puszczałem na necie, mimo iż jako jeden z pierwszych raperów w Tunezji tworzyłem klipy w jakości HD.

Brałeś udział w jaśminowej rewolucji?

Oczywiście. Nie chciałem być w tamtych dniach jedynie artystą. Byłoby strasznie głupio zadowolić się robieniem piosenek, gdy na ulicach ginęli ludzie. Po prostu musiałem tam być.

Jak zaczęła się Twoja sądowa droga przez mękę po wydaniu piosenki „Boulicia Kleb” („Policja to psy”)?

Wrzucenie na Internet tekstu, w którym opisuję policyjną dyktaturę w Tunezji, spotkało się z gwałtownymi reakcjami. W chwilę potem zacząłem otrzymywać pogróżki. Grożono mi śmiercią, obrażano moją matkę, całą moją rodzinę, obiecywano złoić mi skórę. Myślałem, że to wszystko szybko się skończy, po jakiś czasie zauważyłem jednak, że istniało coś na kształt państwowego przyzwolenia na inwigilację mojej osoby. Bardzo mnie to zaskoczyło. Mogłem uciec i wtedy nigdy by mnie nie znaleźli, ale ponieważ nie miałem sobie nic do zarzucenia, wolałem samemu stawić się przed wymiarem sprawiedliwości. Wiele osób radziło mi uciec przez granicę z Libią i następnie poprosić o azyl polityczny w Europie, wolałem jednak pozostać w Tunezji, nawet kosztem trafienia do więzienia.

Czy dziś żałujesz tej decyzji?

Nie. Żałuję tylko, że tunezyjski wymiar sprawiedliwości nie jest niezależny. W dniu, gdy stanąłem przed sądem zrozumiałem, że trafię za kratki na dwa lata. Gdy patrzyłem w oczy sędziny i słuchałem jej wypowiedzi, było dla mnie jasne, że wyda ona wyrok zgodnie z rozkazami – tak jak za czasów Bena Aliego. System się nie zmienił. Nie żałuję też piosenki, za którą trafiłem do więzienia. Wręcz przeciwnie – nie popełniłem żadnej zbrodni, której mógłbym żałować.

Co w takim razie zmieniło się po rewolucji?

Rewolucja jest praktycznie martwa. Należałoby ją kontynuować. Rewolucja to kawał ciężkiej roboty, przyjrzyjcie się historii Francji – tam trwała ona całe dekady. Dziś w Tunezji wszystko jest droższe, nic nie działa, jedyne, na co chcielibyśmy liczyć, to wolność słowa.

Jakie masz przesłanie dla islamskiego rządu?

Chcę im powiedzieć, że wszystkie dyktatury w historii, od Hitlera po Bena Aliego, skończyły się w haniebny sposób. I taki koniec również ich spotka.

Wypowiedzi spisał Zineb El Rhazoui.

 

Tłumaczył: Bochun

Źródło: http://www.charliehebdo.fr/news/tunisie-903.html

Klip “Boulicia kleb”: http://www.youtube.com/watch?v=6owW_Jv5ng4

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign