Muzułmanie znów postanowili poczuć się obrażeni

Jan Wójcik

Po wydarzeniach w Benghazi wracamy do punktu, w którym byliśmy po aferze z karykaturami Mahometa. Znowu trzeba ludziom przypominać, czym jest wolność słowa, dlaczego jest potrzebna i dlaczego może czasami obrażać.

Nie same wydarzenia, ale reakcje na wydarzenia w Benghazi, Kairze, a teraz zapewne i w Jemenie, pokazują, że znaleźliśmy się na skraju jakiegoś ogłupienia. Trzeba to sobie wyraźnie powiedzieć. Kiedy w grę wchodzi religia, przestajemy myśleć, a zaczynamy przepraszać.

Tak sportretowany został Mahomet w filmie będącym przedmiotem kontrowersji

Tak sportretowany został Mahomet w filmie będącym przedmiotem kontrowersji

Po pierwszych zamieszkach, spowodowanych opublikowaniem jakiegoś bzdurnego filmu na drugim końcu świata, ambasada amerykańska w Egipcie przeprosiła, jak gdyby miała cokolwiek z tym filmem wspólnego. Te przeprosiny zostały zdementowane przez Biały Dom, który jednak już wkrótce po zamordowaniu ambasadora, reprezentanta Stanów Zjednoczonych w Libii, pogroził islamistom… na kolanach. Obama zapewniał, że USA robią wszystko, by nie urazić wyznawców islamu. Chciało się krzyknąć: „Człowieku ocknij się, co ty bredzisz, zamordowali wysłannika twojego kraju, pracownika chronionego immunitetem, i to z powodu błahostki!”. Obamie wtórowała Hilary Clinton twierdząc, że to wydarzenie powinno wstrząsnąć sumieniem wszystkich religii. Zaczęło się więc typowe rozmywanie odpowiedzialności, żeby znowu nie skupić się wyłącznie na islamie. Ale to wyznawcy tej właśnie religii, z powodu „ochrony” reputacji jej proroka, dopuścili się linczu i wlekli ciało ambasadora Stevensa przez ulice miasta.

To było tylko preludium do ponownego ataku na wolność słowa. Rozmaici „liberałowie”, jak na przykład dziennikarz Guardiana Andrew Brown, puścili w ruch medialną maszynę, wzywając do zablokowania prowokacji wymierzonych w muzułmanów. Pojawiły się głosy twierdzące, że film na Youtube może spowodować tragiczną śmierć w innej części globu.

Również Watykan potępił tę prowokację. Pytanie brzmi, czy papież żyje w nieświadomości, czy też czuje się odpowiedzialny za zakładników, chrześcijan mieszkających w krajach muzułmańskich. Zamieszki były bowiem wcześniej podsycane w Egipcie przez islamistów podkreślających fakt, że jednym z twórców filmu jest Maurice Sadeq, Kopt mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Twierdzili oni, że to prowokacja mająca na celu wprowadzenie podziałów w Egipcie. Zresztą egipskie Bractwo Muzułmańskie cały czas prowadzi w tej sprawie podwójną grę. Jego oficjalna strona internetowa Ikhawnweb zapytywała, kto dopuścił do osłabienia ochrony amerykańskiej ambasady i wzywała do umiarkowania, jednak arabskie gazety informowały, że już w dniu śmierci ambasadora w Libii egipskie Bractwo wezwało do zwiększenia liczby protestów.

A przecież to nic nowego. Już raz byliśmy świadkami identycznej debaty dotyczącej karykatur Mahometa. Z powodu chorobliwej nadwrażliwości muzułmanów na punkcie proroka także wtedy ginęli ludzie. Wtedy jednak premier Danii Anders Fogh Rasmussen stanął po stronie wolności słowa, co mogło pozbawić go szansy na objęcie stanowiska szefa NATO, gdyż urażony premier Turcji próbował zablokować tę nominację. Wtedy też padł jeden z najlepszych komentarzy w tej sprawie, którego autorem jest filozof, profesor Hołówka. Zacytuję go ponownie i zachęcam, by dobrze zapamiętać te słowa, gdyż doskonale rozwiewają wszelkie wątpliwości w tej kwestii: „Muzułmanie nie zostali obrażeni, tylko postanowili poczuć się obrażeni”. I jak wyjaśnił na zorganizowanej przez nasze stowarzyszenie debacie pt. „Granice wolności słowa”, człowiek sam decyduje, czy czuje się obrażony czy nie.

Wtedy została również przyjęta rezolucja Rady Europy, w której stwierdzono, że niezależnie od tego, czy nam się to podoba czy nie, wolność słowa jest tak istotna, że należy zaakceptować fakt, iż może ona obrażać jednostki, a nawet całe sektory społeczeństwa.

Twierdzenia typu: „film spowodował śmierć ambasadora” są absurdalne i niedojrzałe, tak samo jak mówienie, że „chodziła w krótkiej spódniczce to nie dziw, że zgwałcili”. Film dostarczył tylko pretekstu, stał się ziarnem, które padło na podatną glebę zacofania, fanatycznej religijności i islamskiego fundamentalizmu. Wracamy niestety ponownie do tej samej dyskusji i trzeba ponownie dać odpór zapędom cenzorów, którzy chcieliby wyłożyć świat dywanem, by wrażliwa muzułmańska religijność nie nastąpiła na niewygodny kamyczek np. w postaci pytania o czyny Mahometa. Pat Condell, krytyk islamu, zapowiedział dzisiaj: „Jeżeli muzułmanie będą tak reagować, ludzie nadal będą ich obrażać. Nikt nam nie będzie mówił, co nam wolno, a czego nie wolno mówić”. (r)

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy